Inwestycje zagraniczne w Europie Centralnej

wnp.pl (Katarzyna Walterska)
Fot. Adobe Stock/PTWP. Data dodania: 20 września 2022

Inwestycje zagraniczne, nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach regionu przybierają zupełnie nowy kształt, wchodzą w nowe obszary. Ale to dobra opinia o polskich pracownikach, a nie sytuacja polityczna determinuje decyzje o lokowaniu inwestycji - wynika z debaty "Inwestycje zagraniczne w Europie Centralnej", która odbyła się podczas IX Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.

Od początku transformacji zarówno Polska i kraje naszego regionu były atrakcyjne dla inwestorów zagranicznych. W zasadzie nieprzerwanie od 1991 roku mieliśmy do czynienia z napływem kapitału zagranicznego. Z danych na koniec 2015 roku wynika, że bezpośrednie inwestycje zagraniczne w Polsce to kwota 712 mld zł co stanowi 40 proc. PKB. Inwestycje te to głównie przemysł, usługi finansowe, handel. Pozostałe kraje regionu, zwłaszcza te mniejsze w relacji do gospodarki mają jeszcze więcej kapitału bo ponad 69 proc. PKB – Węgrzy, 62 proc. PKB – Czechy, 56 proc. Słowacja. Nie należy zapominać, że to inwestorzy zagraniczni pomagali w procesie prywatyzacji. Wchodzili na nasz rynek po to, żeby być bliżej lokalnego konsumenta.

GALERIA  9 ZDJĘĆ

- Z punktu widzenia zmian, które zachodzą na arenie międzynarodowej można powiedzieć, że pewien model napływu inwestycji zagranicznych do Polski, czy innych krajów regionu zaczyna się wyczerpywać, ponieważ w zasadzie wszyscy poważni gracze są w tych krajach obecni. Nowych podmiotów raczej ciężko się spodziewać. Nawet jeśli przyciągamy jakąś inwestycję zagraniczną, to wiąże się to z dużą konkurencją ze strony innych krajów i  wysokimi kosztami. Czy w najbliższych latach inwestorzy zagraniczni zamierzają inwestować więcej , mniej czy mniej więcej tyle samo co w ostatnich latach – pytał moderator debaty Adam Czerniak, główny ekonomista Polityki Insight.

Patryk Borzęcki, dyrektor zarządzający ds. przetwórstwa, usług na kraje Europy Środkowej i Południowo-Wschodniej, Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju stwierdził, że inwestycje zagraniczne nie tylko w Polsce ale i w innych krajach przybierają nowy kształt, wchodzą w nowe obszary.

- Kraje, które są bardziej rozwinięte nie mają preferencji co do inwestycji zagranicznych, bo czym mogą się one różnić od inwestycji krajowych. Należałoby patrzeć na inwestycje bardziej ogólnie i w takim kontekście, że inwestycje realizowane przez polskie podmioty w krajach, które osiągnęły pewnie poziom rozwoju. Lub zastanowić się, czy wspierać i dotować inwestycje zagraniczne, które służą wspieraniu dobrze rozwiniętych bogatych firm zagranicznych kosztem środków, które posiadają kraje o niższym poziomie rozwoju – mówił ekspert.

I przyznał, że to dość drażliwy temat, ale też nie do końca jednoznaczny. - To zupełnie naturalne, że w pewnym momencie zaczynany selektywnie podchodzić do inwestycji i wybierać a z drugiej strony jednak wspierać inwestycje zagraniczne swoich firm. Od 2005 roku w Polsce i regionie poziom inwestycji zagranicznych realizowanych przez firmy krajowe systematycznie wzrasta – podkreślił.

Zwrócił uwagę, że przez ostatnie 2-3 lata poziom inwestycji zagranicznych jest znacząco poniżej tego, który obserwowaliśmy na początku lat 90-tych czyli przed wybuchem kryzysu. Jego zdaniem  poziom inwestycji zagranicznych powinien nadal trochę rosnąć w krajach regionu a wynika to z tego, że nadal z tych krajach są pewne przewagi konkurencyjne związane z wykwalifikowaną, ale nadal tańszą siłą roboczą.

- Po kryzysie w roku 2008 poziom zainteresowania inwestycjami zagranicznymi drastycznie spadł. Później zaczął się odbudowywać – dodał Patryk Borzęcki.

Z jego opinią nie zgodziła się Iwona Chojnowska-Haponik, dyrektor Departamentu Inwestycji Zagranicznych Polskiej Agencja Inwestycji i Handlu. - Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że w czasie kryzysu Polska zanotowała obniżenie bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Lata kryzysu były doskonałym czasem dla Polski. Zmienił się rodzaj inwestycji, co płynęło na ich wolumen. Nie mieliśmy już do czynienia z transakcjami prywatyzacyjnymi. Przestaliśmy mieć wielkie inwestycje typu greenfield, zaczęliśmy przechodzi w dojrzalszą fazę gospodarki, która przyciąga inny typ inwestycji. Wśród nich sektor usług nowoczesnych dla biznesu. Warto zatem analizować statystyki nie tylko z punktu widzenia wartości napływającego kapitału, ale też pokazywać miejsca pracy, które są tworzone dzięki nowym inwestycjom. Sektor usług nowoczesnych dla biznesu jest tego najlepszym przykładem – powiedziała.

Zwróciła uwagę, że w Polsce pojawiły się w zamian inwestycje typu brownfield, czyli rodzaj inwestycji realizowanych poprzez ponowne wykorzystanie terenów, budynków lub obiektów infrastruktury przemysłowej.

- Wynikało to z tego, że np. Niemcy w czasie kryzysu nie chcieli u siebie rozbudowywać zakładów, zwiększać mocy produkcyjnych. Chcieli szybko realizować zamówienia. Stąd zamiast inwestycji typu greenfield zaczęli lokować projekty w wynajętych powierzchniach magazynowych czy produkcyjnych już istniejących. 47 proc. zainwestowanego kapitału to były reinwestycje - dodała.

Jak to wygląda z perspektywy firmy doradczej? Czy protekcjonizm może szkodzić inwestycjom zagranicznym, czy nie? Marcin Diakonowicz, partner w dziale audytu firmy doradczej Deloitte zwrócił uwagę, że z jednej strony poruszamy się w świecie globalnych korporacji i możemy mówić o globalnym podejmowaniu decyzji, ale polski rynek szczególnie rynek środkowo-wschodniej jest trochę inny niż nam się wydaje.

- Szczególnie w Polsce jest dużo firm rodzinnych, które pochodzą z Europy Zachodniej. W Polsce, na Węgrzech czy w Czech gros inwestycji realizowanych jest przez firmy rodzinne z Niemiec. Oni nie zawsze podejmują decyzje na podstawie dokładnych analiz, tylko bliskości geograficznej, mentalności czy wyczucia biznesowego właścicieli. Bardzo często te inwestycje nie są ujęte w statystykach PAIiH, bo agencja klasyfikuje zadeklarowane inwestycje dużych korporacji – mówił ekspert.

Marcin Diakonowicz stwierdził, że szczególnie firmy rodzinne trzymają się z daleka od polityki.

Iwona Chojnowska-Haponik zwróciła uwagę, że liczba inwestorów zainteresowanych ofertą Polski rośnie skokowo. - Wszystkie duże firmy trafiają bezpośrednio do agencji, ale też mamy do czynienia z mniejszymi podmiotami, które rozwijają swoją działalność. Poza tym naszymi klientami coraz częściej są polskie firmy, które widzą wartość dodaną ze współpracy z PAIiH również z powodu obsługi, która mają zagwarantowaną zagranicą, a którą agencja może świadczyć – dodała.

Innym miernikiem atrakcyjności inwestycyjnej są badania ankietowe. Co roku publikuje jest Polska-Niemiecka Izba Przemysłowo Handlowa (AKH) a dotyczą one atrakcyjności inwestycyjnej Polski i innych krajów regionu. – Dla niemieckich inwestorów Polska zawsze była atrakcyjnym miejscem do inwestycji ze względu na niższe koszty i wykształcenie pracowników – powiedział Michael Kern, dyrektor generalny, członek zarządu, AHK Polska. Zwrócił uwagę, że niemieccy inwestorzy bardzo cenią sobie wykształcenie polskich pracowników. - I to jest miarą, konkurencyjności Polski na tle krajów regionu teraz w przyszłości – dodał. Ważne jest – zdaniem Michaela Kerna – jak będzie kształtowany system edukacji szczególnie wyższej.

Załóżmy jednak, że niemiecki przedsiębiorca przeczytał w polskiej gazecie, że polski rząd nie chce inwestorów zagranicznych. Czy w takim razie ten inwestor ma zainwestować w Polsce, czy nie? - pytał moderator debaty Adam Czerniak, główny ekonomista, Polityka Insight.

- Globalne koncerny mają swoje działy analiz i zwracają uwagę także na tego typu sygnały, ale mamy też niemieckie firmy rodzinne, które mogą być dotknięte sytuacją protekcjonistyczną – stwierdził Marcin Diakonowicz.

- Z naszych analiz wynika, że koncerny nie obawiają się protekcjonistycznego zachowania. Ale w odpowiedzi na nasze badania jestem z prezesów dużego niemieckiego koncernu powiedział, że różnica między Polską a Czechami czy Węgrami polega na tym, że  inwestowanie poza Pragą czy Budapesztem jest praktycznie niemożliwe. Natomiast w Polsce, przez to, że kraj jest zdecentralizowany – we Wrocławiu, Katowicach czy Poznaniu znajdzie tak wykwalifikowanych pracowników jak w Warszawie - dodał Diakonowicz.

Zwrócił uwagę, że nie sytuacja polityczna a bardzo dobra opinia o polskich pracownikach to jeden z aspektów, który podkreślają inwestorzy zagraniczni. Dla inwestorów ważną rolę odgrywa też bliskość kulturowa. - To zależy z jakim krajem Polska konkuruje. Niezwykle ważny okazała się ten aspekt w sektorze usług nowoczesnych dla biznesu. Polska konkurowała z Indiami - zagłębiem firm z tego sektora. Po wielu latach doświadczeń okazało się, że Hindusi mówią znakomicie po angielsku, natomiast nie są w stanie porozumieć się z Brytyjczykami. Różnica w mentalności jest ogromna. Oczywiście kraje z regionu są dla siebie bezpośrednimi konkurentami. Przykładem jest walka o inwestycje motoryzacyjne - na ostatniej prostej Polska musi mierzyć się z Czechami lub Węgrami – podkreśliła Iwona Chojnowska-Haponik. 

Z kim kraje regionu konkurują najczęściej? - Polska konkuruje ze wszystkimi. Patrząc na projekty, które obejmują kraje Bałtyckie, Polskę, Bałkany i wolumen transakcji to właśnie Polska w nadal przyciąga większość inwestycji - 40-50 proc. To wynika również z tego, że Polska ma dość duży rynek wewnętrzny – podkreślił Patryk Borzęcki z EBOiR-u.

Ale też  - na co zwrócił uwagę moderator debaty – w dobie Brexitu, Polska zaczyna konkurować z Niemcami, z Francją o inwestorów z Londynu. – Niestety nie w każdym obszarze mamy szanse wygrać tę konkurencję. Ale np. centra usługowe zdecydowanie tak. Wyraźnie widać, że jest grupa inwestorów, którzy wybierają się na zakupy do Wielkiej Brytanii i tam przejmują firmy i są aktywnym graczem – powiedział Patryk Borzęcki.

« POWRÓT
EEC

Szanowny Użytkowniku!

Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.

Co możesz zrobić:

Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie