EEC 2019

Europejskie inwestycje

Michał Wroński
Fot. Adobe Stock. Data dodania: 20 września 2022

Dyskusję o europejskich inwestycjach łatwo sprowadzić do tematu pieniędzy, ale to droga donikąd. Ginie w niej bowiem pytanie o sens tychże inwestycji. Ich celem zaś powinno być z jednej strony wyrównywanie różnic cywilizacyjnych między krajami starej Unii Europejskiej a tymi, które dołączyły do Wspólnoty w XXI wieku, z drugiej natomiast budowanie konkurencyjności całej europejskiej gospodarki, a nie tylko poszczególnych jej krajów.

    GALERIA  10 ZDJĘĆ

  • Unijne fundusze zrobiły swoje. Od czasu wejścia do Wspólnoty PKB Polski wzrósł z niespełna 50 do 70 proc. średniej unijnej. Rola unijnych dotacji dla inwestycji w Polsce będzie jednak spadać.

  • Nie będzie natomiast spadać zapotrzebowanie na finansowanie. Do roku 2033 wartość niezbędnych inwestycji w samym sektorze transportowym szacowana jest na 142 mld euro. A to oznacza, że trzeba będzie bardziej intensywnie sięgać po instrumenty zwrotne.

  • Planując inwestycje, trzeba też będzie więcej uwagi poświęcać budowaniu konkurencyjności. Bez konkurencyjności Europa stanie się muzeum techniki - ostrzega Vazil Hudák, wiceprezes Europejskiego Banku Inwestycyjnego.




Unijne fundusze jako „narzędzia” służące do rozwoju gospodarczego


Wydatki na zrealizowane w Polsce od roku 2004 inwestycje przekroczyły już (uwzględniając także wspólną politykę rolną) kwotę biliona złotych, z czego ok. 375 mld zł pochodziło ze źródeł krajowych (budżetu państwa i samorządów), resztę zaś stanowiło dofinansowanie zewnętrzne. Proporcje między oboma tymi źródłami finansowania zmieniały się w kolejnych perspektywach unijnych. Jak podaje Teresa Czerwińska, minister finansów, w pierwszej perspektywie środki krajowe stanowiły 28 proc. ogółu wydatków, w drugiej 44 proc., zaś w obecnej ponad 31 proc.

- W pierwszych latach naszego członkostwa we Wspólnocie wsparcie UE było bardzo silne. Wtedy większość naszych inwestycji publicznych, tak rządowych, jak i samorządowych, stanowiły te z unijnym dofinansowaniem. Obecnie mniej niż połowa inwestycji to inwestycje z dofinansowaniem UE, widać je głównie w samorządach – dopowiada Jerzy Kwieciński, minister inwestycji i rozwoju. Jak podkreśla, to właśnie dzięki zaangażowaniu unijnych funduszy Polsce udało się znacznie skrócić dystans dzielący ją od krajów Starej Unii.
Jerzy Kwieciński, minister inwestycji i rozwoju. (fot. PTWP/EM)
- 30 lat temu PKB Polski stanowiło 40 proc. średniej unijnej. Jak wchodziliśmy do UE, było to prawie 50 proc. Dzisiaj jest 70 proc., a szacujemy, że na koniec obecnej dekady osiągniemy 75 proc. średniej unijnej – wylicza Jerzy Kwieciński. Podkreśla przy tym, że dla Polski polityka spójności i fundusze europejskie nie były celem samym w sobie.

- To były narzędzia służące do rozwoju gospodarczego – akcentuje minister inwestycji i rozwoju.

- Wykorzystanie środków UE i lewarowanie ich przez środki krajowe daje znakomite efekty. Polska jest gospodarką rozwijającą się średnio 3 razy szybciej niż gospodarki innych dużych krajów UE – mówi Teresa Czerwińska.

Inwestycyjny bilans ostatnich 15 lat trzeba zatem zdecydowanie ocenić na plus. Tyle że – nawiązując do klasycznego cytatu z „Misia” Stanisława Barei – owe plusy nie powinny przesłaniać minusów. A te nadal istnieją. I wcale nie są takie małe.

Wciąż musimy inwestować w infrastrukturę. Tylko skąd na to pieniądze?


- Środki z UE powinny być nadal w dużym stopniu kierowane do infrastruktury, która powinna przestać być w Polsce problemem i barierą wzrostu. W Polsce infrastruktura to siódma bariera wzrostu – zwraca uwagę Jacek Socha z PwC. Podkreśla przy tym, że zapóźnienia dotyczą zarówno infrastruktury w jej klasycznym rozumieniu, jak też infrastruktury cyfrowej.
Jacek Socha, przedstawiciel PwC (fot. PTWP/EM)
- Komisja Europejska szacuje, że do roku 2025 trzeba zainwestować w nową infrastrukturę cyfrową ok. 500 mld euro – mówi Socha.

- Infrastruktura jest krytycznym elementem związanym z rozwojem gospodarczym – wtóruje mu Robert Sobków, wiceprezes zarządu ds. finansów w Grupie Lotos. Jego zdaniem po przemianach ustrojowych Polska miała prawo oczekiwać swego rodzaju infrastrukturalnego Planu Marshalla 2.

- Tego planu Marshalla 2 nie było. A przynajmniej nie był on wystarczający w stosunku do potrzeb – ocenia Sobków.
Robert Sobków, wiceprezes zarządu ds. finansów w Grupie Lotos (fot. PTWP/EM)
Na duże potrzeby Polski w zakresie infrastruktury zwraca uwagę również Jerzy Kwieciński. Jak mówi, do roku 2033 wartość niezbędnych inwestycji w samym tylko sektorze transportowym szacowana jest na 142 mld euro.

- I tu potrzebujemy Europy. Polska przez co najmniej najbliższe 10 lat to będzie nadal wielki rynek projektów infrastrukturalnych – mówi minister inwestycji i rozwoju. Zastrzega przy tym wyraźnie, że nie ma możliwości, by sfinansować te zadania funduszami grantowymi.

O tym, że czasy dotacji odchodzą do historii, mówią zresztą wszyscy zajmujący się finansowaniem inwestycji.

- Środków europejskich będzie coraz mniej, a my będziemy mieli coraz mniejszy dostęp do nich. Stąd też musimy się uczyć, jak wykorzystywać te środki przez instrumenty zwrotne po to, by budować kapitał na przyszłość – stwierdza Beata Daszyńska-Muzyczka, prezes zarządu Banku Gospodarstwa Krajowego.

- Wszystkie kraje powinny zmienić proporcje i w większym stopniu wykorzystywać instrumenty zwrotne zamiast dotacji – zgadza się z taką diagnozą Balázs Rákossy, sekretarz stanu ds. funduszy europejskich w Ministerstwie Finansów Węgier.
Balázs Rákossy, sekretarz stanu ds. funduszy europejskich w Ministerstwie Finansów Węgier. (fot. PTWP/EM)
Skorzystanie z tych mechanizmów może jednak nie być takie łatwe. Vazil Hudák, wiceprezes Europejskiego Banku Inwestycyjnego, przypomina, że po kryzysie finansowym z początku dekady banki obawiały się wchodzić w ryzykowne projekty. Reakcją na to było uruchomienie Planu Junckera, którego dotychczasowy bilans to – jak wylicza Hudák – inwestycje na kwotę 350 mld euro.

- Polska jest jednym z najbardziej aktywnych członków tego programu – zaznacza wiceszef EBI.

- Bez stabilnego rynku kapitałowego ciężko będzie w przyszłości znaleźć finansowanie na potrzeby finansowania polskiej gospodarki – sceptycznie patrzy w przyszłość Jacek Socha. Zwraca uwagę, że w tym roku na rynek kapitałowy w Warszawie nie weszła ani jedna spółka i stawia tezę, że w Polsce prywatyzacja się skończyła.

- W Polsce bardzo pobieżnie i bardzo na poziomie politycznym rozmawiamy o tym, na ile w Polsce jesteśmy w unii bankowej, na ile jesteśmy blisko strefy euro – komentuje Socha, ostrzegając zarazem przed konsekwencjami takiej postawy dla rynku kapitałowego.

Konkurencyjna musi być gospodarka całej Unii, nie tylko części jej krajów


Skoro o pieniądze będzie trudniej, to tym dokładniej trzeba planować inwestycje, jakie będziemy chcieli za nie zrealizować. Nie tylko w aspekcie montażu finansowego czy niezbędnych formalności, ale przede wszystkim strategicznych celów, jakim te inwestycje mają służyć.

- Zarówno inwestycje w wymiarze krajowym, jak i europejskim mają być podporządkowane budowie spójności, ale też konkurencyjności gospodarki – wskazuje minister Teresa Czerwińska. Przy czym, jak podkreśla, znaczny stopień spójności został już osiągnięty, a to oznacza, że czas więcej uwagi poświęcić drugiemu z priorytetów, czyli budowaniu konkurencyjności.
Teresa Czerwińska, minister finansów (fot. PTWP/EM)
- Budowaniu konkurencyjności gospodarki już nie narodowej, polskiej, słowackiej czy węgierskiej, ale konkurencyjności UE – zastrzega minister finansów.

- To bardzo dobre określenie, szczególnie dla naszej części Europy. Bez konkurencyjności Europa nie przetrwa. Jeśli nie będziemy w stanie podnieść swojej konkurencyjności, to będziemy jak muzeum techniki, do którego będą przyjeżdżać turyści zainteresowani historią - ostrzega Vazil Hudák.
Vazil Hudák, wiceprezes Europejskiego Banku Inwestycyjnego. fot. PTWP/EM
Budowanie konkurencyjności całej Wspólnoty w praktyce oznacza "nie" dla Unii dwóch prędkości. Nie brakuje też głosów, że potrzeba zasadniczej zmiany wektora realizowanych na terenie Europy Środkowo-Wschodniej inwestycji infrastrukturalnych, tak aby w mniejszym stopniu orientować ją na oś wschód-zachód, a bardziej na północ-południe. Taka reorientacja, dokonywana w ramach Grupy Wyszehradzkiej czy inicjatywy Trójmorza, miałaby umożliwić większe wykorzystanie potencjału gospodarczego krajów regionu, a zarazem zapewnić im większe bezpieczeństwo.

- Jeśli dziś dostrzegamy zagrożenie na linii wschód-zachód, to naturalną konsekwencją jest rozbudowywanie infrastruktury na osi północ-południe – mówi Robert Sobków z Lotosu. Jak podkreśla, takie inwestycje jak rurociąg Odessa-Brody czy droga Via Carpatią powinny już być dawno zakończone.

- Europa Środkowo-Wschodnia to dziś mnóstwo zdefragmentowanych infrastrukturalnie krajów. Dlatego inwestycje europejskie powinny być dedykowane do poszczególnych państw – mówi prezes Beata Daszyńska-Muzyczka. Jak podkreśla, luka w infrastrukturze w 12 krajach tej części Europy szacowana jest łącznie na 573 mld euro, tymczasem w nowej perspektywie na infrastrukturę mowa jest o 40 mld euro. Zwraca też uwagę na obostrzenia, jakie powstają z myślą o bardziej rozwiniętych gospodarkach, przy czym ich efekty odczuwają wszystkie państwa Wspólnoty.
Beata Daszyńska-Muzyczka, prezes Banku Gospodarstwa Krajowego. (fot. PTWP/EM)
- Powinniśmy szerzej popatrzeć na siebie jako na gospodarkę europejską. Bo każda z tych gospodarek tworzy gospodarkę UE – apeluje prezes BGK.

- UE opiera się nie tylko na konkurencji i konwergencji, ale też na solidarności. Dziesiątka krajów Europy Środkowo-Wschodniej daje dostęp do swoich rynków, ale solidarność ma zastosowanie w obie strony – zauważa Balázs Rákossy.

Artykuł powstał na podstawie panelu dyskusyjnego "Europejskie inwestycje", który odbył się podczas XI Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.

« POWRÓT
EEC

Szanowny Użytkowniku!

Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.

Co możesz zrobić:

Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie