Niektórzy, w kontekście wyboru prezydenta Trumpa, mówią, że Europa straciła ostatnie lata, nie przygotowała się na potrzebę samodzielnego zadbania o własne bezpieczeństwo - zwraca uwagę Agnieszka Bieńczyk-Missala, prof. Uniwersytetu Warszawskiego.
Nie mamy wyboru: nasze „być albo nie być” zależy od tego, jak odnajdziemy się w tych skomplikowanych realiach geopolitycznych, jak odpowiemy na pytanie: dokąd zmierzamy, my - Polacy, Europejczycy. No i, gdyby zaszła taka potrzeba: czy jesteśmy w stanie zagwarantować sobie bezpieczeństwo - militarne, polityczne i każde inne?
O tym w rozmowie Zbigniewa Konarskiego z dr hab. Agnieszką Bieńczyk-Missalą, prof. UW z Katedry Studiów Strategicznych i Bezpieczeństwa Międzynarodowego Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego.
Czy podziela pani pogląd, że „Trump 2.0” będzie bardziej radykalny od tego, którego znamy z okresu pierwszej prezydentury? Innymi słowy: czy Unia Europejska rzeczywiście powinna liczyć się z tym, że Stany Zjednoczone zmniejszą swoje zaangażowanie w Europie?
- Przede wszystkim: najważniejszym wyzwaniem dla Europy jest jednak rosyjska agresja przeciwko Ukrainie, imperialna i antyeuropejska polityka Rosji. Poza tym Europa mierzy się z problemem migracji, z kryzysem demokracji liberalnej, wzrastającym poparciem dla skrajnie prawicowych partii.
I teraz doszedł ponowny wybór na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa, który w czasie pierwszej kadencji rzeczywiście podważał zasady bezpieczeństwa zbiorowego, standardy międzynarodowe, nie cenił współpracy multilateralnej. I odgrażał się, że Stany Zjednoczone wręcz wycofają się z NATO.
Zatem, gdy weźmiemy pod uwagę wszystkie te uwarunkowania, możemy powiedzieć: Jeśli nie teraz, to kiedy? Jeśli nie teraz, to nigdy… Unia Europejska musi wziąć odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo w dużo większym zakresie niż do tej pory.
No to jeszcze bardziej innymi słowy: czy pani boi się Trumpa?
- Obawiam się. Choć wydaje się, że tendencje do wycofania się z Europy nie tkwią w samym Trumpie, ale w ogóle w partii republikańskiej. Jest tam kilka frakcji, klika pomysłów na to, jak powinna wyglądać polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych i jaką rolę powinna w tej polityce odgrywać Europa: od poglądu, że Stany Zjednoczone mają jednak strategiczny interes w Europie i powinny angażować się na rzecz zwycięstwa Ukrainy oraz powstrzymywania Rosji, aż po pogląd, że to nie jest wojna Stanów Zjednoczonych i że należy Europie zostawić rozprawienie się z Rosją.
A może jednak tak zwane „transakcyjne” podejście Trumpa do polityki, czyli „coś za coś”, będzie tu miało jakieś znaczenie i Trumpowi będzie zależało na tym, by Europa nadal kupowała amerykańską broń…
- Na pewno amerykański przemysł zbrojeniowy będzie dla niego jednym z priorytetów. Natomiast z punktu widzenia Europy sytuacja wygląda trochę inaczej: Unia Europejska powinna stawiać na rozwój własnego przemysłu obronnego.
Owszem, z jednej strony są takie kraje jak Polska, która rzeczywiście większość decyzji dotyczących zakupów podjęła na rzecz Stanów Zjednoczonych, ale z drugiej strony - mamy takie jak Francja, które chciałyby jednak stawiać na rozwój europejskiego przemysłu.
Zatem: Unia powinna sama zadbać o swoje bezpieczeństwo, nie zważając na to, co zrobi Ameryka, co zrobi Trump lub czego Trump nie zrobi. Ale czy Komisja Europejska, czy rządy unijnych krajów mają świadomość powagi sytuacji?
- Ostatnio szef unijnej dyplomacji powiedział, że Europa obudziła się, ale nie wszyscy jeszcze wstali z łóżka. Coś w tym jest…
Rzeczywiście: ładnie powiedziane!
- Europa nie ma wspólnej obrony; ma politykę obronną - a to dwie różne kwestie. Niemniej przyjęła tak zwany „strategiczny kompas”, dyskutuje na temat strategii, powołała fundusz na rzecz pokoju.
Poza tym istnieje PESCO – stała strukturalna współpraca na rzecz obrony (Permanent Structured Cooperation – przyp. red.) oraz wiele innych rozwiązań; między innymi instrument na rzecz wzmocnienia europejskiego przemysłu obronnego (EDIRPA – przyp. red.). Ale to oczywiście nie wystarcza. Europa mimo wszystko dosyć wolno dostosowuje swoją politykę do nowych realiów…
Nie nazbyt wolno?
- Na pewno zbyt wolno. Niektórzy, w kontekście wyboru prezydenta Trumpa mówią, że straciła ostatnie lata, nie przygotowała się na ewentualną potrzebę samodzielnego zadbania o własne bezpieczeństwo.
Czy Unia powinna zweryfikować swoją politykę gospodarczą w związku z rosnącymi potrzebami obronnymi? Oczywiście taka zmiana wiązałaby się z wywarciem presji na Europejczyków; wymagałby zmiany przyzwyczajeń konsumpcyjnych. A to niewątpliwie miałoby swoją cenę polityczną…
- To bardziej domena polityk narodowych. Myślę, że premier Donald Tusk zdaje sobie sprawę z tego, że Polacy wiedzą, iż te gigantyczne kontrakty, które zawarł poprzedni rząd, a obecny kontynuuje, będą kosztowne społecznie. W niejednym wystąpieniu przygotowywał społeczeństwo na to, że trzeba będzie oszczędzać. Zwiększenie wydatków na obronę odbędzie się zapewne kosztem wydatków na naukę, na edukację czy na ochronę środowiska.
W takich państwach jak Polska ważna jest zatem także zmiana sposobu myślenia, uświadomienie sobie, że trzeba rozwijać swój własny przemysł i na nim zarabiać.
Czy sądzi pani, że zwykli zjadacze chleba „kupują” tę koncepcję?
- Myślę, że tak, rozumieją potrzebę wydatków na obronność. Ale oni jeszcze nie odczuli we własnych kieszeniach tego, co Polskę może czekać za kilka lat.
Nikt nie zadba o nasze bezpieczeństwo, ani nas nie wesprze, jeśli sami nie pokażemy determinacji i skuteczności w działaniu. Fot. Shutterstock / FotoDaxMamy do czynienia ze stagnacją gospodarczą w Niemczech, która z pewnością uderzy także w gospodarkę naszego kraju. Wojna na Wschodzie będzie w jakimś zakresie kontynuowana. Wszystko to mocno Polaków dotknie.
Zbrojenia, które teraz są czymś niezbędnym, to tak naprawdę w jakimś sensie marnowanie energii, zasobów. Nie dosyć, że mamy katastrofę klimatyczną, to jeszcze ją pogłębiamy, produkując czołgi i zużywając cenne paliwa. Czy zabiegi związane ze zwiększaniem przemysłowego potencjału obronnego nie powinny być jednocześnie działaniami zmierzającymi ku wzrostowi konkurencyjności Europy, zwiększania niezależności europejskiej, także polskiej gospodarki, jej innowacyjności, odporności?
- Na pewno tak. Bezpieczeństwo, przetrwanie jest priorytetem każdego państwa. Wokół przemysłu obronnego trwa rywalizacja wewnątrz Unii: panuje nieufność, brak współpracy, mniejsze państwa obawiają się, że te większe będą przejmowały większość funduszy kierowanych na przemysł obronny. A przecież żadne pojedyncze państwo europejskie nie jest w stanie konkurować z takimi potęgami jak Stany Zjednoczone czy Chiny.
Donald Trump w NBC: - Stany Zjednoczone pozostaną w NATO pod warunkiem, że sojusznicy zaczną płacić swoje rachunki i będą sprawiedliwie traktować Amerykę w relacjach handlowych. Fot. Shutterstock
Tak na marginesie: proszę porównać sposób wsparcia dostawami amunicji Ukrainy przez Unię Europejską i Rosji przez Koreę Północną: Unia dostarczyła Ukrainie około miliona pocisków - z dużymi problemami i z opóźnieniem; Korea przekazała ich Rosji, jak się szacuje, ponad dziewięć milionów.
Europa jako całość zostaje w tyle. Dlatego jeżeli chce odgrywać w świecie istotną rolę, musi również mobilizować zasoby przemysłu obronnego.
W Strategii Bezpieczeństwa Narodowego RP zapisano: „Prowadzone są działania polityki gospodarczej i strukturalnej, skupione na innowacjach, znajdowaniu nisz, adaptacji i rozwoju nowych technologii, a także budowaniu światowych marek”. Zwłaszcza te światowe marki mnie ujęły… Czy dostrzega pani symptomy urzeczywistniania tego zapisu?
- Władze pracują nad stworzeniem nowej strategii bezpieczeństwa. Ale rzeczywiście to, co pan przeczytał, brzmi trochę jak wydmuszka – w świetle decyzji o zakupach zewnętrznych.
To pani powiedziała!
- Dopiero w ostatnim czasie premier Tusk ogłosił, że przeznaczy miliardy złotych na produkcję amunicji w Polsce. Przy czym będzie to tylko ta podstawowa amunicja. Trudno zatem chwalić Polskę za to, że znalazła jakąś niszę i że się w niej rozwija.
Zakupy zewnętrzne uzależniają w jakiś sposób państwo od producentów broni.
Nie znamy szczegółów kontraktów. Nie wiemy, czy Polska będzie w stanie na przykład samodzielnie naprawiać elementy owej wysoko zawansowanej broni i ją rozwijać.
Na pewno należy się zgodzić z zacytowanymi przez pana słowami: idźmy w tym kierunku. Ale obok nich potrzebujemy realnych działań.
Jeśli o konkretach: jak pani widzi, w kontekście spraw, o których rozmawiamy, perspektywę polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej? Choćby z tego, co na temat Polski i jej postawy wobec Rosji usłyszeliśmy na ostatnim Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach z ust Ursuli van der Leyen, wynika, że jesteśmy dziś na politycznej szachownicy bardzo ważną i - co jeszcze ważniejsze - chyba uważnie słuchaną figurą. Czy zatem coś ważnego może się wydarzyć w ciągu pierwszego półrocza 2025 roku?
- Kończy się bardzo słaba prezydencja Węgier i rzeczywiście państwa Unii Europejskiej czekają na Polskę i polską prezydencję. Rząd deklaruje, że bezpieczeństwo będzie jej priorytetem – co nie jest zaskoczeniem. Mówi się tu zarówno o bezpieczeństwie militarnym, jak i gospodarczym, klimatycznym, energetycznym, żywnościowym.
Więc wydaje się, że rząd obok koncentrowania się na sprawach twardego bezpieczeństwa, w tym na przemyśle obronnym, będzie się też starał „przemycać” innego rodzaju sprawy; na przykład dotyczące rolników, ale także migracji.
Polska sprawdziła się jako partner Ukrainy - w przeciwieństwie do innych państw naszego regionu. Fot. Shutterstock/Drop of LightMyślę, że Polska sprawdziła się jako partner Ukrainy -w przeciwieństwie do innych państw naszego regionu. Musimy powiedzieć, że Europa Środkowa w ostatnich latach ma słabą pozycję: Grupa Wyszehradzka praktycznie się rozpadła, na Węgry nie można liczyć choćby w kwestii pomocy dla Ukrainy, jest zmiana na Słowacji i znak zapytania dotyczący przyszłości Rumunii. W tym świetle Polska jest postrzegana jako wiarygodny partner.
Skoro już pani wspomniała o wyróżniającej się pozycji Polski: jak pani ocenia entuzjazm związany z tym, że Donald – ale tym razem Tusk – wziął udział w szczycie państw nordyckich i bałtyckich?
- Widać, że premier Donald Tusk chce być politykiem europejskim i że rozsądnie ocenia sytuację. To jego zaangażowanie w budowę formatu północnego z państwami nordyckimi i bałtyckimi pokazuje jednak pewną słabość Unii Europejskiej, a nawet NATO.
Szukamy różnych formuł współpracy, także z państwami, które postrzegają zagrożenia i rozumieją sytuację związaną z bezpieczeństwem tak jak Polska.
Nasza prezydencja pewnie nie przyniesie znaczących zmian, to głównie rola koordynatora, ale Donald Tusk ma doświadczenie jako polityk formatu europejskiego. Ważnym czynnikiem będzie jednak Donald Trump, który w dużej mierze może narzucić swoją agendę Unii Europejskiej i polskiej prezydencji…
A jednak: zaczęliśmy od Donalda Trumpa i kończymy na Donaldzie Trumpie. Jednak to, co zrobi lub to, czego nie zrobi, ma znaczenie…
Tekst pochodzi z nr. 4/2024 Magazynu Gospodarczego Nowy Przemysł. Rozmowa odbyła się w grudniu 2024 r.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie