Dzisiaj prywatni przedsiębiorcy wytwarzają około 68 proc. polskiego PKB i są najważniejszą grupą społeczną, która jest… całkowicie ignorowana - mówi WNP.PL Michał Sołowow.

Projekt budowy SMR-ów w Polsce to nie jest kwestia polityczna, to też nie jest kwestia moich osobistych ambicji, choć przyznaję uczciwie, że i na tym projekcie chcę zarobić - jak przy każdym innym. W końcu jestem przedsiębiorcą - mówi WNP.PL Michał Sołowow, właściciel Synthosa, który - wraz z Orlenem - planuje budowę floty małych, modułowych reaktorów w Polsce.

  • Michał Sołowow w rozmowie z WNP.PL odnosi się do swojego flagowego projektu energetycznego - budowy floty reaktorów SMR w Polsce w technologii GE Hitachi. 
  • - Mówimy o energii, czyli tak naprawdę o konkurencyjności polskiej gospodarki i jej przyszłości - mówi WNP.PL Michał Sołowow. 
  • Jak podkreśla nasz rozmówca, mówimy o zmianie modelowej, czyli przejściu z wielkoskalowej energetyki jądrowej do małych reaktorów. - Ta zmiana doprowadziła do tego, że po raz pierwszy w historii ludzkości prywatny kapitał jest w stanie zainwestować w energetykę jądrową. Wcześniej było to niemożliwe - ze względu na wielkość nakładów, jak i czas realizacji inwestycji w duże reaktory jądrowe - dodaje przedsiębiorca i najbogatszy Polak. 
  • Jego zdaniem problemem są służby, które żyją w Polsce swoim własnym życiem, niezależnym nawet od władzy. Michał Sołowow mówi także, co jest w tajnej notatce ABW, która jest podstawą wszczętego śledztwa w sprawie SMR-ów.
  • Portal WNP.PL obchodzi w tym roku 25-lecie. Specjalny, jubileuszowy projekt "25 na 25 WNP.PL" to cykl rozmów z 25 osobami, które w godny uwagi sposób współkształtowały i współkształtują gospodarczy obraz naszego kraju. W wywiadach poruszamy najważniejsze dla rozwoju polskiej gospodarki kwestie. Niniejsza rozmowa jest jedną z serii, której podsumowanie planowane jest na Europejskim Kongresie Gospodarczym (23-25 kwietnia 2025 r.).

Finał projektu 25 na 25 WNP.PL planowane jest na Europejskim Kongresie Gospodarczym (fot. PTWP) Finał projektu 25 na 25 WNP.PL planowane jest na Europejskim Kongresie Gospodarczym (fot. PTWP)

"Przemysłowiec, to brzmi dumnie" - to cytat z naszej ostatniej rozmowy podczas konferencji EEC Trends. A zatem jako przemysłowiec, jaką widzi pan przyszłość przemysłu w Europie? Tracimy konkurencyjność, przegrywamy walkę o globalne rynki na wielu frontach - od kosztów produkcji po rozwój technologiczny. Czy jest ratunek dla Starego Kontynentu?

- Pyta pani o receptę na kryzys, w którym pogrąża się Europa? Przede wszystkim musimy obniżyć koszty prowadzenia biznesu - i to w co najmniej kilku obszarach. 

Pierwszy to koszty energii, które dotykają tak naprawdę wszystkich przedsiębiorców. Przemiana energetyczna prowadzona przez Unię Europejską jest bardzo kosztowna. Oczywiście rozumiem jej cel, wszyscy chcemy dobrego, zielonego świata w przyszłości. Ale my, jako Europa mamy stosunkowo niewielki wpływ na ten świat... 

Przemiana energetyczna, która jest prowadzona przez Unię Europejską, jest bardzo kosztowna

Widzę tu dwa rozwiązania: zawrócenie Europy z zielonego kursu lub ochrona europejskiego rynku, czyli powrót protekcjonizmu…

- Rozwiązanie jest oczywiste. Należy towary i usługi sprzedawane na europejskim terytorium a wytworzone poza Unią  w ten sam sposób obciążyć kosztami ETS, jak te europejskie. Mowa o ochronie rynku nie poprzez cła, tylko zrównanie obciążenia kosztami ratowania planety. 

Każda firma spoza Europy, która chce sprzedawać na naszym rynku, powinna udokumentować pochodzenie energii zużytej do produkcji i zapłacić różnicę pomiędzy kosztami wytworzenia firm europejskich, zobowiązanych do czystej i droższej przez to produkcji. Takie rozwiązanie wydaje mi się po prostu sprawiedliwe. 

To zadanie dla urzędników w Brukseli?

- Zdecydowanie tak, ale też zadanie dla rządów poszczególnych krajów członkowskich, w tym Polski, które współdecydują przecież o losach Unii Europejskiej. 

Wspomniał pan o co najmniej kilku dziedzinach, w których należałoby obniżyć koszty prowadzenia biznesu. Jakie są kolejne, po kosztach energii?

- Drugi obszar to kwestia prawa pracy. Przegrywamy obecnie nawet z krajami, gdzie siła robocza jest droższa niż w Polsce a wszystko przez sztywność naszego systemu zatrudnienia. Teoretycznie broniąc regulacjami miejsc pracy, praktycznie zmniejszamy ich ilość. Zwiększamy przy tym koszty ponoszone przez przedsiębiorców. 

Nie pomaga przy tym uzwiązkowienie, które w Europie przyjmuje powszechnie postać populizmu, co - wraz z w pełni zrozumiałymi, rosnącymi oczekiwaniami płacowymi - odbija się na naszej konkurencyjności. I Polska wcale nie jest tu najgorsza na tle Europy. Dlatego uelastycznienie zatrudnienia jest kluczowe. 

Prywatni przedsiębiorcy są najważniejszą i całkowicie ignorowaną grupą społeczną

To także pole do działania dla władzy. Muszę więc zapytać o dialog na linii biznes-administracja. Jak pan go ocenia obecnie?

- Dzisiaj prywatni przedsiębiorcy wytwarzają około 68  proc. PKB i są najważniejszą grupą społeczną, która jest… całkowicie ignorowana. Ludzie, którzy odpowiadają za produkcję towarów i usług, czyli tworzą polski PKB, nie mają wpływu na rzeczywistość gospodarczą w takim stopniu, w jakim powinni mieć. Choć teraz nastąpiła jednak bardzo istotna zmiana.

Po raz pierwszy w historii wolnej Polski premier nawiązał bezpośredni dialog z przedsiębiorcami po to, by poprawić obowiązujące prawo. Mam na myśli świetną inicjatywę deregulacyjną premiera Donalda Tuska i wybór Rafała Brzoski – bardzo celny – po stronie przedsiębiorców jako lidera tego projektu.

Ten projekt daje istotną nadzieję na poprawę warunków do inwestowania i prowadzenia biznesu w Polsce.

Z punktu widzenia potencjalnych rezultatów przedsiębiorcy są pod wodzą Rafała świetnie zorganizowani i efektywni. Projekt ma nazwę SprawdzaMY i powinien mieć faktyczne rezultaty odczuwalne nie tylko przez biznes, ale i społeczeństwo, w stosunkowo krótkim terminie. Daje on też nadzieję na nadanie naszej grupie społecznej właściwego miejsca i rozpoczęcie procesu budowy "brandu przedsiębiorca" w świadomości społecznej.

Rozwój SMR-ów powinien mieć fundament paneuropejski, dlatego chcemy realizować ten projekt w Bułgarii, Rumunii i na Węgrzech - mówi WNP.PL Michał Sołowow. (Fot. Adam Tuchliński/mat. pras.) Rozwój SMR-ów powinien mieć fundament paneuropejski, dlatego chcemy realizować ten projekt w Bułgarii, Rumunii i na Węgrzech - mówi WNP.PL Michał Sołowow. (Fot. Adam Tuchliński/mat. pras.)

Ale z tego typu inicjatywami deregulacyjnym ze strony rządu mieliśmy już do czynienia. Janusz Palikot miał swoją komisję, Jarosław Gowin również podjął wysiłki poprawy warunków prowadzenia biznesu w Polsce. Niewiele z tego zostało…

- Tamte próby miały charakter wyłącznie polityczny. Teraz mamy do czynienia z profesjonalną próbą poprawy otoczenia biznesu - i to w dodatku opartą na profesjonalistach, przedsiębiorcach, którzy funkcjonują w tym otoczeniu.

W projekcie pod przewodnictwem Rafała Brzoski udział biorą ludzie, którzy nie mają żadnego kontekstu politycznego. To, moim zdaniem, najlepszy fundament do takiej zmiany i rozpoczęcia dialogu oddartego z polityki.

Co więcej: ten dialog nawiązany przez przedsiębiorców z rządem, powinien być kontynuowany - bez względu na to, jaka opcja polityczna dojdzie do władzy w kolejnej kadencji.  

Tak, pojawił się dialog na linii  przedsiębiorcy-administracja. Biznes jednak, zwłaszcza ten mniejszy, potrzebuje także czegoś więcej niż słów... Jak ocenia pan dostępne obecnie w Polsce wsparcie dla biznesu ze strony państwa? 

- A czym różni się mały biznes od tego dużego? Epatowanie małymi i średnimi przedsiębiorstwami wynika tylko i wyłącznie ze statystyki, którą politycy wykorzystują do swoich celów. Skoro MŚP jest tak dużo, to poprawne politycznie będzie ich wspieranie. 

Tymczasem ta linia podziału jest bezsensowna. Jest albo dobry, albo zły biznes, albo udany, albo nieudany projekt.

Oczywiście wspieranie przedsiębiorczości we wczesnych etapach rozwoju firm, pomaganie młodym przedsiębiorcom rozpocząć biznes jest jak najbardziej potrzebne. Ale kryterium małych, średnich i dużych przedsiębiorstw nie ma w ogóle uzasadnienia, a na tym się opiera cała Unia Europejska.

Wystarczy spojrzeć na strukturę dotacji i ich skuteczność. Ile my - jako społeczeństwo - "przepalamy" pieniędzy, inwestując w projekty wyłącznie według kryterium wielkości biznesu. 

Polska nie ma się czego wstydzić w przedsiębiorczość. Nie ustępujemy Amerykanom i Francuzom

Czy to przekłada się na obraz polskiej przedsiębiorczości? Tych naprawdę dużych biznesów, działających na międzynarodową skalę, nie mamy w Polsce zbyt wielu… 

- W każdym kraju udaje się nielicznym. 

Czyli nie mamy się tu czego wstydzić jako Polska? 

- Oczywiście, że nie. Moim zdaniem mamy ponadnormatywnie dużą ekspansję naszego kapitału z bardzo dobrymi projektami prawie w każdej dziedzinie i nie ustępujemy tu Amerykanom czy Francuzom, szczególnie biorąc pod uwagę proporcje i nie zapominając o naszej trudnej historii. Oni również mają tylko kilka globalnych firm. 

Zresztą obserwujemy obecnie zatrzymanie albo nawet lekki odwrót globalizacji. I powody nie są tu tylko polityczne.

Ekspansja globalna jest możliwa tylko wtedy, kiedy posiada się wyjątkowy i unikalny produkt albo usługę. Oczywiście brak barier rynkowych jest tu kluczowy, by zbudować określony model dystrybucji i móc łatwo i stosunkowo szybko osiągnąć globalną skalę. 

Tak się dzieje, jeżeli dystrybucja jest nieograniczona i bezpośrednia - vide: internet i social media - i startuje się na bardzo dużym rynku wewnętrznym, jak USA, czy Chiny. Proszę sobie przypomnieć Naszą Klasę i Facebook. 

Europa jednak nie ma swojego iPhone’a czy Samsunga…

- Mówi pani o produktach, które same w sobie stworzyły szansę na podbój globalnych rynków. Nie słyszałem dzisiaj o żadnej globalnej firmie budowlanej... Nawet jeśli znajdziemy przykłady biznesów, działających na taką skalę, to korzystają one zawsze w 100 proc. z zasobów lokalnych. 

Rozwój internetu umożliwił ekspansję biznesu na niedostępną wcześniej skalę. Dzięki temu mamy mnóstwo firm z różnych branż, które osiągają bardzo istotną pozycję rynkową nie tylko regionalnie, w Europie, ale są w stanie podbić globalne rynki. Jednak kluczową rolę odgrywa tu produkt.

Dobrym przykładem może tu być Synthos, który jest globalnym graczem na rynku kauczuków. Dlaczego nam się udało? Ponieważ mamy unikalny portfel produktów, których nikt inny nie produkuje a  popyt na nie jest na całym świecie. 

Trudne relacje biznesu i polityki. Dziennikarze i służby nie pomagają

Łatwiej jednak wychodzić ze swoim produktem poza granice, gdy ma się wsparcie państwa. Prezydent Francji w delegacje zawsze jeździ w asyście biznesu, który przy okazji oficjalnych wizyt zdobywa dla siebie kontrakty. Tak samo dyplomacja gospodarcza działa w Stanach Zjednoczonych. Tymczasem w Polsce relacje na styku biznes-polityka wciąż traktowane są jako podejrzane…

- To równanie ma dwie strony - i jedną z nich są politycy, którzy powinni się czuć odpowiedzialni za polski biznes. Jeśli będą odważni, uczciwi i transparentni, to problem relacji z prywatnym kapitałem sam się rozwiąże. 

Mamy tu natomiast jeszcze pewien mnożnik, nawet ważniejszy od polityków, którym są dziennikarze. To oni budują negatywny przekaz na styku biznes-polityka.

Do tego dochodzi trzeci komponent równania, pewien dodatkowy mnożnik, którym są służby. One żyją w Polsce swoim własnym życiem, niezależnym nawet od władzy. Nikt nigdy nie zweryfikował ich nieformalnych uprawnień, które potrafią zamrozić każdy projekt i rzucić cień podejrzeń na każdą firmę. I robią to od lat, często wbrew interesom państwa. Tutaj potrzeba silnego polityka, który byłby w stanie okiełznać tę sytuację.  

To już kwestia praworządności…

- Tak - i praworządność leży mi bardzo na sercu, bo jest to bardzo silny komponent tego, o co pani już pytała, czyli zdolności polskiego biznesu do rozwoju.

To wpływa na chęć do podejmowania ryzyka i zdolność do prowadzenia procesów inwestycyjnych, bo pewność, czy będę mógł bezpiecznie i zgodnie z prawem prowadzić biznes, jest tu kluczowa.

Ten wpływ działań służb odczuł pan na własnej skórze, chociażby w przypadku projektu budowy małych modułowych reaktorów. Pana spółka, która - wraz z Orlenem - chce na początku przyszłej dekady postawić pierwszy SMR, znalazła się pod lupą służb… 

- To jest temat, który nie powinien mieć w ogóle żadnego wymiaru politycznego. Mówimy o energii, czyli tak naprawdę o konkurencyjności polskiej gospodarki i jej przyszłości.

Przy takiej dziurze podażowej na rynku, z jaką będziemy mieli do czynienia, cały nasz kraj ze swoją fantastyczną infrastrukturą, drogami, boiskami, szkołami i systemem bankowym, zostanie pozbawiony możliwości konkurowania na globalnych rynkach przez gwałtowny wzrost cen energii. 

Nasz dzisiejszy dobrobyt, zbudowany na tym, że jesteśmy hubem produkcyjnym dla Europy, przestanie istnieć. I to się stanie bardzo szybko. Z kraju odpłyną inwestorzy, bo inwestycje w Polsce przestaną im się opłacać, a w czarnym scenariuszu czekają nas wyłączenia, które odbiją się na produkcji krajowych firm. I niestety – muszę to podkreślić – ten naprawdę czarny scenariusz jest jak najbardziej prawdopodobny.

Wspomniany przez panią projekt rozwoju floty SMR, ma szansę to zmienić. Przy naszym fatalnym miksie energetycznym, SMR-y mają możliwość zacząć go szybko zmieniać.

Unikatowość sytuacji polega na tym, że jesteśmy współwłaścicielami technologii GE-Hitachi i dodatkowo mamy wyłączność na jej implementację, czyli de facto na reaktory BWRX-300. Mamy też prawa do jej wdrażania nie tylko w Polsce, ale w większości Europy i powinniśmy wykorzystać to jako dźwignię rozwoju dla Polski.

Tymczasem od mniej więcej roku czytam w mediach, jakim jestem trudnym negocjatorem... Padają zarzuty o brak transparentności mojego biznesu.

Od miesięcy toczą się też negocjacje wspólników OSGE, czyli atomowej spółki Synthosa i państwowego Orlenu. Razem mieliście zbudować w zaledwie kilka lat pierwszy SMR w Europie. Czy to wciąż możliwe? 

- Na tym etapie rozmowy toczą się, moim zdaniem, o zupełnie nieistotnych sprawach. Jako deweloper technologii GE-Hitachi, do której mamy wyłączność, zaproponowaliśmy jasny układ w ramach spółki z Orlenem. 

Dajemy państwu opcję zakupu pierwszych 10 reaktorów, by uciąć dyskusje na temat bezpieczeństwa energetycznego. Chętnie pomożemy państwu sfinansować taką inwestycję, bo chcemy poprawiać polski system energetycznym. Przy tym wszystkim nie zamierzamy obciążać budżetu państwa, czyli de facto społeczeństwa, wydatkami na tą inwestycję, ponieważ to projekt komercyjny. 

My - jako developer - nie chcemy i nie możemy z punktu widzenia finansowego być właścicielem energetyki; to nie jest projekt przejęcia, tylko zmian, które - ze względu na skalę - wymagają olbrzymiego, rzędu 100 mld dol. (lub nawet więcej), finansowania. 

By to mogło się udać, musimy jednak współpracować z państwem w tym projekcie. Potrzebujemy zielonego światła dla inwestycji, które otworzy nam drogę do istotnych decyzji administracyjnych. Tymczasem na naszą firmę donosi się do prokuratury, gdzie podstawą jest tajna notatka ABW z informacjami o naruszeniu interesu Skarbu Państwa. 

Jakie zarzuty ma ABW? 

- Naruszenie interesu Skarbu Państwa polega na tym, że Orlen nie ma większości w tym projekcie... I na tej podstawie budowana jest atmosfera podejrzliwości wokół całego przedsięwzięcia. 

Czyli punktem spornym w negocjowanej umowie wspólników OSGE jest kwestia podziału udziałów w spółce? 

- Najważniejszym punktem negocjacji pozostaje obecnie kwestia rotacyjnego prezesa zarządu i przewodniczącego rady nadzorczej. 

Tak ma wyglądać SMR w technologii GE Hitachi, który w Polsce budować chce Synthos z Orlenem (fot. mat. pras. OSGE) Tak ma wyglądać SMR w technologii GE Hitachi, który w Polsce budować chce Synthos z Orlenem (fot. mat. pras. OSGE)

Żałuje pan doboru wspólnika do spółki, którym jest kontrolowany przez państwo Orlen? 

- Na tym etapie udział Orlenu w tym projekcie jest bardzo negatywny. Co więcej: moim zdaniem całkowita kontrola Skarbu Państwa nad taką inwestycją może doprowadzić do tego, że ona nigdy nie powstanie. 

To musi robić prywatny przedsiębiorca z dynamiką decyzji, jakiej potrzebuje podobny projekt, a nie z procedurami państwowego molocha. W wielu  państwowych firmach nie ma dziś energii i chęci do podejmowania  ryzyka inwestycyjnego. W naszym projekcie konieczne są dynamiczne decyzje; musimy go rozwijać również poza granicami, bo przecież niemożliwe jest sfinansowanie go polskim kapitałem. Poza tym: to za duże zamierzenie i za duże ryzyko geopolityczne związane z Polską.

Rozwój SMR-ów powinien mieć fundament paneuropejski, dlatego chcemy realizować ten projekt w Bułgarii, Rumunii i na Węgrzech.

I tu nie przeszkadza geopolityka? Polityka Węgier budzi wiele obaw…

- Nie, bo nasz projekt mieści się w koncepcji tzw. zielonej tarczy energetycznej, czyli Green Energy Shield, którą chcemy bronić Europę przed uzależnieniem od gazu.

Budując flotę małych, modułowych reaktorów od północy na południe kontynentu, pozwolimy tym państwom uniezależnić się od dostaw surowców, co przy zmianie układu sił na surowcowej mapie ma kluczowe znacznie. Musimy produkować energię lokalnie. 

Czy Michał Sołowow ma swoją granicę, po przekroczeniu której powie: dość - i zbuduje pierwszy SMR poza Polską? 

- No to się w jakimś sensie już dzieje. Prowadzimy projekt w Anglii, w Bułgarii, w Czechach. Mam nadzieję, że za chwilę będziemy to robić także na Litwie i w Szwecji , więc może się okazać, że ten pierwszy reaktor faktycznie powstanie poza Polską.

Niewykorzystanie tej olbrzymiej szansy, przed którą stoimy, byłoby naprawdę fatalne dla polskiej gospodarki. 

Wielka Brytania tworzy całą infrastrukturę pod rozwój SMR-ów. GE-Hitachi i OSGE dostały 28 milionów funtów dofinansowania na złożenie aplikacji w Anglii, która de facto otworzy nam proces licencjonowania technologii. W Polsce wciąż nie mamy partnera po stronie administracji, z którym możemy rozmawiać. 

Zostawmy na chwilę politykę. Porozmawiajmy o pieniądzach. Pojawiają się wyliczenia, że budowa pierwszego SMR-a będzie znacznie droższa niż pierwotnie zakładano, co rodzi pytania o opłacalność inwestycji. 

- Muszę tu odpowiedzieć pytaniem na pytanie: ile pieniędzy pochłonie wielkoskalowy projekt jądrowy, realizowany w Choczewie? Kiedy pierwsza polska elektrownia jądrowa zostanie zbudowana i ile będzie kosztował produkowany przez nią prąd?

Te pytania są o wiele bardziej zasadne wobec państwowej inwestycji, za który zapłacą wszyscy Polacy, niż wobec prywatnego projektu.

Ile będzie kosztował pierwszy, polski reaktor SMR?

To za ile i kiedy zbudujecie pierwszego SMR-a?

- To nie powinno mieć znaczenia, bo – przypomnę – to nasz prywatny projekt i państwo nie będzie za niego płaciło, a naszym celem jest tak go poprowadzić, by inwestycja była ekonomicznie uzasadniona. Ale odpowiem na pani pytanie.

Pierwszy reaktor SMR w technologii GE-Hitachi budowany jest w Kanadzie. To tzw. projekt first of a kind, czyli pierwszy w swoim rodzaju, co wiąże się ze znacznie wyższymi kosztami realizacji.

W związku z tym będzie to najdroższy reaktor w tej kategorii i - według szacunków - kosztować będzie około 5,5 mld dolarów kanadyjskich. Przy czym koszt wynika też z pewnych decyzji, które podjęto w związku z lokalizacją pod pierwsze cztery reaktory SMR w Ontario. Chodzi o kwestię chłodzenia reaktora i innych szczegółów technicznych, które podnoszą CAPEX tego projektu. 

My zadeklarowaliśmy na piśmie polskiemu rządowi, że zbudujemy pięć takich reaktorów w kosztach overnight za 1,8 mld euro za sztukę. Oczywiście krzywa uczenia, efekt skali, wielkość zamówień, których dokonamy, to wszystko będzie miało wpływ na koszty, dlatego nasz koncept, jako dewelopera, zakłada budowę od razu 5 reaktorów SMR. 

Do tego dochodzą koszty, które ponosi konkretny inwestor, czyli te związane z działką, przyłączami do sieci energetycznej (max 100 mln dol.) i oczywiście koszty finansowe czy obsługi ewentualnego zadłużenia. 

Mimo że projekt nie posuwa się do przodu tak jakbyśmy tego chcieli, wciąż jest szansa, by zbudować pierwszy reaktor SMR w roku 2030 - pod warunkiem pełnej synchronizacji naszych działań z państwem i realizacji go na nieruchomości, której nasze państwo jest właścicielem; czyli termin jest znacznie wcześniejszy niż wielkoskalowego atomu.

To jest unikatowa szansa dla Polski. Dysponujemy sprawdzoną technologią, bo GE Hitachi zrealizowało dotąd 83 reaktory na świecie i jest największym dostawcą technologii nuklearnej. Każdą z firm tworzących to konsorcjum cechuje potężna kapitalizacja, przekraczająca 100 mld dolarów. 

Co więcej, mamy zbudowany w Polsce łańcuch wartości dla SMR. Około 15 000 ludzi zatrudnionych jest w kraju tylko przez te dwie firmy – GE i Hitachi. Żadna inna technologia nie ma takiego poziomu zaawansowania i korzyści lokalnych.

Sądzę, że będą gotowi za około 5-7 lat z pierwszym reaktorem.

Tak naprawdę w technologii SMR, oprócz GE-Hitachi w świecie zachodnim liczą się jeszcze tylko trzy firmy. W tym francuski EDF, który ma możliwości i technologie, ale dopiero startuje z pracami nad małym atomem. Tak samo potencjał ma Westinghouse i Rolls-Royce, przy czym Rolls-Royce to osiągnie, bo ma wsparcie rządu angielskiego, a Westinghouse - jeśli otrzyma pieniądze od Polski.

I to jest koniec listy firm, które mogą rozwijać technologie SMR, dostępną w latach 30. naszego wieku z wykorzystaniem - umownie mówiąc - rozwoju istniejących modeli generacji III+.

W latach 40. komercyjnie będą dostępne nowe reaktory SMR generacji 4.0, oparte na innych, bardziej wzbogaconych paliwach; wchodzą tu też w grę inny sposób prowadzenia reakcji, inne chłodziwa, ale - szczerze - to naszego problemu nie dotyczy. 

W atomowej spółce wciąż brak porozumienia między Orlenem i Synthosem

To na jakim etapie jest obecnie projekt OSGE, czyli atomowej spółki Orlenu i Synthosa, który zakłada budowę pierwszego SMR-a na początku przyszłej dekady?

- OSGE de facto teraz boksuje się z procedurami. Nie robi swojego przez brak porozumienia między wspólnikami, a właściwie przez strach przed ryzykiem współpracy z prywatnym przedsiębiorcą – to naszych partnerów paraliżuje. Nie mają problemu już nawet z Aramco, a z nami mają... Ponadnormatywna koncentracja i przesuwanie wszystkiego na kolejny tydzień! I to, moim zdaniem, jest działaniem na szkodę państwa, bo jeśli nic nie zrobimy, to nasze dzieci i wnuki będą niestety płaciły za brak działań na rzecz transformacji systemu energii. 

Tymczasem rozwiązanie leży na stole. Oferujemy rozwiązanie, które jest dopasowane do potrzeb sieci, nie wymaga istotnych nakładów na przyłącza, jest w stanie zastąpić istniejące źródła, które będą wyłączane w miarę transformacji systemu. 

Ponadto SMR-y będą mieć fundamentalne znaczenie z punktu widzenia społeczeństwa polskiego, bo jest odpowiedzią na potrzebę transformacji polskiego ciepłownictwa. Polska jest najbardziej usieciowionym krajem w Europie, ciepła woda i ogrzewanie z sieci trafia do 11 mln Polaków. I praktycznie jedyną alternatywą dla miast w produkcji ciepła systemowego jest właśnie atom. 

Czy zatem wyobraża pan sobie, że budowę SMR-ów w Polsce prowadzić będzie spółka Synthos Green Energy, czyli SGE bez tego orlenowego "O" na przedzie?

- Projekt budowy SMR-ów w Polsce, to nie jest kwestia polityczna, to też nie jest kwestia moich osobistych ambicji, choć przyznaję uczciwie, że i na tym projekcie chcę zarobić, jak przy każdym innym. W końcu jestem przedsiębiorcą.

Jednak udało nam się stworzyć unikalną i fantastyczną sytuację, która może być narzędziem ekonomicznym dla Polski - zarówno ofensywnym, jeśli chodzi o ekspansję zagraniczną, jak defensywnym w rozumieniu obrony bezpieczeństwa energetycznego kraju. To szansa by Polska zaczęła odgrywać kluczową rolę w transformacji regionu. 

Nawet jestem w stanie zrozumieć decydentów i ich obawy, które wynikają z niezrozumienia sytuacji. Mówimy przecież o zmianie modelowej, czyli przejściu z wielkoskalowej energetyki jądrowej do małych reaktorów.

Ta zmiana doprowadziła do tego, że po raz pierwszy w historii ludzkości prywatny kapitał jest w stanie zainwestować w energetykę jądrową. Wcześniej było to niemożliwe - ze względu na wielkość nakładów, jak i czas realizacji inwestycji w duże reaktory jądrowe. 

Teraz mamy w spółkach Skarbu Państwa powszechny lęk przed podejmowaniem decyzji i znajdujemy się w miejscu, w którym jesteśmy. Nową umowę wspólników OSGE negocjowaliśmy długo. Rozmowy zakończyliśmy trzy miesiące temu - i cały czas czekamy na wszystkie zgody korporacyjne po stronie partnera. To jest tempo, które krzyżuje wszystkie plany! 

Szanowny Użytkowniku!

Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.

Co możesz zrobić:

Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie