Inwestycje w innowacyjność w praktyce

wnp.pl (Piotr Apanowicz)
Fot. Adobe Stock. Data dodania: 20 września 2022

Nie ma praktycznie sektorów gospodarki, które nie ulegną przeobrażeniu dzięki technologiom cyfrowym. Rewolucja cyfrowa to nie kwestia przyszłości - ona już nastąpiła, a Polska musi gonić uciekającą nam czołówkę peletonu - przekonuje Magdalena Dziewguć z firmy Google.

- Polska nie ma innego wyjścia niż rozwijać innowacyjność. Albo będziemy nowocześni, albo nie będzie nas wcale - przekonywała na sesji „Inwestycje w innowacyjność w praktyce” w trakcie Europejskiego Kongresu Gospodarczego 2016 w Katowicach Jadwiga Emilewicz, podsekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju.

GALERIA  11 ZDJĘĆ

Jak zwróciła uwagę, według badań jedną z kluczowych barier w rozwoju innowacyjności nie jest brak kapitału, a raczej kapitału społecznego. - Chcemy stworzyć zestaw dobrych praktyk, promować innowacyjność i pokazać, że administracji rządowej na tym zależy - zadeklarowała. Stąd trwają prace nad ustawą o innowacyjności, która ma stworzyć zestaw ram prawnych oraz system zachęt dla przedsiębiorców. Nie chodzi tu oczywiście o wymyślanie koła, a raczej o wykorzystanie praktyk stosowanych na świecie, takich jak zachęty podatkowe, z których mogliby korzystać przedsiębiorcy realizujący ryzykowne pomysły, a także ułatwienia prawne w funkcjonowaniu firm, bo raczej trudno być szczególnie nowoczesnym, jeśli znaczną część swojej aktywności trzeba poświęcić na walkę z biurokracją i rozbudowaną sprawozdawczością.

- W Polsce za mało jest funduszy typu venture capital, chcemy pomóc budować taką kompetencję przy polskich dużych firmach z udziałem skarbu państwa. Wyciągnięcie ryzyka na zewnątrz tych firm ułatwi podejmowanie decyzji na temat inwestycji w start-upy. Chcemy łączyć fundusze publiczne z prywatnymi - mówiła wiceminister rozwoju.

Według niej w Polsce jest jednocześnie dużo entuzjazmu, jak i sceptycyzmu w odniesieniu do start-upów. - Nie stać nas na inwestowanie we wszystko, trzeba podjąć niepopularne, także z politycznego punktu widzenia, decyzje, do których branż przykładać ten lewar publicznego pieniądza - przekonywała.

- Mam silne przekonanie, że wśród polskich przedsiębiorstw jest duża determinacja i chęć wsparcia inwestycji innowacyjnych, ale nie według jednego określonego modelu, jako że każda firma chce dopasować to wsparcie do swoich potrzeb - powiedział Michał Szaniawski, wiceprezes Agencji Rozwoju Przemysłu.

Przytoczył przykład dużej spółki skarbu państwa, która wdrożyła u siebie w firmie program premiowania pracowników za rozwiązania innowacyjne, przynoszące jej oszczędności. Efekt był taki, że koszty w spółce najpierw były sztucznie pompowane, po to by następnie wprowadzić „innowacje” sprowadzające je do normalnego poziomu. - Skończyło się na sprawach w sądzie, w których pracownicy domagają się premii za tego typu innowacje. Ta firma zapewne nie będzie w najbliższym czasie chętna do promowania innowacyjności, co tylko pokazuje, że nie ma uniwersalnego modelu, odpowiedniego dla wszystkich - podkreślił wiceprezes ARP.

Zastrzegł jednocześnie, że trzeba mieć świadomość, że duża zmiana nie zajdzie szybko. To zawsze będą programy wieloletnie, a duże firmy są dodatkowo z natury rzeczy nieco mniej elastyczne niż mniejsze podmioty.

- Innowacja zaczyna się od „i”. To nie mogą być firmy duże lub małe, nie nauka lub przemysł itp. Trzeba to wszystko robić wspólnie. Chodzi nie tylko o budowanie własnych kompetencji, ale także o umiejętność transferu wiedzy, korzystania z zewnętrznych kompetencji i w razie potrzeby oddawania własnych, nawet za darmo, jeśli może to przynieść korzyść - przekonywał Piotr Dardziński, podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

Jego zdaniem resort chce pokazać, że dla nauki współpraca z firmami jest cenna. Stąd na przykład doktoraty i habilitacje wdrożeniowe - by naukowcy przenosili się do działów badawczo-rozwojowych firm i mogli kontynuować karierę naukową, a docelowo wrócić na uczelnię. - Chcemy pokazać, że naukowcy wdrożeniowi nie są naukowcami drugiej kategorii, bo najpierw pracują nad badaniami, a dopiero potem publikują, a nie odwrotnie - mówił. Podkreślił, że uczelnie mają być nagradzane za współpracę z przemysłem w taki sposób, aby zdolność do komercjalizacji badań była w większym stopniu uwzględniana w kryteriach oceny, czyli tzw. parametryzacji uczelni. - To powinno się uczelniom opłacać na dwa sposoby: wprost, dzięki komercjalizacji, a także dzięki środkom od państwa. Z drugiej strony nie należy oczywiście przesadzić, żaden uniwersytet na świecie nie utrzymuje się tylko z komercjalizacji, nie wolno zaniedbywać także badań podstawowych - argumentował wiceminister.

W jego opinii drogą do sukcesu jest dzielenie ryzyka, pod względem finansowym i organizacyjnym. - Jeśli firma jest w stanie zaryzykować swoje środki w stosunku 50 na 50, to instytucje rządowe powinny w tym uczestniczyć - mówił

Jerzy Kątcki, zastępca dyrektora Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, przekonywał, że ten model sprawdza się w projektach partnerskich centrum ze spółkami przemysłowymi. - Jesteśmy przy tym w stanie wybrać rzeczywiście najlepsze projekty, bo współczynnik sukcesu waha się w granicach 10-20 proc. Firmy nie boją się ryzyka związanego z zainwestowaniem w taki sposób w projekty badawcze, bo inaczej nie byłoby tak dużych kolejek w organizowanych przez nas konkursach - ocenił. I dodał, że dzielenie się ryzykiem z tym związanym przez firmy i instytucje budżetowe z jednej strony zachęca firmy do tego typu projektów, a z drugiej strony daje gwarancje, że te środki nie zostaną zmarnowane.

- Nie ma dzisiaj sektorów gospodarki, które nie ulegną przekształceniu w wyniku technologii cyfrowych. Nie jest tak, że rozmawiamy o przyszłości, rewolucja cyfrowa już nastąpiła i znajdujemy się poza czołówką peletonu - uważa Magdalena Dziewguć, head of Google for work na Europę Centralną i Wschodnią. Jej zdaniem w teorii niemal wszyscy uznają, że innowacje są ważne i potrzebne dla gospodarki. Jednak w praktyce tylko nieliczni prowadzą własne start-upy lub angażują w nie własne środki. - Najważniejszą barierą jest deficyt kapitału społecznego. Za mało jest prób wyjścia ze strefy komfortu i choćby spróbowania stworzenia czegoś nowego dla własnej społeczności. To jest przestrzeń, w której start-upy budują pozytywne doświadczenia użytkownika - mówiła.

Przekonywała jedocześnie, że faktyczna innowacyjność to stan umysłu, gotowość przyjęcia tego, że czasem się nie uda. - Nawet najlepsze programy rządowe nie wystarczą, jeśli w spółkach nie zostanie zaszczepiona wolność do porażki i wyjścia poza sferę komfortu - podkreślała.

Moderująca dyskusję Magdalena Burnat-Mikosz, partner w firmie doradczej Deloitte, przypomniała, że jednym z pytań zadawanych przez przedstawicieli firmy Amazon w trakcie rozmowy o pracę jest pytanie ile kandydat podjął ryzykownych projektów i ile z nich zakończyło się niepowodzeniem. - Co ciekawe, większe szanse na zatrudnienie mają osoby, które mają na koncie więcej porażek. Trudno jest zaszczepić tego typu filozofię w polskich firmach - mówiła.

Krzysztof Milewski, dyrektor generalny Centrum Badawczo-Rozwojowego firmy American Heart of Poland, jest zdania, że trzeba działać w ekosystemie, prowadząc badania własne, ale także budując współpracę z ośrodkami uniwersyteckimi, a także szeroko pojętą współpracę ze start-upami, krajowymi i zagranicznymi.

- Kiedy w 2004 roku zaczynaliśmy współpracę z jednym z uniwersytetów, byliśmy dyskredytowani za łączenie nauki z biznesem. Teraz to się na szczęście zmienia. Zbudowaliśmy własne centrum badawczo-rozwojowe, każdy jego pracownik odbył szkolenie i praktykę zagraniczną. Inwestowaliśmy w ludzi którzy mają nie tylko innowacyjne pomysły, ale także zagraniczne kontakty, co dało podstawy do skutecznego aplikowania o granty i dotacje - wspominał.

Marek Rosiński, partner zarządzający w firmie Baker & McKenzie, zastanawiał się, jak wciągnąć do świata innowacji tak konserwatywną branżę jak sektor prawniczy. - Prawnicy zajmują się wsparciem klientów w zarządzaniu ryzykiem i określaniem optymalnych scenariuszy, nasza praca nie polega na tym, żeby powiedzieć, że coś się da zrobić lub nie da - mówił. Według niego Polacy niezbyt lubią korzystać z prawników, a szkoda, bo można by dzięki temu uniknąć wielu niepotrzebnych porażek.

- Często brakuje wiedzy na temat sposobów ochrony własności intelektualnej. Ktoś przychodzi na przykład do nas z pomysłem, który chce opatentować, ale okazuje się, że zaczął od publikacji wyników badań, co sprawia, że uzyskanie patentu nie jest już możliwe. Takich błędów bardzo łatwo można uniknąć - przekonywał.

« POWRÓT
EEC

Szanowny Użytkowniku!

Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.

Co możesz zrobić:

Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie