EEC 2019

Mamy do czynienia z lawinowym wzrostem importu z Azji gotowych wyrobów zawierających stal. W niektórych przypadkach import więcej niż się podwoił. Branża apeluje o wprowadzenie zmian w ochronie rynku i polityce przetargowej. Wyrok TSUE to za mało – trzeba go umieścić w ustawach.

  • Dystrybutorzy stali postulują, aby nowe środki ochrony w Unii Europejskiej obejmowały wszystkie kody TARIC (kody celne, używane w UE do identyfikacji i klasyfikacji towarów) wyrobów, w których jest duża intensywność użycia stali.
  • Jak przypomina Iwona Dybał, prezeska Polskiej Unii Dystrybutorów Stali, w unijnych regulacjach są także inne mechanizmy umożliwiające promowanie lokalnych małych firm, ale nasz rząd z nich nie korzysta.
  • Teoretycznie cena stanowi 60 proc. wartości oceny przetargu, a 40 proc. to dodatkowe wymogi, ale są one ogólne i na zasadzie oświadczeń, że trudno ich nie spełnić - zauważa nasza rozmówczyni.

Iwona Dybał, prezeska Polskiej Unii Dystrybutorów Stali, z którą rozmawialiśmy podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach, uważa, że na poziomie UE zaczęto zauważać problem stali i wprowadzono szereg środków ochronnych, które jednak nie rozwiązały problemu.

- Obejmują one niestety tylko wyroby hutnicze, a obecnie mamy do czynienia z lawinowym wzrostem importu z Azji wyrobów zawierających stal – mówi Iwona Dybał.

Podkreśla, że w niektórych przypadkach wzrost importu wyrobów przekracza 150 proc. rok do roku. To stanowi poważne zagrożenie dla unijnych producentów.

Dotychczasowe środki ochronne skończą się w czerwcu 2026 r. i Komisja Europejska pracuje nad stworzeniem nowych regulacji, które mają chronić rynek.

- Postulujemy, aby obejmowały wszystkie kody TARIC (kody celne, używane w UE do identyfikacji i klasyfikacji towarów - przyp. red.) wyrobów, w których jest duża intensywność użycia stali – mówi Iwona Dybał i zaznacza, że oprócz działań unijnych powinny być podjęte także odpowiednie posunięcia na poziomie krajowym.

"Nasz rząd w zbyt małym stopniu chroni polskie firmy"

- Wyrok TSUE umożliwia niedopuszczanie do przetargów firm spoza Unii Europejskiej, ale w regulacjach są także inne mechanizmy umożliwiające promowanie lokalnych małych firm. Uważamy, że nasz rząd w zbyt małym stopniu te mechanizmy promuje - mówi Iwona Dybał.

Według niej polska administracja zbyt wiele rozwiązań pozostawia do stosowania w formie fakultatywnej, zależnej od decyzji zamawiającego.

- Żaden zamawiający nie będzie dobrowolnie nakładał na siebie dodatkowych ograniczeń, tylko wybierze opcję korzystniejszą dla siebie – mówi Iwona Dybał.

Cena wciąż stanowi niemal jedyne kryterium oceny ofert przetargowych

W tym wypadku trzeba przypomnieć, że wciąż podstawowym kryterium oceny oferty przetargowej jest jej cena, co tym bardziej nie będzie skłaniało do stosowania nieobowiązkowych kryteriów, które w efekcie prowadzą do podniesienia ceny.

- Teoretycznie cena stanowi 60 proc. wartości oceny przetargu, a 40 proc. to dodatkowe wymogi, ale są one wyznaczone tak ogólnie i na zasadzie oświadczeń, że w zasadzie wszystkie startujące firmy były w stanie te wymagania spełnić – mówi Iwona Dybał i dodaje, że wyrok TSUE trzeba umocować w przepisach ustawowo.

- Apelujemy o zastosowanie pewnych przepisów zawartych w unijnym programie Local Content, który podpowiada możliwe rozwiązania promujące lokalne małe firmy. Na razie wiele unijnych przetargów wygrywają firmy spoza UE, z którymi nasze firmy nie są w stanie konkurować kosztowo – mówi Iwona Dybał.

Szanowny Użytkowniku!

Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.

Co możesz zrobić:

Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie