Pierwszy blok pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce może zostać oddany w 2033 roku, ale to bardzo napięty termin, bez marginesu na błędy. Jeszcze przed rozpoczęciem budowy musimy zadbać o jak największy udział polskich firm w tej inwestycji.
Ostatni okres przyniósł pewne ożywienie w realizacji Polskiego Programu Energetyki Jądrowej (PPEJ). Spółka Polskie Elektrownie Jądrowe (PEJ) 13 kwietnia 2023 r. złożyła w Ministerstwie Klimatu i Środowiska wniosek o wydanie decyzji zasadniczej dla pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej, która powstanie na Pomorzu.
- Wniosek ten został złożony pierwszego dnia obowiązywania nowych przepisów ustawy Prawo atomowe. Dzięki tym zmianom mamy nadzieję przyśpieszyć proces pozwoleniowy - tak, żeby inwestorzy, których widzimy rosnącą liczbę, mogli sprawnie przejść przez ten etap proceduralny - informuje Adam Guibourgé-Czetwertyński, podsekretarz stanu w Ministerstwie Klimatu i Środowiska.
Poniżej - zapis sesji „Energetyka jądrowa”:
Jak tłumaczy, nowe regulacje pozwalają na prowadzenie równolegle kilku procesów, które wcześniej musiałyby być prowadzone sekwencyjnie. Resort klimatu szacuje, że dzięki temu inwestorzy można zyskać nawet półtora roku.
Zgodnie z oficjalnymi deklaracjami pierwszy duży blok jądrowy w Polsce powinien być oddany w roku 2033; w przypadku małych reaktorów pojawiły się wcześniejsze daty. Pada też wiele pytań o to, czy są to deklaracje realistyczne.
- To są bardzo ambitne harmonogramy. Patrząc na doświadczenia z ostatnich kilku dekad na całym świecie, widzimy, że średni czas budowy bloków jądrowych wynosi ok. 8 lat. Do roku 2033 mamy 10 lat, więc niby jest zapas, ale wiemy też, że to trudne projekty i nierzadko się opóźniają. Dlatego na pewno dotrzymanie tych terminów nie będzie łatwe. Z naszej strony zrobimy wszystko, aby ułatwić realizację tych inwestycji pod kątem sprawnego procedowania, także na etapie pozwoleń. W tym kontekście została zawarta umowa z kanadyjskim regulatorem, aby się dzielić wspólnie oceną wniosków przedstawionych przez inwestorów w technologii SMR - po to, aby - jako administracja - wywiązać się z tego etapu formalnego - wskazuje Adam Guibourgé-Czetwertyński.
Przypomina, że w 2022 r. zwiększono budżet Państwowej Agencji Atomistyki (PAA), aby mogła ona zatrudnić odpowiednich ekspertów do oceny wspomnianych wniosków inwestorów.
W czasie Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach byliśmy świadkami premiery raportu "Jak zaszczepić atom w Polsce. Scenariusze rozwoju energetyki jądrowej" autorstwa Polityki Insight oraz kancelarii Baker McKenzie.
- W tym raporcie nie pytamy, czy energetykę jądrową rozwijać, ale pytamy, jak to robić. Budowa dwóch elektrowni jądrowych o mocy 6-9 GW zmniejszy ryzyko deficytu mocy w Polsce w perspektywie 2040 r. Pełne bezpieczeństwo energetyczne można osiągnąć, ale dopiero poprzez zwiększenie liczby inwestycji w reaktory jądrowe - zarówno konwencjonalne, jak i w SMR-y. Aby do tego doszło, konieczne są działania w obszarze ekonomicznym, prawnym, społecznym, edukacyjnym i środowiskowym - wskazuje Michał Piekarski, partner w kancelarii Baker McKenzie.
W raporcie podkreślono, że istotną przeszkodą w budowie elektrowni jądrowych jest brak odpowiednio licznych i wykwalifikowanych kadr. W perspektywie kilku lat w Polsce, a szczególnie w administracji publicznej, widać niebezpieczeństwo niedoboru pracowników przeszkolonych do tego, aby projekt budowy reaktorów przeprowadzać i nadzorować.
- Grozi to opóźnieniami przy wydawaniu zgód na budowę reaktorów, a co za tym idzie - opóźnieniami w realizacji inwestycji i wzrostem ryzyka dla inwestorów. Natychmiastowe zwiększenie nakładów na kształcenie kadr z obszaru energetyki jądrowej jest konieczne - podkreśla Michał Piekarski.
Zaznacza, że doświadczenia Unii Europejskiej z kilku dekad eksploatacji reaktorów powinny być dla Polski cenną lekcją. Opierając się na nich, można z odpowiednim wyprzedzeniem zidentyfikować obszary w prawie, których potrzeba uregulowania zazwyczaj ujawnia się na późniejszych etapach budowy lub eksploatacji reaktorów.
- Postęp prac przy realizacji programu jądrowego należy podzielić na dwa główne obszary. Pierwszy to kwestie związane z pracami zezwoleniowymi, czyli sferą administracyjną, a obszar drugi to sfera biznesowa, czyli relacje z partnerem amerykańskim - ocenia Łukasz Młynarkiewicz, p.o. prezes spółki Polskie Elektrownie Jądrowe (PEJ).
Jak podkreśla, decyzja zasadnicza, o wydanie której PEJ złożyła wniosek 13 kwietnia 2023 r., formalnie potwierdzi, że planowana przez spółkę inwestycja pozostaje zgodna z interesem publicznym oraz polityką rządu, w tym polityką energetyczną. W warstwie formalnej to decyzja administracyjna, ale w warstwie merytorycznej - także polityczna, ponieważ państwo udziela zgody na dalsze procesy zezwoleniowe i biznesowe związane z realizacją tej inwestycji.
Jak mówi, po ewentualnej zmianie politycznej ta decyzja powinna być wiążąca dla rządu.
- To decyzja kierowana do inwestora, która umożliwi spółce ubieganie się o kolejne pozwolenia i decyzje, w tym tę lokalizacyjną. Nad wnioskiem o decyzję lokalizacyjną spółka już pracuje. Chcielibyśmy mieć do końca roku decyzję zasadniczą, decyzję środowiskową i decyzję lokalizacyjną - zapowiada Łukasz Młynarkiewicz.
Jak zapewnia, spółka jest na bardzo zaawansowanym etapie procedury środowiskowej. Pod koniec kwietnia 2023 r. zakończono konsultacje transgraniczne ze stroną niemiecką.
- Rzeczywiście, od strony merytorycznej to było duże wyzwanie, ale konsultacje prowadzono w formie eksperckiej; były oparte na wiedzy, a nie na podstawie politycznej czy ideologicznej. Konsultacje zakończyła konkluzja, że brak więcej uwag... Liczymy teraz na podpisanie protokołu końcowego z tych konsultacji. Czekają nas jeszcze konsultacje z Austrią i Danią, z kilkoma krajami konsultacje już się zakończyły - informuje Łukasz Młynarkiewicz.
Jak wskazuje, preferowanym przez PEJ modelem pozostaje model konsorcjum. Rozmowy z Westinghouse w tej sprawie trwają; pod koniec kwietnia delegacja PEJ była w Stanach Zjednoczonych, a wcześniej delegacja amerykańska - w Polsce.
Łukasz Młynarkiewicz zapowiada, że w maju być może dojdzie do podpisania rodzaju porozumienia (memorandum of understanding - MoU, czyli de facto protokołu ustaleń), którego celem będzie potwierdzenie preferowanego modelu współpracy, jakim jest konsorcjum. W umowie mają zostać określone oczekiwania polskiej strony dotyczące formy tego konsorcjum, podziału odpowiedzialności oraz kwestii związanych z odpowiedzialnością projektową i finansową.
- Najpóźniej w trzecim kwartale 2023 r., we wrześniu, chcemy podpisać umowę na projektowanie elektrowni - zapowiada Łukasz Młynarkiewicz.
Przypomina, że w lutym 2023 r. firmy Westinghouse Electric Company i Westinghouse Electric Poland podpisały umowę z PEJ na prace przedprojektowe dla pierwszej polskiej elektrowni atomowej.
Jak mówi, we wrześniu będzie można potwierdzić preferowany model finansowania tego projektu. I wskazuje, że jeśli nie uda się uzgodnić formy konsorcjum, to będą rozważane inne opcje (m.in. przetarg).
W Polsce pojawiło się także wiele komentarzy, że wybór Westinghouse jako partnera do budowy pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce może kwestionować Komisja Europejska.
- Nie widzimy tego rodzaju sygnałów. To nie tak, że musi być przetarg (ale pod pewnymi warunkami) - odpowiada Łukasz Młynarkiewicz.
- Preferowany scenariusz jest taki, że wybudujemy elektrownię jądrową w zakładanym czasie - mówi Mirosław Kowalik, prezes Westinghouse Polska.
Jak zapewnia, rozmowy Westinghouse i PEJ są dość intensywne, odbywają się nawet co tydzień i dotyczą optymalizacji struktury konsorcjum, warunków i zakresu projektowania - po to, aby można było wejść na ścieżkę pozwoleń i licencji.
- Zależy nam, żeby polski projekt jądrowy został zrealizowany zgodnie z terminem i budżetem. A żeby to było możliwe, konieczny jest jasny podział ryzyk i podział odpowiedzialności; określenie tego, kto i co wykonuje. To trzeba zrobić w sposób transparentny i tak profesjonalny, by strony wiedziały, w jaki sposób ten projekt będzie realizowany - wskazuje Mirosław Kowalik.
Przypomina, że w Europie ukończono w ostatnim czasie kilka projektów jądrowych i miały one mankamenty dotyczące budżetu i harmonogramu. Podobnie było w przypadku budowy bloków z reaktorami AP 1000 w elektrowni Vogtle w Stanach Zjednoczonych.
- Blok nr 3 w elektrowni Vogtle został zsynchronizowany z siecią, co znaczy, że Bechtel i Westinghouse dały sobie z tym radę - pomimo pewnych przeciwności, jakie na tym projekcie występowały, i pomimo zaleceń, które amerykański regulator zastosował w trakcie realizacji po wypadku w elektrowni jądrowej Fukushima w Japonii. W Vogtle musiano np. zwiększyć odporność obudowy reaktora - tłumaczy Mirosław Kowalik.
Przypomina, że elektrownię jądrową projektuje się na 60 lat.
Jak zapewnia, elektrownia jądrowa w Polsce ma być obiektem referencyjnym dla innych projektów w regionie.
Innym projektem dotyczącym budowy elektrowni jądrowej w Polsce stała się inicjatywa PGE i ZE PAK we współpracy z koreańską grupą Korea Hydro & Nuclear Power (KHNP).
- Jesteśmy teraz na etapie bardzo wstępnym. Rozpoczęliśmy współpracę od porozumienia w październiku 2022 r. w Seulu podpisanego pomiędzy trzema partnerami, czyli ZE PAK, PGE i KHNP, dotyczącego realizacji w Wielkopolsce elektrowni z dwoma reaktorami. Do dzisiaj stworzyliśmy spółkę, gdzie po 50 proc. udziałów mają PGE i ZE PAK; jest ona w fazie przygotowania wystąpienia o pozwolenia środowiskowe, badania lokalizacyjne, jak również wszelkiego rodzaju decyzje administracyjne - mówi Lechosław Rojewski, wiceprezes PGE Polskiej Grupy Energetycznej ds. finansowych.
Jak dodaje, dopiero później zaczną się rozmowy ze stroną koreańską na temat powstania spółki celowej, gdzie strona polska będzie miała 51 proc. udziałów, a koreańska - do 49 proc. udziałów.
- Jeżeli chodzi o strukturę finansowania, pozostajemy jeszcze na wstępnym etapie. Jest kilkanaście różnych modeli finansowania inwestycji jądrowych - zaznacza Lechosław Rojewski.
Jak dodaje, strony zakładają, że pierwszy blok jądrowy rozpocznie produkcję energii w 2035 r. Docelowo dwa bloki po 1400 MW będą pokrywać ok. 12 proc. zapotrzebowania na energię w Polsce.
Od dawna jednak amerykański koncern Westinghouse przekonuje, że eksport przez KHNP technologii jądrowych - bez zgody Westinghouse i rządu USA - byłby złamaniem prawa międzynarodowego i amerykańskich przepisów.
- Z punktu widzenia PGE to problem, który powinny z sobą rozwiązać strona koreańska i amerykańska - komentuje Lechosław Rojewski.
- W budowie elektrowni jądrowych w Polsce ważny pozostaje udział polskiego przemysłu. Jako Izba widzimy duże szanse, ale jednocześnie i duże wyzwania - podkreśla Bogdan Pilch, dyrektor generalny Izby Gospodarczej Energetyki i Ochrony Środowiska (IGEiOŚ).
Przypomina, że w Programie Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ) z 2020 r. założono, że przy budowie pierwszego bloku jądrowego w Polsce 40 proc. wartości prac wykonają polskie firmy. Ten wskaźnik przeniesione też do do Polityki energetycznej Polski do 2040 r., która powstała kilka miesięcy później.
Oprócz tego o konkretnym udziale polskiego przemysłu w polskich projektach jądrowych mówią dostawcy technologii.
- Jeżeli w odpowiedni sposób do tego nie podejdziemy, to te zapowiedzi się nie ziszczą. Widzimy to na przykładzie morskiej energetyki wiatrowej, gdzie były bardzo duże oczekiwania dotyczące udziału polskiego przemysłu - nawet na poziomie 50-60 proc. - a dzisiaj wiemy, że ten udział jest zdecydowanie mniejszy - zaznacza Bogdan Pilch.
Wskazuje, że proces uzyskania niezbędnych certyfikacji i spełnienia wszelkich wymogów w kwestii bezpieczeństwa, ochrony, jakości, uzyskania normy 19443 (wymagania dotyczące dostaw dla sektora energetyki jądrowej i bezpieczeństwa jądrowego) to bardzo długotrwały i kosztowny proces.
- W moim odczuciu dążenie do maksymalizacji udziału polskich firm w budowie elektrowni jądrowych w Polsce jest bardzo zasadne. W pewnym miejscu musimy założyć, że być może będzie to związane z wyższym kosztem realizacji inwestycji, dlatego że np. Westinghouse, gdyby dziś wykorzystał doświadczenia chińskie i sprowadził firmy stamtąd, na pewno wybudowałby to tanio. Tylko jest pytanie, czy o to chodzi? Moim zdaniem każda złotówka i każdy dolar zostawiony w Polsce ma dużą wartość - podkreśla Bogdan Pilch.
Kluczowym zadaniem w realizacji polskiego projektu jądrowego wydaje się analiza tego, co się wydarzyło w innych krajach przy budowie elektrowni jądrowych - i wyciągnięcie wniosków.
- Słyszę o konsorcjum - to nie jest nowa strategia. To koncepcja stworzona w USA w przypadku budowy pierwszych reaktorów AP 1000. Na początku, na etapie papierowym, można wyznaczyć pewne granice, ale podczas realizacji te granice się rozmywają i powstają tarcia między partnerami. Zostaliśmy ściągnięci przez spółkę energetyczną Georgia Power na budowę nowych bloków jądrowych w elektrowni Vogtle, kiedy Westinghouse zbankrutował. Powiedzieliśmy wtedy, że trzeba zmienić sposób, w jaki prowadzimy budowę: musimy wyznaczyć dokładne granice na każdym rysunku, który otrzymują technicy i jasno określić, za co musi zapłacić właściciel. To powinno być w pełni przejrzyste - podpowiada Jeffrey Colborn, dyrektor zarządzający Accenture.
Patrząc na doświadczenia różnych projektów, wskazuje, że trudności mogą pojawiać się np. przy łańcuchu dostaw.
- W przypadku konsorcjum niektóre elementy łańcucha dostaw były nie tak efektywne, jak inne. Część zaopatrzenia zamówi Westinghouse, ale niektóre elementy zamówią inne podmioty. Może się zdarzyć, że ten sam komponent może być nabywany przez dwie różne firmy. I podczas budowy mamy dwa różne łańcuchy dostaw, dwa różne zestawy zapasów - zwraca uwagę Jeffrey Colborn.
Jego zdaniem oddanie pierwszego bloku jądrowego w Polsce w 2033 r. jest możliwe. Zaznacza jednak, że nadal są problemy z licencjonowaniem reaktora i z pozwoleniami.
- W projekcie jądrowym właściciel musi siedzieć za kierownicą i ponosić odpowiedzialność za realizację projektu. Ważne jest budowanie łańcucha dostaw i dbanie o to, żeby nie było tam przestojów - podkreśla Anni Jaarinen, dyrektorka ds. usług jądrowych w Fortum Power and Heat Oy Nuclear & Thermal Power and Renewable Energy.
W jej ocenie oddanie pierwszego bloku jądrowego w 2033 r. to termin bardzo ambitny, który nie uwzględnia żadnego marginesu bezpieczeństwa i zakłada, że wszystko pójdzie bardzo dobrze.
I jest jeszcze jeden ważny element - często pomijany.
- Nie można zapominać o zdolności właściciela do eksploatacji elektrowni jądrowej. W przypadku elektrowni Barakah w Zjednoczonych Emiratach Arabskich (ZEA) oddanie do eksploatacji opóźniło się o rok tylko z tego powodu, że operator nie był w pełni gotowy. Musimy o tym zacząć myśleć na wczesnym etapie, by wszystko jednocześnie było opracowywane i gotowe w terminie. O tym musi myśleć właściciel - podkreśla Anni Jaarinen.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie