Eksport polskiej żywności w nowej globalnej rzeczywistości gospodarczej

PortalSpożywczy.pl
Fot. Adobe Stock/PTWP. Data dodania: 20 września 2022

Umowa CETA, mimo zastrzeżeń do jej jawności, to krok w oczywistą stronę. Unia Europejska musi otwierać się na nowe rynki zbytu. Jednocześnie Komisja Europejska powinna baczniej przyjrzeć się funkcjonowaniu wspólnego rynku i reagować bardziej stanowczo na przykłady praktyk protekcjonistycznych. Polska powinna te działania wspierać, gdyż to kraje UE są odbiorcą 80 proc. polskiego eksportu żywności - to wnioski płynące z debaty "Eksport polskiej żywności w nowej globalnej rzeczywistości gospodarczej" na Europejskim Kongresie Gospodarczym EEC 2017.

Pierwsza część debaty poświęcona była światowym umowom handlowym, w szczególności CETA, która ma przyczynić się do ożywienia handlu między Unią Europejską i Kanadą.

GALERIA  9 ZDJĘĆ

Leszek Wiwała, prezes Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy, zauważył, że szansą dla polskiej żywności w Kanadzie jest licząca ponad 1 mln mieszkańców Polonia.

- To bardzo duża grupa potencjalnych ambasadorów całej polskiej żywności. Największe skupisko Polaków to prowincja Ontario. Dzisiaj do Kanady kierujemy ok. 2 proc. całego eksportu alkoholi. To bardzo perspektywiczny rynek, gdyż jest tam wielu zamożnych konsumentów. Niestety, w kanadyjskich sklepach bardzo trudno znaleźć polską wódkę - dodał.

Jak zauważył, kanadyjskie monopole kontrolujące obrót alkoholem na poziomie prowincji, oczekują produktów wysokiej jakości i spójnej oferty ze strony producentów.

- Bez wyjazdów do Kanady i wspólnych rozmów eksport sam z siebie nie ruszy. Trzeba dać się poznać. Mamy bardzo dużo dobrych produktów wysokiej jakości. To nie tylko wódki, ale także no. okowity miodowe. Liczę, że eksport wzrośnie. CETA to duża szansa, ale przede wszystkim od nas zależy czy ją wykorzystamy - dodał.

Adam Mokrysz, prezes Mokate, przyznał, że choć Kanada nie jest kluczowym rynkiem dla jego firmy, to Unia Europejska nie ma wyjścia i musi otwierać się na nowe obszary.

- Europa, aby dalej rosnąć, powinna zdecydowanie przyspieszyć procesy podpisywania porozumień handlowych i pozyskiwania nowych rynków. Wszyscy widzimy, że gospodarki, które jeszcze niedawno były na szarym końcu, dziś mają dwucyfrowe wzrosty. Widać co dzieje się na rynkach afrykańskich, gdzie jest młody konsument, który oczekuje markowego produktu. Europejskie produkty bronią się dobrą relacją ceny do jakości i 'know-how' budowanym przez wiele lat - dodał.

Krzysztof Pawiński, prezes Grupy Maspex podkreślał, że to właśnie dzięki wolnemu handlowi i liberalizacji rozwinęła się polska branża spożywcza.

- Mamy za sobą 27 najlepszych lat w historii branży spożywczej w Polsce. Przyczyny takiego stanu rzeczy dostrzegam w ciągłej liberalizacji zwiększającej dostęp do polskiej żywności na rynkach ościennych. CEFTA, która weszła w życie w 1994 roku była dla nas osnową, na której zbudowaliśmy obecność na rynkach Czech, Słowacji, Rumunii, Bułgarii. W momencie wejścia do UE mieliśmy niespełna 4 mld eksportu żywności, w 2016 roku przebiliśmy 25 mld. Jest dla mnie ewidentne, że otwarty rynek służy polskiej branży spożywczej. Dlatego polską racją stanu jest wspieranie otwartego handlu artykułami spożywczymi tak szeroko jak to możliwe - dodał.

Marek Moczulski, prezes Bakallandu, nie ukrywał, że liberalizacja handlu z Kanadą może mieć dobry wpływ na działalność jego firmy.

- Do Kanady eksportujemy, a z Kanady importujemy. Bardzo na rękę jest nam chociażby likwidacja cła na żurawinę. W Polsce nie uprawia się żurawiny, ale cło jest. Sprzedajemy także na rynki etniczne, to pochodna siły marki. Są jednak rynki bardziej otwarte na polskie produkty niż Kanada, np. RPA czy Tajwan. W Europie Zachodniej siła marki jest niesamowita, można także rozwijać się poprzez przez private label - dodał.

Na aspekt niejawności negocjacji umowy CETA zwrócił uwagę Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności. 

- W przypadku CETA nie było żadnych konsultacji, zapytań, a to organizacje przedsiębiorców powinny być w pierwszej kolejności konsultowane. Takich umów będzie sporo i dobrze by było gdyby urzędnicy, zanim cokolwiek zaczną negocjować, zapytali najpierw tych, którzy mają na tym zyskać albo stracić. Nie będzie wówczas problemu zaskoczenia i dezinformacji. Jeżeli tego się nie robi, może się okazać, że to co miało być fantastyczne, nie budzi poklasku a jest wiele pytań i wątpliwości. Także Komisja Europejska powinna zadbać o właściwy proces konsultacji. Może nie dojdzie wówczas do tego, że zapomnimy o polskiej wódce albo okazuje się, że rozbijamy się o prawo stanowe jak w USA - dodał.

W drugiej części debaty poruszono zagadnienia protekcjonizmów gospodarczych i Brexitu, czyli czynników, które mogą wpłynąć, bądź już negatywnie oddziałują na sytuację polskich producentów żywności na rynku UE.

- Po raz pierwszy od 7-8 lat wszystkie kraje UE odnotowują wzrost gospodarczy. Jeśli chodzi o Brexit, nie wiemy co się wydarzy do 2019 i później, wciąż jest za dużo niewiadomych. Do czasu wypowiedzenia umowy obowiązują wszystkie reguły współpracy tak jak do tej pory, nic się nie zmienia. Wiemy, że Wielka Brytania jest uzależniona od żywności z UE i można przewidywać, że po rozwodzie Brytyjczycy będą chcieli wynegocjować podobne warunki do tych, które są teraz. Wprowadzenie barier i ceł spowoduje, że ceny wzrosną. Protekcjonizm w starej UE utrzymuje się od dłuższego czasu. Narasta także w naszym regionie, czego prekursorem były Czechy. Ostatnio także Rumunia wprowadziła nowe regulacje z krótkim łańcuchem dostaw - zauważyła Elżbieta Kopytko-Wojciechowska, dyrektor zarządzający sektorem spożywczym w ING Bank Śląski SA.

Leszek Wiwała przyznał, że protekcjonizm w kategorii napojów spirytusowych często wprowadza się pod pretekstem ochrony zdrowia konsumentów.

- W Irlandii przygotowano Public Health Act. Jeśli wejdzie w życie, żaden nowy mocny alkohol z krajów UE nie trafi do Irlandii. W Estonii jeśli na portalu społecznościowym pojawi się jakaś marka alkoholu, można będzie karać jej właściciela, bez względu na to, kto taki materiał zamieści. Na Litwie sklepy licencjonowane grożą, że wprowadzą monopol. Już dzisiaj Litwini przyjeżdżają kupować mocne alkohole do Polski. Węgry to sztandarowy przykład, w 2016 roku trafiło tam 10 proc. naszego eksportu wyrobów spirytusowych. W 2015 r. wprowadzili podatek zdrowotny, a w 2016 roku zmieniono jego konstrukcję wyjmując spod niego ziołowe napoje spirytusowe oraz okowity, czyli palinkę i węgierskie tradycyjne likiery. Komisja Europejska od ponad dwóch lat nie może się tu dopatrzeć naruszenia zasad. W Rumunii i Bułgarii w sieciach wielkopowierzchniowych złożono projekty, że większość półki w winach i napojach spirytusowych ma pochodzić z krajowej produkcji, odpowiednio 51 i 75 proc. Niestety, Komisja Europejska tam, gdzie mamy bardzo ważny interes gospodarczy, działa opieszale ograniczając się do wymiany pism. To podważa wiarę w cały projekt UE - przyznał.

Adam Mokrysz zaznaczył, że Mokate jest gotowe nawet na najgorszy scenariusz w sprawie Brexitu, a pomimo protekcjonizmów Europa jest kluczowym rynkiem dla spółki, gdyż rozwój poza UE jest znacznie trudniejszy.

- W całej Unii wprowadzane są ustawy rozbieżne z prawem UE dotyczące produktów z podstawowego koszyka, jak kawa czy herbata. Wyhamowała dynamika wzrostu wielu rynków jeśli chodzi po produkty markowe. Mimo to widzę ogromne szanse w Europie. To nasz główny rynek zbytu. Można się rozwijać także poza nią, ale nie jest to wcale takie łatwe - przyznał.

Także Krzysztof Pawiński był zdania, że Polska musi bronić wolnego rynku UE i sama nie może podejmować działań protekcjonistycznych, które są zaproszeniem do eskalacji.

- Mamy za sobą 38 mln rynek konsumencki, przez co możemy operować na rynku zewnętrznym o wielkości 4-8 mln konsumentów radząc sobie z lokalną bazą producencką. To powoduje pewne napięcia, dlatego trzeba być mądrzejszym. Nie można odpowiadać na każdą zaczepkę i pyskówkę. Przewaga naszej żywności jest widoczna. Mimo obstrukcji z którą spotykamy się w Czechach, cały czas rośnie nasz eksport do tego kraju. Krzyk to ostatni element nieracjonalnej obrony gdy zaczyna brakować argumentów kosztowych i cenowych - dodał.

Problemy w funkcjonowaniu wspólnego rynku UE dostrzega także Marek Moczulski. 

- Jako wyznawca wolności gospodarczej życzyłbym sobie, aby wspólny rynek się rozwijał, ale mam co do tego duże obawy. To kwestia gry interesów i ich obrony w sposób racjonalny. Unia Europejska tak naprawdę nie istnieje albo istnieje coraz mniej. Na początku była to wspólnota gospodarcza. Wierzę, że ona wróci w końcu, ale dostrzegam coraz więcej barier i granic - dodał.

Ostrych słów na temat działań Komisji Europejskiej w kwestii protekcjonizmów gospodarczych nie szczędził Andrzej Gantner.

- Niestety, Komisja zupełnie biernie przygląda się negatywnym zjawiskom. Wydanie decyzji po 7 latach z punktu widzenia biznesu nie ma sensu. Po takim czasie można dawno wypaść z rynku. Apelujemy żeby Komisja żeby wzięła się do roboty. Stworzyliśmy szeroką koalicję wielu eurodeputowanych z różnych krajów. Okazało się, że protekcjonizm doskwiera również Niemcom, Francuzom, Włochom, a więc krajom, które są dużymi eksporterami żywności. Polska powinna stać po stronie wolnego rynku, bo dzięki temu rozwinęła się nasza gospodarka przez 25 lat i wszystkie dane dotyczące rozwoju rolnictwa i przemysłu na to wskazują - dodał.

W ostatniej części debaty prelegenci rozmawiali o nowych rynkach dla polskiej żywności: Azji, Afryce i sposobach na promocję.

Prezesi Mokate i Maspeksu zgodnie przyznali, że obecny model przyznawania środków na promocję jedynie małym i średnim firmom jest niewłaściwy.

- Bierzemy udział w większości imprez targowych i oczekiwalibyśmy żeby ta promocja była w 100 proc. pokrywana, ponieważ promujemy polskie produkty na świecie. Wsparcie i zaufanie rządowe jest konieczne. Polska marka zyskuje na świecie, bronimy się wysoką jakością, serwisem i elastycznością. Zwrot 100 proc. kosztów promocji, delegacje rządowe nakierowane na firmy wybrane wcześniej, które mogą być dystrybutorami przyniosłyby większe efekty - mówił Adam Mokrysz.

- Jeszcze w poprzedniej agendzie finansowej mogliśmy pokrywać do 50 proc. kosztów działań zagranicznych w formie targów z funduszy UE. Obecnie są to instrumenty dostępne tylko dla MŚP. Być może te firmy wymagają większego wsparcia, nie neguję, ale obudzimy się za jakiś czas z problemem niewydatkowania tych środków lub brakiem efektów. Największe zasoby ludzkie są w dużych firmach. Odcinanie nas od tego jest nierozsądne i doprowadzi do gorszej jakości wydawania tych pieniędzy. Żeby prowadzić działania badawczo-rozwojowe trzeba mieć zasoby ludzkie, których nie ma w firmach, które zatrudniają kilka-kilkanaście osób. Dedykujemy duże strumienie środków publicznych tam, gdzie nie mogą być efektywnie wykorzystane. Odcinanie tych niewielu polskich dużych firm z naszej branży od wsparcia nie jest rozsądne - przyznał Krzysztof Pawiński.

Andrzej Gantner zauważył, że pomoc eksportowa dla MŚP ma sens, ale np. w modelu włoskim, gdzie powstają mocne zgrupowania przedsiębiorstw produkujących pod jeden schemat i dostarczających strumienie markowych produktów. 

W Hiszpanii, Francji czy Niemczech są warunki, które pozwalają mniejszym firmom na ekspansję poprzez łączenie. Pojedynczy przedsiębiorca może pojechać do Dubaju, ale nic z tego nie wynika, bo nie stać go na zabezpieczenia, ludzi i wysłanie choćby jednego transportu. Przykład włoski pokazuje, że można mieć potężny eksport dużych firm i jednocześnie aktywizować mniejsze obszary. Takie podejście wpływa pozytywnie na wizerunek wszystkich produktów. Mniejsze firmy nie eksportują totalnej masówki, ale bardzo specyficzne produkty o wysokiej jakości. Nie mają one dużego udziału w eksporcie, ale budują dobry wizerunek - dodał.

« POWRÓT
EEC

Szanowny Użytkowniku!

Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.

Co możesz zrobić:

Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie