O wdrażaniu strategii omnichannel przez detalistów, zaspakajaniu potrzeby szybkości, wygody i elastyczności zakupów, nowych metodach płatności rozmawiali uczestnicy panelu „Handel tradycyjny w dobie digitalizacji” podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. Wnioskiem z dyskusji było stwierdzenie, że nowe technologie to tylko narzędzie do stworzenia więzi między klientem a detalistą. A tę należy tworzyć bez względu na kanał sprzedaży.
- Potrzeby dzisiejszego klienta można scharakteryzować trzema słowami: szybkość, wygoda i elastyczność. Sieci handlowe rozumieją te potrzeby i inwestują w różne technologie, które są w stanie uczynić proces zakupowy jak najatrakcyjniejszym. To wcale nie oznacza jednak odchodzenia od handlu stacjonarnego czy tradycyjnego, bo nadal wielu klientów ma potrzebę dotknięcia produktu, pójścia na zakupy. To jest raczej takie wykorzystanie technologii, by sklep stacjonarny mógł jak najlepiej sprofilować ofertę pod konkretne grupy klientów i ich potrzeby - powiedziała Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
- Jednym z przykładów jest technologia bliskiego pola, która pozwala ocenić, czy produkt został podniesiony z półki. W tym kontekście technologia i analiza danych dostarczanych przez różne urządzenia pozwala na stworzenie dobrego doświadczenia zakupowego, które przekłada się lepsze nawiązanie kontaktu z klientem - dodała.
Jak zauważyli specjaliści sklepy stacjonarne decydują się na integrację kanałów sprzedaży krok po kroku, bo jest to kosztowne, ale pozwala pozyskać dogłębna wiedzę o użytkownikach. Z kolei e-sklepy uruchamiają placówki stacjonarne, bo korzystając z analiz zachowań klientów w internecie chcą im zapewnić możliwość kontaktu z produktem. W takim modelu jeden kanał sprzedaży wzmacnia i uzupełnia drugi. O kanibalizacji nie ma mowy.
Małgorzata Rusin, członek zarządu Divante, zwróciła uwagę, że pełne zintegrowanie kanałów sprzedaży jest czasochłonne i kosztowne. - Z badań, które przeprowadziliśmy wynika, że nawet największe marki modowe, dla których kanał e-commerce jest istotny wdrażają najprostsze platformy internetowe zgodnie ze strategią "minimum viable product". Są to platformy z jedynie podstawowymi funkcjonalnościami. Dobrym przykładem tej strategii jest e-sklep H&M, który w Polsce ruszył bez tak podstawowych narzędzi jak np. filtrowanie produktów po kategorii. Była to świadoma decyzja marki, by uruchomić sklep, który działa, choć daleko mu do ideału i zmieniać go dzięki pozyskiwaniu komentarzy od użytkowników, obserwowaniu rynku i konsumentów oraz dodawać nowe opcje w miarę zdobywania doświadczenia. Trzeba pamiętać, że takie rozwiązania, które pozwalają na przenikanie się kanałów online i offline wymagają ogromnej pracy i nakładów na zintegrowanie systemów sprzedażowych, magazynowych i logistycznych - stwierdziła Małgorzata Rusin.
- Mało kto rzuca się od razu na tak głęboką wodę, bo w rzeczywistości wymaga to przemodelowania założeń całego biznesu. Oferowanie klientom możliwości sprawdzenia dostępności produktów w sklepach stacjonarnych, czy zamówienia online i odebrania w placówce tego samego dnia wymaga integracji systemów magazynowych na bieżąco. Taka integracja zajmuje zazwyczaj 40-50 proc. czasu potrzebnego na wdrożenie sprzedaży omnichannel. Dlatego firmy wolą to robić krok po kroku, ale zrobią to bo tego oczekują od nich klienci - dodała.
- Największym plusem wielokanałowości, jest fakt, że każdy kanał sprzedaży wspiera kolejny, bo wyszukiwanie produktów można rozpocząć w telefonie, dokonać z komputera stacjonarnego i odebrać w drodze z pracy do domu w placówce stacjonarnej. Wymaga to jednak „odsilosowania” organizacji i nie trzymania budżetów osobno, aby widzieć wzajemne korzyści napędzania się kanałów - podsumowała Małgorzata Rusin. Niestety jak wynika z badań jedynie 18 proc. detalistów ma wspólny budżet bez podziału na e-commerce i biznes stacjonarny, co oznacza tracenie z pola widzenia wspólnego celu, jakim jest zysk całej firmy a nie jej poszczególnych działów.
Na odwrotną tendencję zwrócił uwagę Michał Kreczmar, dyrektor w zespole ds. transformacji cyfrowej PwC. - Coraz więcej biznesów czysto "onllinowych" decyduje się na otwieranie placówek stacjonarnych, żeby dać szansę klientom na dotknięcie tego produktu. Takim przykładem jest producent oprawek do okularów pod marką Warby Parker, która początkowo była dostępna tylko online. Okazało się jednak, że ludzie przychodzą do biura firmy, żeby przymierzyć okulary, więc postanowiono uruchomić sieć sklepów stacjonarnych. Obecnie firma ma ich ponad 20 w USA i jest to druga sieć po Apple jeśli chodzi o zyskowność z mkw. powierzchni sklepu. Są więc bardziej zyskownym interesem stacjonarnym niż tak luksusowe marki jak Tiffany, bo mają ogromną wiedzę o swoich klientach zebraną w internecie. Są w stanie domknąć transakcje gdzieś na styku obu kanałów, bo mają sklep, który służy im do prezentacji oferty i kontaktu osobistego z klientem. Z tego samego powodu Amazon otwiera stacjonarne księgarnie, czy punkty odbioru produktów, sklepy Amazon Fresh - powiedział Michał Kreczmar.
- Dodatkowo coraz więcej jest pomysłów automatyzujących proces zakupów, jak np. w przyciski elektroniczne wysyłające sygnał do sklepu Amazona, że produkt np. proszek do prania się kończy i klient powinien mieć dostarczony kolejny. Baza marek która weszła w taką współpracę przekracza już ponad 2 tys. pozycji. Duże marki producenckie zwłaszcza z sektora FMCG upatrują w tym swojej szansy, aby zbliżyć się do konsumenta, pomijając handel, bo dzięki temu mają szansę "zobaczyć" i poznać swojego konsumenta - zauważył Michał Kreczmar.
Na problem innowacji szerzej spojrzał Ralph Talmont, ekspert innowacji i kreatywności. - Dowolne rozwiązania technologiczne można wdrożyć. To tylko kwestia czasu i pieniędzy. Na innowacje trzeba jednak spojrzeć szerzej. Według mnie prawdziwa zmiana musi dokonać się na poziomie zarządzania pracownikami w firmach i przestawienia ich na tory poszukiwania nowych rozwiązań i ciągłego uczenia się. Technologia powoduje bowiem, że te modele biznesowe, które sprawdzały się wczoraj w czasach galopującej zmiany mogą upaść z dnia na dzień. Zanim strategia zostanie wymyślona, zweryfikowana, zaakceptowana i wdrożona firma najczęściej działa już w innych warunkach rynkowych. Tworzenie i wdrażanie strategii trwa miesiącami, a technologie zmieniają się z dnia na dzień. Dlatego ludzie pracujący w firmach muszą nauczyć się tworzyć strategie w oparciu o prognozy, a nie dane archiwalne. To oznacza m.in. konieczność przestawienia szkoleń pracowników z wykonywania codziennych obowiązków na wzbudzenie kreatywności i poszukiwanie innowacji oraz obszarów zmian. To oznacza przekształcenie działów HR w instytucje edukacyjne - powiedział Ralph Talmont, ekspert innowacji i kreatywności.
- Trzeba będzie też dać pracownikom coraz niższego szczebla możliwość podejmowania decyzji w ich obszarach, bo klienci nie są skłonni czekać miesiącami aż ich potrzeby zakupowe czy oczekiwania zostaną spełnione. Klienci mają oczekiwania tu i teraz i szukają detalisty czy usługodawcy, które może je spełnić tu i teraz. W tym kontekście innowacją może być szkolenie dla kasjerów jak dobrze powitać klienta w sklepie. Trzeba skrócić ścieżki decyzyjne, między osobami mającymi bezpośredni kontakt z klientami a menedżerami firmy. Bez tej wymiany trudno o obranie dobrej strategii. Z tego samego powodu możliwość podejmowania decyzji powinna być delegowana na coraz niższy szczebel, aby sklep był w stanie elastycznie odpowiadać na potrzeby klientów z dnia na dzień - dodał.
Maciej Łukasik, dyrektor zarządzający sektorem retail w ING Bank Śląski, zauważył, że rozwój sektora płatności powiązany jest z innymi technologiami, które są wdrażane przez sektor handlu. - Ostatnio południowokoreańscy naukowcy opracowali technologię drukowania kodu RFID na plastikowej folii, dzięki czemu ich koszt spadł z kilkunastu centów do poniżej 1 centa. Dzięki temu możliwe będzie upowszechnienie tej technologii, co spowoduje, że w sklepie przyszłości klient będzie wkładał produkty do swojej torby i przechodził przez bramkę podobną do tej na lotniskach, która zeskanuje kody produktów z naszej torby a płatność dokona się w tle dzięki jednemu z portfeli elektronicznych np. metodą HCE, która dostępna jest już na polskim rynku. Jednak w opinii eksperta ING Banku Śląskiego będzie to technologia na jakiś czas. Docelowo najbardziej efektywną metodą może być płatność biometryczna, która będzie opierać się na identyfikacji kupującego: skanie odcisku palca, tęczówki oka czy naczyń krwionośnych, które są naszymi niepowtarzalnymi cechami – powiedział Maciej Łukasik.
- Jest na świecie kraj, który zgromadził dane biometryczne 99 proc. wszystkich swoich obywateli. Są to Indie, które od 2009 roku prowadzą program Aadhaar, wprowadzony by ukrócić wyłudzenia pomocy społecznej. Rząd rozesłał więc po kraju kilkadziesiąt tysięcy urzędników wyposażonych w przenośne czytniki, którzy w ciągu kilku lat „zapisali” dane obywateli. Pozwoliło to na zaproponowanie przez sektor bankowy innowacji w obszarze płatności. Dwa miesiące temu jedne z hinduskich banków zaproponował klientom połączenie rachunków z rządową bazą biometryczną, a detalistom aplikację mobilną, gdzie detaliści mogą akceptować płatności. Płatność odbywa się za pomocą smartfona wyposażonego w czytnik linii papilarnych. Otwiera to pole do nowych doświadczeń konsumenta. Sądzę, że to jest właśnie przyszłość płatności – biometria – powiedział Maciej Łukasik.
Michał Kreczmar z PwC dodał, że w tym kontekście nie dziwi fakt, że największe inwestycje Amazona idą w tej chwili na rynek hinduski, m.in. w 40 centrów logistycznych.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie