- Polski model gospodarczy wymaga nie tylko dostrojenia i korekt. Musi się zmienić funkcjonowanie państwa - mówi Radosław Koelner, prezes firmy Rawlplug.
Przejście 35 lat temu w Polsce z systemu socjalistycznego na rynkowy pozwoliło przez wiele lat wyzwolić nową energię gospodarczą, co skutkowało okresowo fantastycznym tempem wzrostu PKB. Czy niektóre motory dotychczasowego wzrostu słabiej pracują?
- Bezwzględnie tak.
Dlaczego?
- Z powodu rosnących kosztów, w tym szczególnie energii i pracy. W efekcie kilka obszarów gospodarczych stało się dużo mniej rentownych i przestało być motorami wzrostu.
Co równie istotne: inne - wydawało się - niezagrożone branże, determinujące dotychczas w dużym stopniu wzrost PKB, jak np. rolnictwo, też słabną jako "drivery". Głównie z powodu zmian gospodarczych, nie tylko w Europie, ale i na świecie.
Radosław Koelner, prezes fiemy Rawlplug Fot. RawlplugDlatego, że globalizacja gospodarcza nasiliła konkurencję?
- Z pewnością już nie z powodu globalizacji! Świat po covidzie wszedł przecież w erę deglobalizacji.
Cholerę zastąpiła dżuma?
- Według mnie procesy deglobalizacyjne niosą większe zagrożenie dla rozwoju gospodarczego. Nie dość, że zaburzają utrwalone strumienie towarów, za czym idzie stopień przetworzenia w naszym kraju (a jesteśmy przecież dużym kooperantem przemysłowym), to jeszcze mocno wzmacniają rozchwianie gospodarcze na świecie.
Po covidzie w różnych miejscach na globie koszty działalności przemysłu wzrastały w różnym tempie. Najmniej w Azji, bo tamtejsze kraje miały najwolniej rosnącą inflację. Tymczasem Europa i Ameryka Północna poniosły olbrzymie koszty, w dodatku zadłużając się (także w przeciwieństwie do Azji).
Czyli o wzroście w mniejszym stopniu decyduje postęp technologiczny?
- Nie. Ważny jest rozwój produktu i postęp technologiczny, ale ważniejszy "tu i teraz" jest koszt wytworzenia. Pod tym względem Azja nam odjechała, odstając w konkurencyjności oferty.
O ile w Polsce w ciągu dekady płace wzrosły o ok. 60 proc., przekładając się na wyższe ceny produktów, o tyle na Dalekim Wschodzie o ok. 10 proc. - ale licząc także wzrost cen energii.
Ogólnie mówiąc, o bieżącym tempie rozwoju gospodarczego decydują trzy wypadkowe: edukacja, infrastruktura oraz lokalizacja - co determinuje spokój potrzebny do rozwoju lub jego brak.
Dwa pierwsze czynniki wymagają czasu.
- Właśnie. A polskie przedsiębiorstwa mają przecież dość krótką historię, by wszystkie trzy czynniki działały dla nas pozytywnie i byśmy doszli do poziomu rozwoju o iście globalnym znaczeniu...
Choć wszystkie nasze firmy, które należą do powstałej w 2023 roku Rady Polskich Przedsiębiorców Globalnych, mają sukcesy w ekspansji zagranicznej, to jednak nie osiągnęły takiej skali działania, jak te z listy Top-500 na świecie.
Nie dość zatem, że mamy mało firm o kapitalizacji idącej w dziesiątki miliardów dolarów, to z reguły są to przedsiębiorstwa państwowe. Ale i one nie rosną same z siebie, lecz w pewnym otoczeniu. Żeby nasze firmy miały podobną pozycję do tych globalnych, potrzeba jeszcze co najmniej dwóch pokoleń.
Choć firmy z Rady Polskich Przedsiębiorców Globalnych mają sukcesy w ekspansji zagranicznej, to jednak nie osiągnęły takiej skali działania, jak te z listy Top-500 na świecie Fot. RawlplugJak deglobalizacja może jeszcze szkodzić w szybkim rozwoju polskiej gospodarce?
- Proces deglobalizacji przybiera dopiero na sile i będzie rozwijał się przez kilka lat. Z jednej strony pogarsza się otoczenie międzynarodowe, gdyż rośnie protekcjonizm. A z drugiej polskie PKB zależy w dużej części od eksportu towarów i usług.
Tymczasem jesteśmy uzależnieni, jak zresztą cała Unia, od importu tańszych niż nasze komponentów i podzespołów z krajów Dalekiego Wschodu, z którymi mamy konkurować. W takim negatywnym zewnętrznym otoczeniu będzie spowalniać tempo naszego wzrostu.
Według prognoz rządowych polski PKB w 2025 r. zwiększy się realnie o ok. 3,5 proc., po zwyżce o 2,9 proc. w 2024 r. Będzie to znów jeden z najlepszych prognozowanych wyników w Unii. Mamy atuty, które nadal pozytywnie oddziałują na wzrost? Na przykład relatywnie duży rynek wewnętrzny?
- Kwestionuję takie dane, bo tempo wzrostu polskiego PKB jest stymulowane rosnącym zadłużeniem. Ponadto pojęcie "PKB" to nie jest dziesięć przykazań, tylko jeden z mierników rozwoju gospodarczego.
Jeżeli jest eksponowany tylko on, no to jest odbiciem w krzywym lustrze realiów, bo zależy od tempa wzrostu budżetu państwa, a nie od wzrostu opartego na większej produkcji towarów i usług.
Wydatki na zbrojenia nakręcają realnie wzrost naszego PKB?
- Na razie nakręcają przemysł za granicą. Wydatki te byłyby "produktywne" dla naszej gospodarki, gdyby gros zamówień zakupów dla armii pozostawało w kraju. Ale tak nie jest, choćby dlatego, że w Korei (Południowej - dop. red.) produkcja czołgu jest tańsza niż u nas.
I także dlatego, że polskie struktury przemysłowe nie są w stanie ani wchłonąć takich pieniędzy, jakie od trzech lat wydatkuje polski budżet na zbrojenia, ani nie są w stanie tak szybko się rozwijać, jak rosną te wydatki. Najpierw zatem trzeba zbudować "substancję produkcyjną".
Być może sytuacja zmieni się za dwa lata - jeśli w dodatku zmniejszy się państwowy monopol produkcji na potrzeby armii. Dziś monopol ten skutkuje ograniczoną możliwością szybkiej reakcji na zmiany warunków oraz szybkiego dopływu kapitału dla przemysłu zbrojeniowego.
Mówił pan o roli eksportu dla wzrostu PKB i o jego uwarunkowaniach. Czy polska oferta towarowa na rynkach międzynarodowych traci na konkurencyjności?
- To zależy od regionu. Konkurencyjność polskich towarów wobec głównych unijnych partnerów handlowych jest dość wysoka.
Niestety, tracimy tę konkurencyjność - wraz z całą Europą - w stosunku do USA i wielu krajów azjatyckich. I to właśnie niesie bardzo duże ryzyko długoterminowe dla eksportu.
Jak Rawlplug odnajduje się w zmieniającym się świecie, skoro w ciągu ostatniej dekady - w której sfrunęły też czarne łabędzie - niemal podwoił przychody?
- Skalę działalności powiększyliśmy wpierw poprzez przejęcia, tworząc grupę międzynarodową z 28 spółkami, ale z polskim zarządem i z dominującym udziałem inwestorów z polskiej giełdy papierów wartościowych.
Istotne było też umocnienie pozycji własnych marek, rozpoznawalnych na rynkach międzynarodowych, co pozwoliło nam na wzrost eksportu.
Oczywiście, też odczuliśmy m.in. skutki covidu. Wtedy właśnie wprowadziliśmy strategię, która powstała tuż przed wybuchem pandemii - z założeniem, że skupiamy się na pracy nad eliminacją destruktorów ekonomicznych i szukaniem "driverów" wzrostu.
Których było i jest więcej?
- Niestety, destruktorów; z dziesięć - począwszy od procesu deglobalizacji gospodarczej, konfliktu północ (świata)-południe, co skutkuje ogromnej skali migracjami, po klęski żywiołowe, wywołane zmianami klimatu.
Zarazem określiliśmy tylko ze cztery "drivery" rozwoju, a wśród nich najsilniejszym jest sztuczna inteligencja. Na realizacji takiej strategii się skupiamy.
Czy dla utrzymania dynamiki polskiego wzrostu gospodarczego i konkurencyjności potrzeba zmian naszego modelu gospodarczego, w tym oparcia gospodarki na sektorach o wyższej wartości dodanej, czyli innowacyjnych?
- Nie wiem, czy trzeba radykalnych działań, ale skoro jednym z "driverów" rozwoju jest sztuczna inteligencja - obok innych rozwiązań gospodarki cyfrowej, to trzeba je jak najszybciej i najszerzej zaprząc do gospodarki.
Sztuczna inteligencja przestała już być jedynie technologiczną nowinką, a stała się fundamentem zmian w różnych branżach, nawet pozaprzemysłowych. Ale kiedy rozglądam się tylko w mojej branży zamocowań konstrukcji i narzędzi, to okazuje się, że jesteśmy jedną z nielicznych firm, która posługuje się AI i umie ją wykorzystywać.
Mówiąc krótko: tak, Polska powinna odchodzić od przewag opartych na prostej pracy fizycznej.
Od pewnego czasu zmianę polskiego modelu gospodarczego łączy się z potrzebą uproszczenia działania biznesu. To ważna sprawa, ale czy decydująca?
- Nie ma najmniejszej możliwości, by uprościć struktury w tym otoczeniu prawnym i środowisku, w którym poruszają się przedsiębiorcy. Dam proste porównanie.
U mnie w spółce-matce w księgowości pracują 22 osoby. 18 z nich jest niczym urzędnicy państwowi, choć ja im płacę, bo zajmują się tylko kwestiami: podatków, danin, obsługą potrzeb Skarbu Państwa. Tylko cztery osoby pracują na rzecz firmy. Podobne są proporcje w innych działach - ds. higieny pracy, bezpieczeństwa, środowiska czy jakości.
Przestaliśmy się zajmować tym, czym powinniśmy, tj. produkcją. To jest jeden z kluczowych argumentów na to, że źle oceniam skutki zmian deregulacyjnych w gospodarce... A już z pewnością nie podziałają one szybko.
Polski model gospodarczy wymaga zatem nie tylko dostrojenia i korekt?
- Musi się zmienić funkcjonowanie państwa. Należy odchudzić jego struktury, w tym zlikwidować różnego rodzaju przybudówki do resortów - te różne agencje i agendy, które utrudniają działalność biznesu; mają w nazwie ich ułatwianie, lecz nie mogą wykazać pozytywnych rezultatów.
Efekt jest taki, że mamy ogromną organizację państwową, w której powstają ad hoc nowe elementy, żywiące się nawzajem pracą - według jednego z praw Parkinsona. Mógłbym wymienić liczbę nowych instytucji, które powołano tylko w ostatnim miesiącu, nawet do spraw wdrażania AI... To czyste rozpraszanie zasobów. Tak nie konstruuje się kręgosłupa, na którym można budować żywą tkankę.
Naśladujmy ministra Elona Muska z administracji Donalda Trumpa?
- Musk zajmuje się poprawą efektywności struktur USA. Zaczął od cięcia wydatków budżetu państwa. Sądzę, że podobne działanie można z powodzeniem wdrożyć u nas. Z jedną różnicą: my powinniśmy odchudzić także administrację samorządową.
Państwo powinno zapewnić kilka kluczowych elementów, w tym bezpieczeństwo. Ale jak będzie się zajmowało "wszystkim", to efekt nie jest zadowalający w żadnej z tych sfer.
Jakby tego było mało, pogarsza się sytuacja na rynku pracy. Czy Rawlplug odczuwa skutki braku rąk do pracy?
- Problemy polskiego rynku pracy nie wynikają tylko z powodów demograficznych i gorszej struktury osób w wieku produkcyjnym versus dwie pozostałe grupy "socjalne".
Dla mnie podstawą dobrobytu w przyszłości jest edukacja. Niestety, zniszczyliśmy model kształcenia. Na poziomie szkolnictwa średniego brakuje bowiem techników i innych fachowców, ale także na poziomie akademickim, który - z powodów komercjalizacji - uległ deprecjacji.
Nikt mnie nie przekona, że dyplom magistra wydany przez szkołę wyższą w niewielkim mieście ma tę samą wartość, co w renomowanych uczelniach Wrocławia. Przy czym i w środowisku akademickim Wrocławia jest wiele niepokojących zjawisk deprecjacji kształcenia.
Szkolnictwo średnie wypuszcza zbyt mało techników i innych fachowców w stosunku do potrzeb - wskazuje Radosław Koelner. Fot. RawlplugNaprawa edukacji to trudna sprawa - i od strony kosztów, i infrastruktury. Szczególnie, że dział "edukacja" słabo płaci. Występują tu zatem problemy strukturalne.
Czy presja konkurencyjna na świecie stała się znacznie większa niż dekadę temu?
- W przypadku mojej firmy - nie. To my jesteśmy w stanie sprawiać kłopoty naszym rywalom w różnych regionach świata, skoro wchodzimy na tamte rynki. Udaje się nam nie tylko bronić naszych pozycji, ale i je powiększać.
Moglibyśmy się rozwijać szybciej, lecz na przeszkodzie stoją wspomniane krajowe uwarunkowania kosztowe i organizacyjne.
Jaki wpływ na konkurencyjność polskich firm ma Unia Europejska?
- Determinujący. Praktycznie każda decyzja we wszystkich sferach odpowiedzialności UE ma pośredni lub bezpośredni wpływ na działanie przedsiębiorstw.
Niestety, mam podstawy twierdzić, że zależymy od lepszej lub gorszej decyzji urzędników. Tym razem poza krajem.
Czas najwyższy, by powołać w Brukseli zespół przedsiębiorców z innym Rafałem Brzoską?
- Niech nasz rząd nie zabiera się także za to! Na poziomie unijnym nasze interesy powinni reprezentować nasi przedstawiciele biznesu.
A reprezentują?
- Często tego nie robią. Albo nie są skuteczni. Przykład?
Bruksela za rządów PiS w Polsce wszczęła postępowanie antydumpingowe w mojej branży. Zachodziło domniemanie graniczące z pewnością, że tylko na nasz rynek trafiają produkty dotowane o wartości 1 mld zł.
Nasze stowarzyszenie branżowe wystąpiło zatem do rządu z rekomendacją, by jego przedstawiciele głosowali w Brukseli za wprowadzeniem ceł. Później okazało się, że zagłosowali… przeciwko takiej rezolucji. Nie wyjaśniono nam nawet, dlaczego tak. Czy mogę mówić o nadmiernym zaufaniu do urzędników?
Wielu przedstawicieli polskiego biznesu mówi, że unijna "zielona polityka" powinna zostać poddana rewizji, a jej kroki milowe przesunięte w czasie. Podziela pan te opinie?
- Tak, choć byliśmy jedną z pierwszych firm obecnych na GPW w Warszawie, która zaczęła publikować raporty zrównoważonego rozwoju.
Byłem też jednym z największych zwolenników wdrażania gospodarki o zerowej emisji netto. Teraz optuję za przesunięciem terminów dojścia do celów proklimatycznych.
Skąd ta zmiana?
- Tania energia to jeden z warunków zdolności do konkurowania polskich firm na rynkach światowych. Niestety, pod tym względem są one w gorszej sytuacji - nawet wobec firm z większości krajów unijnych.
Osiem lat rządów PiS było straconych, by zapewnić tańszą energię, czemu towarzyszyła dezinformacja obywateli o ujemnych skutkach zmian w strukturze jej produkcji.
Dlatego dziś, gdy tania energia jest dla przedsiębiorców równie niezbędna, jak tlen do życia, musi się to odbyć - niestety - kosztem środowiska. Ale opcją jest to, że - chroniąc środowisko - straci społeczeństwo. Bo będzie utrzymywać się wysoka inflacja, bo polskie produkty będą mniej konkurencyjne i otrzemy się o kryzys gospodarczy.
Jak w tych licznych uwarunkowaniach zapewnić wzrost produktywności polskich firm? Czy w średniej perspektywie silnym wsparciem będą cyfryzacja, automatyzacja i robotyzacja?
- To są nasze modlitwy, zaklinające rzeczywistość. Popatrzmy na pewne dane i fakty, jakie zaszły oraz jakie zachodzą zmiany na rynku pracy.
Dziś przeciętny pracownik pracuje krócej, a jest znacznie droższy niż jeszcze 4-5 lat temu. Realizujemy zatem przepis na spowolnienie wzrostu, a nie jego utrwalanie lub przyspieszenie.
Roboty i automaty zwiększają jednak wydajność pracy.
- One przynoszą skutki w cyklach wieloletnich, a nie w przyszłym kwartale. To tak nie działa - także z powodu omawianych barier formalno-prawnych.
Z inwestycją budowy automatycznej fabryki, którą rozpoczęliśmy we Wrocławiu zaraz po covidzie, będziemy finiszować już... za 2-3 lata. Takie oto są uwarunkowania cyklów inwestycyjnych. I tak nieźle. Niektóre inwestycje trwają i 10 lat.
Do realizacji inwestycji w najbardziej nowoczesne technologie bardziej mobilne są zwykle firmy z kapitałem prywatnym. Ale polska gospodarka nie osiąga nawet średniej unijnej stopy inwestowania w relacji do PKB.
- Nikt z prywatnych przedsiębiorców, wykazujących zdroworozsądkowe podejście, nie będzie inwestował dużych pieniędzy w sytuacji szybko pogarszających się uwarunkowań makroekonomicznych. A brakuje bodźców do podejmowania ryzyka.
Problem może rozwiązać poprawa dostępu do finansowania bankowego?
- Absolutnie! Dziś jest taka nadpłynność polskiego systemu bankowego, że przedsiębiorcy mający pewne oszczędności, bez większego problemu mogą uzyskać kredyt. Finanse nie są zatem w najmniejszym stopniu przeszkodą do inwestowania.
Są nimi inne sprawy, jak wysokie koszty obsługi kredytu - z absurdalnie wysokim spreadem między oferowaną stopą lokat a odsetkami kredytu - i bariery biurokratyczne.
Nie uda mi się zbudować prostej hali produkcyjnej szybciej, niż w ciągu dwóch lat. W Chinach trwa to najwyżej 6 miesięcy; wiem, bo pracowałem w Hongkongu. To elementarne rzeczy hamują procesy inwestycyjne. Oczywiście - obok prognoz koniunktury.
Sumując jednym zdaniem: jaka jest pana prognoza dla branży na najbliższe lata?
- Nieustająco dobra. Bo ona rozwija się razem ze światem i nie jest tak zależna, że gdy zmieni się jakaś technologia budowlana, to traci grunt. Nie, gdyż ja zajmuję się łączeniem elementów.
A jak zamierzacie się rozwijać?
- Trzema głównymi filarami naszej strategii jest: efektywność wewnętrzna, ekspansja zagraniczna - szczególnie poza Europę - oraz innowacje. I to wytrzymuje próbę czasu.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie