Przyszłość samorządu terytorialnego w Polsce. Polityka

PortalSamorzadowy.pl
Fot. Adobe Stock/PTWP. Data dodania: 20 września 2022

Co do konieczności zmian w ustroju JST zgadzają się politycy i… samorządowcy różnych opcji. Zgody nie ma natomiast co do kierunku, w którym te zmiany miałyby zmierzać. Dyskusji na ten temat nie ułatwia rzecz jasna stan obecnych relacji między samorządem, a rządem.

Czas wzmocnić marszałka? I wybrać go w bezpośrednich wyborach?

GALERIA  10 ZDJĘĆ

- Reforma samorządowa ciągle jest niedokończona w aspekcie samorządów powiatowych i wojewódzkich – taką diagnozę stawia Wojciech Saługa, marszałek województwa śląskiego. Jak dodaje obecnie w strukturach władzy w województwach panuje swoisty dwugłos marszałka i wojewody.

- W roku 1998 założenie było takie, że wojewoda jest „odchudzany”, a województwem rządzi marszałek. A od tamtego czasu jednak urząd wojewódzki „puchnie” i obecnie kompetencyjnie niemal zrównał się z urzędem marszałkowskim, co pokazuje naszą niekonsekwencję i bałaganiarstwo – wtóruje mu Andrzej Maciejewski, poseł Kukiz’15 i przewodniczący sejmowej Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej.

- Dojrzeliśmy do tego, żeby była jedna władza w województwach. By marszałek wszedł w kompetencje wojewody i stał się naprawdę szefem regionu – postuluje Saługa. Ostrożniejszy jest Adam Jarubas, marszałek województwa świętokrzyskiego. On również sugeruje, aby uporządkować relacje wojewoda – marszałek, wzmacniając kompetencje tego drugiego, choć zastrzega, że pewną część uprawnień (np. związanych z zarządzaniem kryzysowym) należy wojewodzie pozostawić.

Czy tak wzmocniony marszałek nadal jednak powinien być wybierany przez radnych sejmiku (czyli według klucza politycznego), czy też może raczej wskazać powinni go mieszkańcy całego regionu w wyborach bezpośrednich? To drugie rozwiązania na pewno wzmocniłoby jego pozycję.

- Uważam, że kolegialne zarządzanie unijnymi pieniędzmi jest bardziej bezpieczne – stwierdza Jarubas, który – jak sam przyznaje - nie jest zwolennikiem wyboru marszałków w wyborach bezpośrednich.

- Najpierw trzeba tak ułożyć samorząd wojewódzki, by miał on kompetencje i środki, bo dziś Katowice mają większy budżet od budżetu województwa – komentuje z kolei Saługa.

Za bezpośrednim wyborem marszałka województwa, swoistym systemem prezydenckim, jest Andrzej Dera, prezydencki minister oraz Andrzej Maciejewski szef komisji samorządów i polityki regionalnej w sejmie.

Więcej władzy dla wójta, burmistrza i prezydenta? Kosztem radnych



O ile pozycja i kompetencje marszałków i wojewodów nie są dziś najmocniejsze, to o wójtach, burmistrzach i prezydentach miast już tego samego powiedzieć się nie da. Oni sami doceniają obowiązujące od 15 lat przepisy, na mocy których wybierani są w bezpośrednich wyborach, będąc tym samym niezależnymi od bieżącego układu sił w radzie i alergicznie reagują na wszelkie sugestie, by wrócić do poprzedniego modelu, a przynajmniej by ich decyzje podlegały większej kontroli.

- Największą zaletą bezpośrednich wyborów jest to, że mamy człowieka, którego wybraliśmy i który odpowiada za wszystkie swoje podejmowane decyzje. To jest klucz do rozwoju samorządu – ocenia Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli.

- Wzięcie odpowiedzialności przez wójta, burmistrza i prezydenta po roku 2002 to była jedna z najlepszym decyzji, jakie zostały podjęte pod względem ustroju samorządu terytorialnego. Mieszkańcy wiedzą, na kogo głosują, kto realizuje program i kto za niego odpowiada – podobny pogląd prezentuje Lucjusz Nadbereżny, prezydent Stalowej Woli. Tyle, że jak stwierdza Nadbereżny, tamte zmiany powinny mieć swój ciąg dalszy, bo przed laty parlament „przestraszył się” siły sprawczej wzmocnionych organów wykonawczych w gminach i nie dokończył procesu reorganizacji samorządów.

- Pozostawiono fasadową instytucję kontroli jaką jest absolutorium. Jesteśmy oceniani przez RIO, ale rada ma możliwość - tylko i wyłącznie w geście politycznym - zatwierdzenie lub nie zatwierdzania absolutorium. Ta instytucja powinna ulec zmianie, bo dochodzi do sytuacji gdy absolutorium formalnie nie jest udzielone, ale nie ma to żadnych konsekwencji, bo RIO oceniła wykonanie budżetu np. w 99 procentach – mówi Nadbereżny.

- Ja rządzę, nie mając większości w radzie. Nie dostaję absolutorium za świetnie wykonany budżet, ograniczenie długów i poprawę wskaźników – przyznaje Elżbieta Radwan, burmistrz Wołomina. Jej zdaniem problemem samorządów jest fakt, że intelektualny „kwiat społeczeństwa” nie jest zainteresowany byciem radnym. W kontekście takiej sytuacji można rozważyć wprowadzenie funkcji zawodowych radnych, jak to ma miejsce w krajach anglosaskich, ale…

- Staniemy wówczas wobec zarzutu, że nie spełniamy warunku reprezentatywności. Bo Radni są pochodną społeczeństwa. Nie możemy więc narzekać na radnych. Jesteśmy tacy jaka nasza reprezentacja – komentuje Michał Gramatyka, wicemarszałek województwa śląskiego (w przeszłości wieloletni radny Tychów i sejmiku).

- Łatwiej się rządzi, kiedy ma się stabilną większość w radzie, ale w sytuacji, gdy się nie ma tej większości także można rządzić, co pokazała Hanna Zdanowska (prezydent Łodzi - przyp. red.)w poprzedniej kadencji. Przez większość kadencji nie miała większości, a skutecznie realizował swój program wyborczy – podsumowuje tę dyskusję Andrzej Nowakowski, prezydent Płocka.

Ostatni dzwonek na zmiany. Samorządy zaczynają pożyczać na wypłaty



Niezależnie od barw partyjnych i stosunku do wzajemnych relacji radnych i organów wykonawczych w gminach, czy marszałków i wojewodów w regionach wszyscy uczestnicy dyskusji nad przyszłością polskiego samorządu dostrzegają problem pieniędzy, a raczej ich braku w JST. Skarbnicy miast podpowiadają, że sytuację mogłaby poprawić wprowadzenie zwrotu VAT-u od inwestycji o charakterze użyteczności publicznej, co umożliwiłoby samorządom finansowanie niezbędnych inwestycji. Na razie jednak nie wiadomo, czy Ministerstwo Finansów skorzysta z tych podpowiedzi.

- Dla mnie głównym tematem tej kadencji jest nowa ustawa o dochodach jednostek samorządu terytorialnego – deklaruje poseł Maciejewski. Jak dodaje, resort finansów przekazał mu, że prace nad nią trwać będą jeszcze dwa lata. Pytanie, czy wszystkie samorządy jej doczekają, bo zdaniem marszałka Wojciecha Saługi sytuacja niektórych jest katastrofalna.

- Za chwilę trzeba będzie komisarzy wprowadzać, bo w niektórych zaczynają się pożyczki, aby było na wypłaty. Wydawanie środków unijnych plus brak reform w tym obszarze powoduje, że samorządy się zadłużają, aby w ogóle sprostać wyzwaniom stojącym przed nimi. I jeżeli nie nastąpi znacząca zmiana zasad finansowania samorządów, chociażby w udziale w podatku VAT, to można nic nie robić, a samorządu same będą ograniczały swoje kompetencje – ostrzega Saługa.

- Mamy przerost ustawowy. Jest potrzeba powołania zawodowej komisji kodyfikującej, porządkującej, która usiądzie na 2 – 3 lata i wypracuje, przy szerokim udziale samorządowców, konstytucję samorządową i odchudzi prawo samorządowe – mówi Maciejewski.

Rząd kontra samorząd. O co toczy się ten spór?



Postulat słuszny, pytanie jak miałaby wyglądać jego realizacja. Przy obecnej temperaturze wzajemnych relacji rządu i samorządowców takie prace mogą rychło utknąć w martwym punkcie. Co prawda Andrzej Dera, odpowiedzialny za sprawy samorządowe Sekretarz Stanu w Kancelarii Prezydenta stara się tonować emocje mówiąc, że samorząd nie wymaga fundamentalnych zmian, a jedynie korekt, zaś spory kompetencyjne między władzą centralną, a samorządem zawsze będą istnieć, lecz w praktyce to niczego nie zmienia. Marszałkowie wypominają PiS-owi odebranie im Wojewódzkich Funduszy Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, zmiany w dystrybucji pieniędzy na rozwój bazy sportowej, wprowadzenie (mimo sprzeciwu samorządów) ustawy o sieci szpitali, czy plany pozbawienia kontroli nad Wojewódzkimi Ośrodkami Ruchu Drogowego. W odpowiedzi słyszą, że sami dzielą unijnymi pieniędzmi wedle politycznego klucza i bardziej zauważając duże ośrodki niż peryferie województw, a odbierane im kompetencje tak naprawdę zawsze leżały w gestii władzy centralnej i wojewodów (teraz są im jednak wyraźniej przydzielone).

- Nikt zadań własnych samorządu nie ogranicza. To, co powinien robić samorząd, niech robi. Ale jeśli coś należy do władztwa rządowego, to nie można mówić o jakimś zamachu na samorządność – stwierdza Andrzej Dera.

Najbardziej gorącym punktem debaty o przyszłości samorządów jest oczywiście kwestia ograniczenia liczby kadencji w samorządach. Wprawdzie prezes PiS, Jarosław Kaczyński, w połowie maja ogłosił, że jego partia wycofuje się z pomysłu limitu kadencyjnego, działającego wstecz, ale dla części samorządowców nieakceptowalna jest jakiekolwiek ograniczanie liczby kadencji, niezależnie od daty jego obowiązywania.

- Ograniczanie biernego i czynnego prawa wyborczego jest niezgodne z konstytucją – krótko stwierdza Wadim Tyszkiewicz.

- To będzie złamanie konstytucji, prawa. Niech mieszkańcy decydują, czy chcą, aby ich prezydent był „świeży” – wtóruje mu prezydent Andrzej Nowakowski.

- Propozycja związana z wprowadzeniem dwukadencyjności to jest potraktowanie przez rządzących obywateli jako idiotów. To stwierdzenie, że obywatele w normalnych, demokratycznych wyborach nie są w stanie zmienić wójta, burmistrza, czy prezydenta – jeszcze ostrzej komentuje Krzysztof Kosiński, prezydent Ciechanowa stwierdzając, że jeśli mieszkańcy wybierają po raz kolejny tą samą osobę, to znaczy, że dobrze oceniają jej sposób zarządzania daną jednostką.

- W demokracji wymyślono ustrojowe zabezpieczenie, aby władza wykonawcza nie przerodziła się we władzę patologiczną. I ja jestem zwolennikiem takiego ograniczenia ustrojowego – odpowiada na takie argumenty Andrzej Dera, broniąc zasadności takiego rozwiązania. Nie zgadza się również z tezą o jego niekonstytucyjności, bo – jak mówi – konstytucja nie mówi o wójcie, czy prezydencie, więc dotyczące ich ograniczenia nie muszą znajdować się w konstytucji, a w ustawach.

To oznacza, że spór wokół kadencyjności w samorządach raczej nie wygaśnie. Dalej będzie zapewne rozpalał emocje, choć pewna część samorządoców twierdzi, że temat zastępczy.

- To nie kadencyjność jest problemem samorządów, a negatywna selekcja. Selekcja, którą prowadzą najczęściej partie polityczne, gdzie lojalność partyjna jest ważniejsza od tego, czy ktoś jest dobrym lub złym gospodarzem. To jest wada systemowa. Nasz system polityczny zostawia bardzo wiele głosów w tyle, preferuje koterie i kliki polityczne, a nie głosy wyborców. Wyzwaniem jest system, który każdego „wklucza” a nie wyklucza – mówi Robert Biedroń.

Fakt, że np. burmistrz Wołomina rządzi bez większości w radzie, to po części efekt strategii, jaką w poprzednich wyborach przyjęły startujące w nich ruchy miejskie. Poszły do boju osobno i na tym straciły, bo oddane na nie głosy się rozłożyły między poszczególne ugrupowania.

- Dlatego w przyszłych wyborach pójdziemy jednym blokiem – zapowiada Elżbieta Radwan.

Ta sytuacja pokazuje, że duża część idących na wybory mieszkańców faktycznie nie jest później reprezentowana w radzie gminy lub miasta. Ów brak reprezentatywności jest – jak wskazuje Michał Trzoska, przewodniczący Rady Miejskiej w Łowiczu, reprezentujący Narodowy Instytut Samorządu Terytorialnego – wadą jednomandatowych okręgów wyborczych.

Ten sam problem dostrzega Robert Biedroń, prezydent Słupska, powołując się na wyniki raportu przygotowanego przez Fundację Batorego. - Jeśli chcemy mieć odbicie społeczeństwa, to ten system musi być inaczej skonstruowany. Bo jeżeli w 2014 roku ok. 60 proc. głosów do rad powiatów padło na kandydatów, którzy ostatecznie nie zostali radnymi, to jest jakiś problem – przekonuje. 

***** 

Artykuł powstał na bazie paneli dyskusyjnych „Przyszłość samorządu terytorialnego w Polsce. Polityka” i „Przyszłość samorządu terytorialnego w Polsce. Ustrój”, które odbyły się podczas IX Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.

« POWRÓT
EEC

Szanowny Użytkowniku!

Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.

Co możesz zrobić:

Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie