EEC 2019

- My w Polsce jesteśmy teraz na etapie przedsiębiorców, którzy już dobrze chodzą i właśnie zaczynają biec – uważa Zbigniew Jakubas, właściciel Grupy Kapitałowej Multico. I opowiada nam, w jakim kontekście użył tego porównania.

  • - Państwowa Inspekcja Pracy ma mieć uprawnienia do zmiany umowy B2B na umowę o pracę. To absurd - podkreśla Zbigniew Jakubas, właściciel Grupy Kapitałowej Multico.
  • - Jestem przedsiębiorcą, który ciągle inwestuje, ciągle buduje i wiem, co mi doskwiera: procedury biurokratyczne - dzieli się zniecierpliwieniem nasz rozmówca, wskazując zarazem, jak łatwo można przeciągać podejmowanie decyzji.
  • W działalności charytatywnej powinny mocno dopomagać regulacje. Powinny… Biznesmen podaje dość drastyczny przykład, że nie zawsze tak jest.

Głośno dziś o deregulacji. Ale dość niepostrzeżenie zawiązuje się też nieoficjalna koalicja, wynikająca z innego rodzaju zniecierpliwienia.

Agnieszka Kubera (Accenture), Dominika Bettman (przedsiębiorczyni, niedawno jeszcze Microsoft), Paweł Borys (Capital Partners, kiedyś Polski Fundusz Rozwoju), Jacek Siwicki (Enterprise Investors) czy ekonomista, były minister finansów Piotr Wojciechowski, z którymi rozmawiałem, mają właściwie ten sam apel do rządów (bo nie chodzi tylko o obecnie urzędujący gabinet, a o zastarzały system): po prostu mniej gadajmy, a więcej działajmy, podejmując decyzje w fundamentalnych dla gospodarki sprawach. A może lobbing podzielonego jednak środowiska biznesowego jest tu zbyt słaby?

„Wzoru, który wymyślono, nawet Bareja by nie wymyślił”

Deregulacja? - Im więcej inicjatyw ludzi biznesu w tym kierunku, tym lepiej dla nas - dla gospodarki, dla naszego kraju - lapidarnie sumuje Zbigniew Jakubas, właściciel Grupy Kapitałowej Multico, w rozmowie toczonej podczas XVII Europejskiego Kongresu Gospodarczego.

Niepokoi go jednakże, że w czasie, gdy deregulacyjna grupa Rafała Brzoski (nasz rozmówca też w niej jest) stara się znieść czy zmienić najbardziej idiotyczne przepisy, aby „uprościć wszystkim życie”, pani minister rodziny, pracy i polityki społecznej próbuje lansować kolejne - jak wskazuje biznesmen - absurdalne pomysły, jak chociażby utrzymywanie w pomieszczeniach otwartych temperatury stosownej dla poszczególnych osób.

Wzoru, który wymyślono, nawet Bareja by nie wymyślił - ocenia Zbigniew Jakubas. - A dosłownie dziś czytam, że Państwowa Inspekcja Pracy ma mieć uprawnienia do zmiany umowy B2B na umowę o pracę. To jest kolejny absurd!

A skoro już napomknęliśmy o procesie podejmowaniu decyzji. Jakieś karygodne przykłady?

- Jestem przedsiębiorcą, który ciągle inwestuje, ciągle buduje i wiem, co mi doskwiera: procedury biurokratyczne. Jeżeli teoretycznie urzędnik ma 30 dni na odpowiedź, to w ostatnim dniu z reguły zadaje jakieś pytanie i znowu czekamy 30 dni, bo potem znów zadaje pytanie… Jakby nie mógł tego zrobić od razu - dziwi się, ale i oburza przedsiębiorca.

„Na ograniczenie tygodnia pracy do 4 dni nas w tej chwili nie stać"

Pomysł administracji, by wprowadzać 4-dniowy tydzień pracy, powoduje, że właścicielowi GK Multico - jak mówi - „włosy się jeżą na głowie”. Na przeciwnym biegunie stawia Chiny - państwo, które w porywającym tempie się rozwija i jest największym dla Unii konkurentem - gdzie w ostatnim kwartale tydzień pracy sięgał średnio 48 godzin. Nie chodzi oczywiście o to, by kopiować ten wzorzec 1:1, ale…       

- Na ograniczenie tygodnia pracy do 4 dni nas w tej chwili nie stać. Jesteśmy dalej państwem na dorobku i musimy jeszcze mocno razem popracować, żebyśmy się czuli bezpiecznie (nie tylko gospodarczo), zwłaszcza w takiej sytuacji, jaka jest w dziś Europie (i nie tylko) - podkreśla Zbigniew Jakubas.

Globalizacja w swej zwulgaryzowanej wersji obrała niebezpieczny kierunek

Ten przykład 4-dniowego tygodnia pracy - z pragmatycznej oceny stanu rzeczy i miejsca Polski na ścieżce rozwoju - jest faktycznie, powiedzmy, dosyć odważny. Wydaje się, że tak krytyczna ocena tej koncepcji w przypadku szefa Multico wynika z racjonalnej oceny sytuacji, a nie ciągot do kapitalizmu w XIX-wiecznym wydaniu. Dlaczego?  

Od lat Zbigniew Jakubas opowiada się za zwiększeniem podatkowych obciążeń finansowych najbogatszych (jeden z menedżerów, z którymi kiedyś rozmawiałem, nazwał go żartobliwie socjalistą).

Idzie też o to, że rygorystycznie eksponuje w swoich firmach wartości, które mają podzielać członkowie kadry zarządzającej. A wielu długoletnich pracowników traktuje w dużej mierze jak członków rodziny, dopomagając im nawet w prywatnych kłopotach. Faktem jest też jego rozległa działalność charytatywna, której stara się zresztą specjalnie nie nagłaśniać.

Pytanie tylko, czy to model wart polecenia w zarządzaniu na przyszłość? Czy zapewni wysoką produktywność i skuteczną konkurencję, a już zwłaszcza w tzw. ciężkich czasach?

- Jak widać po sukcesie moich firm, takie podejście do współpracowników - tworzenie w tej grupie ludzi (a są to tysiące osób) bardzo familijnej atmosfery - przynosi dobre skutki. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że człowiek jest tu tylko trybikiem w zegarku czy maszynie. Według mnie to jest droga donikąd – dzieli się swoim przekonaniem biznesmen.

Globalizacja w swej zwulgaryzowanej wersji - podkreśla mój rozmówca - obrała niebezpieczny kierunek: nie liczy się człowiek, ale bez reszty efekt pracy, i kiedy ktoś się wypala, szuka się kolejnego kandydata.

- Może jestem człowiekiem starej daty, inaczej wychowanym - nie w takim agresywnym kapitalizmie. Uważam jednak, że podobny kapitalizm już się wszędzie skończył. Nie mówię tu o Indiach, gdzie pracują też dzieci, czy o Afryce, lecz o państwach rozwiniętych, gdzie inaczej się podchodzi do wartości - mówi z przekonaniem Zbigniew Jakubas.

„My w Polsce teraz jesteśmy na etapie przedsiębiorców, którzy już dobrze chodzą i właśnie zaczynają biec”

No to słowo jeszcze o działalności charytatywnej i fundacyjnej - w szerokim tego słowa znaczeniu.

Biznes prowadzi ją w Polsce w dalece skromniejszym wymiarze niż w rozwiniętych gospodarkach - choćby w Wielkiej Brytanii, a zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych.

Czy jest to nadal kwestia po prostu niedostatecznej akumulacji kapitału (np. w porównaniu z wymienionymi krajami), czy niedostatku stosownej tradycji i obyczaju, czy może także przepisów i stosownego systemu, sprzyjającego efektywnej absorpcji tych środków (mam tu np. na myśli zasilanie dotacjami czy darowiznami polskich uczelni czy placówek badawczych)? 

- Wszystkiego po trochu. Mamy u nas kapitalizm (dopiero) od trzydziestu paru lat. Sam wiem po sobie, że dla każdego przedsiębiorcy pierwsze lata to jest ciężka praca, ciągle kredyty, walka o byt - tym bardziej że w okresie transformacji w Polsce udogodnienia miały przede wszystkim zachodnie firmy; polskiemu biznesowi nie pomagało się tak, jak firmom niemieckim, amerykańskim czy innym z Zachodu - wspomina biznesmen.

I mówi obrazowo, że „aby móc biec, najpierw trzeba nauczyć się chodzić - dziecko najpierw chodzi, potem biegnie”.

- My w Polsce teraz jesteśmy na etapie przedsiębiorców, którzy już się rozwinęli, zgromadzili jakiś kapitał i są w takiej fazie, że już dobrze chodzą i właśnie zaczynają biec…

I w tym momencie człowiek już nie patrzy tylko, jak związać koniec z końcem. Myślę tu o celach charytatywnych, o pomocy innym. Jest to już czas, w którym Polacy coraz częściej będą się dzielili – akcentuje Zbigniew Jakubas.

Powinny w tym mocno dopomagać regulacje. Powinny… Biznesmen podaje dość drastyczny przykład, że nie zawsze tak jest.       

- Kilka lat temu kupując mieszkanie niewidomej biegaczce, zmierzyłem się z tym, że musiała ona zapłacić wielki podatek od darowizny. Występowaliśmy w tej sprawie do ministra finansów; wynająłem specjalistów Deloitte’a, którzy mi pomagali - i po półtorarocznym boju urzędnicy zmniejszyli ten podatek o 50 proc. – opowiada biznesmen.

Problem jednak przecież nie zniknął. Zbigniew Jakubas pomaga teraz ustabilizować życie przez zakup mieszkania w Myszkowie trzem siostrom-sierotom (ich mama zmarła kilka lat temu). W tym przypadku obdarowanym też grozi duży podatek, na który ich nie stać…   

- I teraz się zastanawiam, jak im to mieszkanie przekazać: czy co roku - w ramach dozwolonej darowizny - części po części ich własności? W takich sytuacjach państwo powinno być liberalne, jeśli ktoś finansuje to z własnych środków - zarobionych i opodatkowanych. Coś tu jest „nie halo” - ocenia nasz rozmówca.

I jest tu bardzo oszczędny w słowach.

Szanowny Użytkowniku!

Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.

Co możesz zrobić:

Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie