Wyzwania demograficzne

PortalSamorzadowy.pl
Fot. Adobe Stock/PTWP. Data dodania: 20 września 2022

Z prognoz GUS wynika, że do 2050 roku w Polsce ubędzie nawet 6 mln ludzi. Prognoza GUS bardzo mocno zwraca uwagę także na zjawisko podwójnego starzenia się społeczeństwa. Przybywać będzie nie tylko ludzi w wieku poprodukcyjnym, ale też osób powyżej 80. roku życia. Efekt? Mniej będzie rąk do pracy, a na tym może ucierpieć gospodarka i bardzo wiele polskich miast i gmin. Jak pokonać problem obarczony tak kasandrycznymi prognozami? Biorący udział w IX Europejskim Kongresie Gospodarczym mówią o nowych technologiach, emigracji jakościowej czy działkach oddawanych za darmo wielodzietnym rodzinom.

– Oby prognozy demograficzne Głównego Urzędu Statystycznego nie sprawdziły się, te odnoszące się do roku 2050 są bardzo niepokojące – dr Alina Potrykowska, sekretarz generalny Rządowej Rady Ludnościowej, podczas dyskusji o demografii nie pozostawiała złudzeń. – Negatywne skutki dotyczą zarówno liczebności naszej populacji, jak i zmian strukturalnych w składzie ludności – precyzuje Potrykowska. Jak więc Polska będzie wyglądała za ponad 30 lat?

GALERIA  10 ZDJĘĆ

Z danych przekazanych przez Potrykowską podczas IX Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach wynika, że bez względu na wariant, o jakim będziemy mówić, jest źle. Opcja pesymistyczna zakłada ubytek ludności nawet o 6 mln. Wariant średni mówi o 5,5 mln mieszkańców mniej.

– Biorąc pod uwagę zarówno oczekiwany efekt wydłużania się życia, jak i dzietności poniżej zastępowalności pokoleń, okazuje się, że Polska należy do najszybciej starzejących się krajów w Europie i na świecie – zauważa Paweł Wojciechowski, główny ekonomista Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.

Na tym nie koniec złych wiadomości. Innym, również negatywnym aspektem zmian demograficznych jest to, że zmniejszy się liczba osób w wieku produkcyjnym – wariant pesymistyczny zakłada nawet ponad 5 mln. Wojciechowski przypomina, że ten element zmian w strukturze ludności może mieć realny negatywny wpływ na PKB Polski.

Swoich obaw z tym związanych nie ukrywa także Tomasz Lachota z Małopolskiej Agencji Rozwoju Regionalnego. – Drastycznie spada liczba młodych ludzi, a rośnie osób starszych. Mam dwójkę dzieci i bardzo się o nie martwię. Kiedy ja kończyłem edukację, to w mojej szkole średniej było 2,5 tys. uczniów. Dziś jest w niej ich zaledwie tysiąc. Dziś czterech pracujących robi na jednego emeryta. Kiedyś jeden pracujący będzie pracował na czterech emerytów – zauważa Lachota.

Przytoczone przez Potrykowską szacunki mówią, że ludzi młodych w wieku od 0 do 17 lat ubędzie o ok. 2 mln. Jednocześnie zwiększać się będzie liczba osób powyżej 60. roku życia.

– Prognoza GUS bardzo mocno zwraca uwagę na zjawisko podwójnego starzenia się społeczeństwa. Przybywać będzie nie tylko ludzi w wieku poprodukcyjnym, ale też osób powyżej 80. roku życia – precyzuje dr Potrykowska.

Samorządy walczą z demografią



Na pomysły kolejnych rządów starających się zahamować negatywne skutki demografii nie czekały samorządy, które same zdecydowały się przeciwdziałać wyludnianiu się swoich miast.
Kordian Kolbiarz, burmistrz leżącej na Opolszczyźnie Nysy, nie ukrywa, że w gminie, którą zarządza, sytuacja jest bardzo trudna. – Cała Opolszczyzna określona jest jako specjalna strefa demograficzna. W ciągu ostatnich 10 lat wyjechało z niej ponad 10 proc. mieszkańców w sile wieku. W przypadku Nysy jest jeszcze gorzej. 10 lat temu w naszej gminie mieszkało 63 tys. mieszkańców, dziś jest ich niespełna 56 tys. – przedstawia skalę problemu włodarz Nysy.

By podnieść wskaźnik dzietności, który w przypadku Nysy wynosi 1.0 (to dużo mniej niż średnia krajowa czy europejska), miasto postawiło na trzy podstawowe fundamenty – dobra praca, tanie mieszkania i wsparcie demografii w postaci samorządowego bonu, na który mogą liczyć rodzice dzieci w wieku od 1 do 6 lat.

– Jesteśmy też po realizacji pilotażowego programu działki za 15 proc. wartości. Dzięki niemu między innymi 6 rodzin z dziećmi, które lata temu wyjechały do Szwecji i Wielkiej Brytanii, zdecydowały się wrócić do Nysy. Skorzystały z programu, teraz planują budowę domu – zdradza Kolbiarz.

Pytany, czy w ramach przyciągania nowych mieszkańców miasto zdecyduje się rozdawać działki za darmo, mówi tak: – Dojdziemy do kryterium, w którym liczba dzieci w rodzinie będzie decydowała o przydzieleniu działki za darmo. Dla miasta każda kolejna rodzina niesie ogromną korzyść. Są to ludzie, którzy nie tylko tu mieszkają, ale będą płacić podatki i utrzymywać rosnącą rzeszę seniorów, którzy też mają oczekiwania i potrzeby.

Także Elżbieta Radwan, burmistrz podwarszawskiego Wołomina, przyznaje, że uważnie przygląda się zmianom demograficznym w jej mieście. – Mieszkańców nam z pewnością nie przybywa, do tego osób powyżej 60. roku życia jest już ponad 12 tys. – wylicza.

Radwan nie ukrywa, że liczyła na szybki efekt programu Rodzina 500 plus. Jednak na razie liczby nie powalają. – Od kwietnia 2016 do końca roku zameldowano w gminie Wołomin 559 dzieci, zaś od stycznia 2017 do 4 maja tylko 190 małych mieszkańców. Liczymy, że do końca roku pojawi się więcej dzieci – podkreśla Radwan.

Innym pomysłem na odwrócenie tego negatywnego trendu jest zmiana charakteru gminy z „sypialni” Warszawy. – Chciałabym osiągnąć taki status miasta, by sąsiedztwo stolicy było naszym atutem – wyjaśnia. Liczy, że w przyciągnięciu mieszkańców do Wołomina przydatne okażą się nowe inwestycje. Dlatego miasto przygotowuje ulgi dla przedsiębiorców czy kolejne plany zagospodarowania przestrzennego.

– Dobra praca to punkt wyjścia. Bowiem to, czego potrzebujemy, to stabilizacja i dobra pensja. Te dwa czynniki wpływają na bezpieczeństwo w rodzinie, ułatwiają podjęcie decyzji o jej powiększeniu – przekonuje Kolbiarz.

Sprecyzowane zdanie na temat budowania trwałej polityki demograficznej ma Stanisław Kluza, prezes Banku Ochrony Środowiska. – Mechanizmy, które bardziej motywowałyby do poprawy wskaźników dzietności, to z pewnością szybsze wchodzenie na rynek pracy, które pozwoli na szybsze uzyskanie samodzielności pracowniczej – wyjaśnia. Pewna praca i większe dochody skutecznie zachęcą do założenia rodziny czy pojawienia się w niej większej liczby dzieci.

– Druga kwestia to mechanizm refleksji nad systemem emerytalnym, który dzisiaj w żaden sposób nie promuje dzietności. Co więcej, można powiedzieć, że antypremiuje dzietność. Jeśli ktoś zdecyduje się rozwijać karierę zawodową, odłoży więcej składek i w przyszłości dostanie większą emeryturę – zauważa Kluza. W jego opinii, osoby, które zdecydują się na posiadanie dzieci, nie tylko ponoszą większe koszty związane z ich wychowaniem, ale mają mniej czasu na swój rozwój zawodowy.

– Tymczasem w momencie, kiedy ich dzieci dorosną, w większym stopniu będą płaciły na emerytury tych, którzy tych dzieci nie mają. Warto więc zastanowić się nad systemem emerytalnym, który miałby w sobie komponent solidarności międzypokoleniowej – zachęca do rozważań.

Kolejnym elementem poprawiającym sytuację demograficzną, na który wskazuje dyrektor BOŚ Banku, jest dostępność mieszkań dla rodzin mniej zamożnych z dziećmi lub takich, w których jest perspektywa pojawienia się maluszków.

– Bon pieniężny jest wsparciem raczej redystrybuującym mechanizmy gospodarcze, aniżeli pobudzającym demografię. W mojej ocenie program Rodzina 500 plus w mniejszym stopniu pobudzi dzietność, a w większym zabezpieczy osoby mniej zamożne – zdradza swoją opinię w sprawie sztandarowego programu partii rządzącej.

Sposób na lukę demograficzną w gospodarce? Emigranci zarobkowi i roboty



Lachota przyznaje, że potencjalni inwestorzy pytają o to, czy otwierając fabrykę w danym mieście, znajdą ludzi do pracy. Pytania o tę kwestię słyszy od inwestorów również Kolbiarz.

– Jeżeli nasza polityka gospodarcza będzie ludnościowa i skierowana na potrzeby rynku pracy, to niezależnie od tego, jak będzie wyglądała demografia, możemy zamykać pewne luki – przekonuje Wojciechowski.

Kluza w kwestii demografii nie pozostawia złudzeń. – Zmienna demograficzna należy do tych zmiennych makroekonomicznych, które charakteryzują się najlepszą precyzyjnością. Nie tylko w krótkim okresie, ale także w stosunkowo długim horyzoncie czasu – tłumaczy. Dlatego – w jego opinii – warto zastanowić się nad polityką migracyjną, dzięki której w krótkim czasie można wpłynąć na strukturę demograficzną. Zacząć należy od skłonności Polaków do wyjeżdżania za pracą z kraju. Ostatnie statystyki pokazują, że młodzi Polacy dużo rzadziej chcieliby wyjeżdżać za pracą do Europy. Kolejny wątek to emigranci.

– Emigrację, którą obserwujemy na świecie, musimy rozróżnić. Jedna to emigracja socjalno-roszczeniowa. Polega na tym, że osoby przyjeżdżające do Europy z krajów muzułmańskich czy Afryki Północnej uważają, że w bogatej Europie dostają dobry „socjal” i będzie im się żyło lepiej. Jednak jeżeli przyjrzymy się emigracji z Ukrainy, to okaże się, że nasz kraj jest miejscem, w którym można się rozwijać. Gdzie można znaleźć pracę, coś zrobić, można realizować się życiowo i zawodowo. Jednocześnie ta praca jest wynagradzana w taki sposób, że można przeżyć. To rodzaj emigracji rozwojowej – wyjaśnia różnice.

Jego zdaniem innym z rozwiązań, które może pomóc, jest postęp technologiczny. – Kraje, które odpowiednio kierują innowacyjnymi procesami technologicznymi, są w stanie zaspokoić zastępowalność pokoleń na poziomie 1,8 wskaźnika dzietności. Badania pokazują, że w zależności od branży jest to od 1 do 5 proc. – wylicza Kluza.

Artykuł powstał podczas panelu dyskusyjnego „Wyzwania demograficzne", który odbył się podczas IX Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.

« POWRÓT
EEC

Szanowny Użytkowniku!

Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.

Co możesz zrobić:

Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie