Rynek pracy w potrzebie

PulsHR.pl (Bartosz Dyląg)
Fot. Adobe Stock/PTWP. Data dodania: 20 września 2022

Zaczynają się problemy ze znalezieniem pracowników z doświadczeniem, kompetencjami. I będą one się nasilać, dlatego potrzebny jest plan imigracji. Już teraz oferta dużej części szkół jest niedopasowana do potrzeb pracodawcy. Nie oznacza to jednak, że dyplom dla pracodawcy się nie liczy. Liczy się, ale nie każdy.

W roku 2050 w Polsce będzie jedna trzecia populacji, czyli około 10 mln ludzi w wieku poprodukcyjnym. To o 3 mln więcej niż w 2013. Ubywać będzie ludzi młodych, za około 10 lat będzie o blisko 30 proc. mniej osób w wieku do 29 lat. To wielkie wyzwanie zarówno dla decydentów, jak i pracodawców.

GALERIA  10 ZDJĘĆ

- Potrzebny jest plan imigracji. Musimy zdecydować, jakich pracowników i skąd chcemy ściągać - podkreślali uczestnicy VIII Europejskiego Kongresu Gospodarczego, który odbył się w Katowicach.

Wielu inwestorów nie rozpoznało właściwie polskiego pracownika

Jak zauważa Tomasz Misiak, prezydent rady nadzorczej Work Service, głównym wyzwaniem dla instytucji przygotowujących inwestycje w Polsce nie jest już odpowiednio przygotowany grunt z przygotowanymi przyłączami czy dodatkowymi środkami finansowymi, które państwo będzie dokładać.

- Dzisiaj jednym z głównych pytań, które inwestorzy zadają, jest, jak będę mógł zorganizować pracowników, jakiego rodzaju kompetencje na lokalnym rynku pracy się znajdują - zauważa Misiak.

Jego zdaniem wielu inwestorów, którzy pojawili się w Polsce w ciągu ostatnich kilku lat, nie zwracając dużej uwagi na rynek pracy, popełniło liczne błędy. Mamy więc liczne przykłady firm typu Amazon, które same informowały o problemach rekrutacyjnych. Spodziewali się bowiem innego poziomu wynagrodzeń czy innego rodzaju możliwości pozyskania pracowników.

W jego opinii Polska zmieniła się jeśli chodzi o potrzeby rynku pracy. Od roku mamy rynek pracownika. Szczególnie ci wykwalifikowani coraz częściej zaczynają dyktować warunki, cenę pracy, a w niektórych rejonach bezrobocie fizycznie nie istnieje.

- To z jednej strony pozytywne dla Polski, ale z drugiej strony oznacza, że musimy zmieniać zdolność konkurencyjną. Musimy iść w kierunku takim, że Polska nie będzie już konkurowała tylko ceną pracy, powinniśmy konkurować innowacyjnością, bo wartość dodana polskiego pracownika jest ciągle zbyt niska - uważa Misiak. - Firmy muszą podnosić wynagrodzenia, zwiększać kwalifikacje pracowników - to są dobre trendy.

Kazimierz Karolczak, członek zarządu Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego uważa, że rynek pracy jest zawsze w potrzebie. Do tej pory to pracownikom trzeba było pomagać, jak znaleźć miejsca pracy, bo nie było ich za dużo. W tej chwili zaczyna się sytuacja odwrotna – to pewien trend związany z depopulacją, emigracją, starzeniem się społeczeństwa.

Jacek Żarnowiecki, dyrektor personalny w General Motors Poland zauważa z kolei, że doszliśmy do momentu, w którym wydajność i wartość dodana pracownika jest porównywalna w Polsce i na Zachodzie.

- Ponadto chciałbym zauważyć, że kwestia dostępności pracowników jest problemem ogólnoświatowym. Według statystyk 38 proc. pracodawców na świecie ma problem z wypełnieniem miejsc pracy. W Polsce jest to już na poziomie 41 proc. - dodaje Jacek Żarnowiecki.

Zdaniem Żarnowieckiego, są bardzo poszukiwane zawody i w Polsce i na świecie typu wykwalifikowany rzemieślnik, mechanik, elektryk.

Paweł Barański, partner, doradca podatkowy z KPMG zgadza się z tezą, że zaczynają się problemy ze znalezieniem pracowników z doświadczeniem, kompetencjami, cały czas z werwą do pracy. I to jego zdaniem jest jedna część pracy w potrzebie. Z drugiej strony mamy rynek pracy w potrzebie od strony pracownika.

- Myślę o ostatnich badaniach i raportach mówiących o tym, że cały czas gros ludzi pracuje na umowach śmieciowych. Jeżeli mówimy, że zbliża się era rynku pracy nastawiona na pracownika, to będzie ciekawe, jak pracodawcy sobie poradzą z tym aspektem rynku pracy w potrzebie - zastanawia się Paweł Barański.

Demografia może przekreślić wszystko, potrzebny drenaż

Jacek Żarnowiecki dodaje, że w Polsce dodatkowy problem jest z demografią. – Weszliśmy w okres bardzo trudny, w którym dostępność młodych kadr będzie przez wiele lat niska i za mniej więcej 10 lat będzie o około 30 proc. mniej osób w wieku do 29 lat. To bardzo duże wyzwanie dla nas - uważa.

Jego zdaniem pracodawcy muszą wobec tego działać zarówno w otoczeniu, jak i na zewnątrz firmy, by dostosować się do tej sytuacji. Jak wyjaśnia, w przypadku koncernu GM podjęto ostatnio decyzję, by rekrutacja była wewnątrz firmy, nie będzie już zlecona agencji zatrudnienia.

- To proces, który w General Motors w tym roku ma miejsce na całym świecie, również w Gliwicach. Uznano, że pozyskiwanie dobrych pracowników na rynku, dbanie o to, by kadry były dobre, jest na tyle ważne i strategiczne, że trzeba to samemu robić - podkreśla Jacek Żarnowiecki.

W opinii Tomasza Misiaka z drugiej strony musimy myśleć i zdawać sobie sprawę, że w Stanach Zjednoczonych w ciągu najbliższych 10 lat 50 proc. miejsc pracy będzie zagrożonych automatyzacją i robotyką.

- Jeszcze niedawno Polska miała przewagę w liczbie ludzi młodych. To się niestety dzisiaj kończy, bo widać wyraźnie problemy z polską demografią - mówi Misiak.

Jego zdaniem, możemy być zadowoleni z niskiego bezrobocia. 6,7 proc. to niewiele w porównaniu do 24 proc. Grecji czy 20 proc. w Hiszpanii. – Ale jest to wywołane też 2 mln emigracją. Proszę pamiętać, że ponad 2 mln naszych rodaków pracuje poza granicami kraju, w Wielkiej Brytanii czy Niemczech. Nasz rynek nie był wystarczająco atrakcyjny dla tych, którzy wyjechali - podkreśla.

Zdaniem Misiaka mamy więc wyzwanie pod hasłem imigracja. - Wszyscy wiemy, że Polska nie jest przygotowana do przyjmowania imigrantów obcych kulturowo, bo nie mieliśmy wcześniej tego typu wyzwań - dodaje.

Tomasz Misiak podkreśla, że już dzisiaj powinniśmy zaplanować, kogo chcemy w Polsce gościć. Czy chcemy gościć pracowników rolnych nisko wynagradzanych, czy chcemy zapraszać z Ukrainy informatyków, inżynierów.

- Dokładnie ten drenaż mózgów, który został wykonany na nas przez inne kraje, które zabrały naprawdę dużo wykształconych i sprawnych pracowników, powinniśmy wykonać też w stosunku do krajów, z których my chcemy zapraszać pracowników - analizuje prezes Work Service.

Dla pracodawców dyplom ciągle jest ważny

Kazimierz Karolczak, członek zarządu, Urząd Marszałkowski Województwa Śląskiego zauważa, że od dłuższego czasu odbywa się w Polsce dyskusja na temat kształcenia. - Dziś mamy sytuację, w której rzesze osób kończących edukację, nie mają kwalifikacji odpowiadających potrzebom pracodawców.

- Potrzeby na rynku tak mocno się zmieniają, że obecnie procesy w edukacji w żaden sposób nie idą naprzeciw wykształceniu osób, które mają pewną bazę. To kwestie systemowe, które należałoby rozwiązać - podkreśla Karolczak. - Może to być zaskoczeniem dla wielu, że dopiero od dwóch lat wiemy, jakich pracowników poszukują pracodawcy, w jakich zawodach są braki.

Kazimierz Karolczak dodaje, że przez wiele lat mówiono młodym ludziom, że studia są przepustką do dobrej pracy. - Okazuje się, że osoba z wykształceniem zawodowym o wiele lepiej sobie radzi - zauważa Karolczak.

Paweł Barański uważa, że studia, dyplom cały czas są ważne, są firmy, dla których jest to warunek zatrudnienia. - Od lat spotykając się z młodzieżą powtarzam przy każdej okazji, że nie każdy dyplom zachęca przyszłego pracodawcę, by zaczynać rozmowę o pracę - mówi Karolczak.

- Nie umniejszając nic różnym szkołom, które nazywają się wyższymi, wypuszczają one na rynek ludzi, który zdali określoną liczbę egzaminów i dostali za nie oceny - ubolewa Barański.

Zdaniem Barańskiego, dobra podstawa uniwersytecka, otwarcie i chęć nauki zupełnie wystarczy, by niektórych zawodów się nauczyć. - Widzimy, co dość straszne, że mamy dziesiątki czy setki tysięcy młodych ludzi, którzy nie są tak bardzo zainteresowani rozwojem. Uważają, że dyplom jest przepustką do pracy, jaka ona będzie, taka będzie - dodaje Barański.

Problem z dopasowaniem modelu kształcenia do potrzeb rynku pracy zauważa także Karol Leszczyński, doktorant w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Jego zdaniem szkoły wyższe są niedopasowane do realiów rynku pracy.

W jego opinii to nie o dyplom chodzi, ale o kompetencje, jakie za nim stoją. - Wiele osób idzie na studia i zdobywa dokument, nie zdobywając kompetencji, bo gdzieś tam się „prześlizną”. Uczelniom to wystarczy, studenci rozczarowują się dopiero po uzyskaniu dyplomu - uważa.

Zdaniem Leszczyńskiego to także problem pracodawców, którzy nie są dopasowani do tego typu kandydatów. To także szansa w kształceniu przyszłych pracowników, jeszcze uczniów poprzez programy stażowe czy szkoły zawodowe.

Niedopasowanie: już jest czy jeszcze nie?

Piotr Rawski, partner w Baker & McKenzie Krzyżowski i Wspólnicy uważa, że polscy pracodawcy powinni aktywniej włączyć się w edukację. W jego opinii warto mówić o tzw. trójkącie efektywności zapamiętywania. Po dwóch tygodniach pracownik czy uczeń potrafi zapamiętać tylko 10 proc. , jeśli coś czyta, 20 proc. – jeśli słucha, a 90 proc. zapamiętuje w przypadku stymulowania albo wykonywania określonych czynności.

- Mnie się wydaje, że na tym polega podstawowy problem naszej edukacji. Chińczycy mawiają, że aby kogoś nakarmić, trzeba dać mu rybę. Ale wtedy nakarmi się go na cały dzień. Jeśli się go nauczy łowić, nakarmi się go na całe życie. My dalej dajemy naszym uczniom rybę na jeden dzień, a nie uczymy ich, jak efektywnie te ryby łowić. Nie są przygotowani z punktu widzenia praktycznego - analizuje Piotr Rawski.

Piotr Rawski uważa też, że polscy przedsiębiorcy powinni partycypować w tym, by polscy uczniowie byli lepiej przygotowani do zawodu, szczególnie w sposób praktyczny.

Jacek Żarnowiecki wyjaśnia, że spółka chce uruchomić klasę w szkole zawodowej w systemie dualnym. Zakłada on naukę naprzemiennie z pracą. - Jesteśmy na etapie układania programu ze szkołą – wyjaśnia.

Żarnowiecki dodaje, że w Niemczech w General Motors funkcjonuje cały wydział, który zajmuje się praktykami i stażami.

Piotr Wojaczek, prezes Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej uważa z kolei, że popyt i podaż na rynku pracy jeszcze się bilansują.

- Koszty rekrutacji pracownika, bez względu na poziom, osiągają pewien pułap, przy którym rachunek ekonomiczny podpowiada, że strumień pieniędzy lepiej skierować do świadomego procesu kształcenia, niż puszczać go na rynek z trafnością niezbyt wielką - analizuje Piotr Wojaczek.

W opinii Wojaczka jeżeli pracodawca będzie chciał zatrudnić technika, który ma zostać mistrzem, będzie oczekiwał od niego pewnych cech, nie tylko twardych kompetencji.

- Wyobrażam sobie szkołę, w której w oparciu o zasoby intelektualne Politechniki Śląskiej, młodzież która jest wyselekcjonowana z lepszymi szansami na rozwój dzięki swojemu potencjałowi intelektualnemu, zaczyna pracować w kołach naukowych doktorantów czy bardziej zaawansowanych studentów - mówi Wojaczek.

Wojaczek dodaje, że ludzie, którzy idą do szkoły zawodowej nie mają żadnej motywacji do uczenia się, chcą tylko coś skończyć.

Prezes Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej analizuje też przykład Śląska, na którym jest bardzo dużo szkół, których absolwenci często mają problemy ze zdobyciem pracy.

- Jeden z dyrektorów szkoły zawodowej w mieście, w którym jest park przemysłowy strefy ekonomicznej, szkoli fryzjerów i kucharzy. Na moją krytykę odpowiada mi, że oni wszyscy znajdują zatrudnienie. Tak, problem w tym, ze w Anglii czy Irlandii - ubolewa Piotr Wojaczek.

Tekst powstał na podstawie debaty „Rynek pracy w potrzebie”, która odbyła się 19 maja 2016 r. w ramach VIII Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. Debatę moderował Maciej Głogowski, szef redakcji ekonomicznej, Radio TOK FM.

« POWRÓT
EEC

Szanowny Użytkowniku!

Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.

Co możesz zrobić:

Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie