Nie ma tańszej energii niż OZE - mówi Michał Wypychewicz, prezes ZPUE

Polak jest w stanie wybaczyć wiele drugiemu Polakowi, ale nie wybaczy mu osiągnięć. To moim zdaniem hamuje polską przedsiębiorczość i kreatywność- mówi WNP.PL Michał Wypychewicz, prezes zarządu ZPUE, największego producenta stacji transformatorowych i rozdzielnic w Europie.

  • - Często zapominamy, skąd biorą się w naszym państwie pieniądze. Wiele osób jest przekonanych, że biorą się po prostu z banku, tak jak mój pies jest pewny, że jedzenie bierze się z puszki - mówi prezes ZPUE, pytany o przyczyny inwestycyjnej stagnacji w Polsce. Firma zamknęła 2024 rok z przychodami na poziomie 1,6 mld zł.
  • Jak podkreśla Michał Wypychewicz, zamożność społeczeństwa zależy wyłącznie od tego, ile dóbr jesteśmy w stanie wytworzyć w określonym czasie dla naszej gospodarki.
  • - Jeśli nie będziemy w stanie zwiększać produkcji i poprawiać jej efektywności poprzez nowe technologie, to po prostu gospodarka nie będzie się rozwijać - dodaje Wypychewicz.
  • - Najważniejszym dzisiaj motorem rozwoju innowacji jest umiejętność popełniania błędów - ocenia nasz rozmówca.
  • Portal WNP.PL obchodzi w tym roku 25-lecie. Specjalny, jubileuszowy projekt "25 na 25 WNP.PL" to cykl rozmów z 25 osobami, które w godny uwagi sposób współkształtowały i współkształtują gospodarczy obraz naszego kraju. Finał cyklu planowany jest na Europejskim Kongresie Gospodarczym (23-25 kwietnia 2025 r.).

Finał cyklu #25na25WNP planowany jest na Europejskim Kongresie Gospodarczym (23-25 kwietnia 2025 r.). Finał cyklu #25na25WNP planowany jest na Europejskim Kongresie Gospodarczym (23-25 kwietnia 2025 r.).

Założona przez Bogusława i Małgorzatę Wypychewicz w latach 80. ubiegłego wieku firma ZPUE to dziś największy producent stacji transformatorowych w Europie, a także lider w produkcji rozdzielnic średniego i niskiego napięcia oraz magazynów energii i stacji ładowania pojazdów elektrycznych. Transformacja więc nie jest wyzwaniem, ale napędza wasz biznes. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie zmiana profilu firmy w odpowiednim momencie i wejście w nowe biznesy. Jak dostrzec moment, w którym pora zmienić kurs biznesu?

- Historia zielonej transformacji ZPUE jest długa, To pokłosie umiejętność obserwacji rynkowych trendów. Już w drugiej dekadzie istnienia, czyli na początku lat 2000. firma zaczęła zagraniczną ekspansję. Na początku była to Grecja, później Niemcy, czyli rynki, na których transformacja zaczęła się znacznie wcześniej niż u nas. Naszą zasługą więc jest wyciąganie wniosków z obserwacji i dostosowywanie się do nowych realiów rynkowych.

Dobrym przykładem może tu być technologia magazynowania energii, nad którą zaczęliśmy pracować już ponad 10 lat temu. Dzisiaj to gorący temat, ale wówczas nikt nie wierzył w przyszłość tej technologii. W ZPUE jednak dostrzegliśmy w tym ogromną szansę, obserwując coraz bardziej niestabilny profil produkcji energii z odnawialnych źródeł i nie widząc racjonalnych alternatyw.

Dzięki temu przez te 10 lat opracowaliśmy nie tylko własną technologię do magazynowania energii, ale całą gamę produktów odpowiadających na to wyzwanie i teraz ten segment biznesu mocno się u nas rozwija. Cały czas stawiamy na innowacje.

Zielona transformacja w energetyce to kwestia bezpieczeństwa energetycznego

Obecnie jednak coraz częściej słychać głosy, że Europa powinna zmienić obrany zielony kurs w trosce o konkurencyjność swojej gospodarki. Za Oceanem obserwujemy wręcz odwrót od transformacji. Czy to nie martwi firmy, która tak mocno stawia właśnie na zielone technologie?

- Mówiąc o zielonej transformacji w energetyce, tak naprawdę mówimy o bezpieczeństwie energetycznym, które jest dzisiaj fundamentem rozwoju europejskich gospodarek. Energia z odnawialnych źródeł energii jest nie tylko bardziej ekologiczna, ale też znacznie tańsza niż ta wytwarzana w oparciu o surowce kopalne. Co więcej, w przypadku OZE mówimy o systemie zdecentralizowanym, który w momencie zagrożenia militarnego jest systemem znacznie bezpieczniejszym.

Moim zdaniem Europa powinna iść własną ścieżką, nie oglądając się za Ocean. Ponadto bezpieczeństwo energetyczne jest fundamentem przyszłych inwestycji w Polsce.

"Nie ma dziś tańszego źródła energii niż OZE"

Dla inwestorów koszt energii jest kluczowym czynnikiem przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych. Tymczasem my mamy jedne z najwyższych cen energii. Jak zatem przyciągać nowe inwestycje i zadbać o konkurencyjność krajowego przemysłu, dla którego droga energia jest największym wyzwaniem?

- Wysokie ceny energii to tak naprawdę pochodna polityki prowadzonej przez wiele ostatnich lat i nie jesteśmy w stanie odwrócić ich za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Uzależniliśmy się od paliw kopalnych z Rosji, co Moskwa wykorzystała nie tylko do mnożenia zysków, ale przede wszystkim do budowy swojej pozycji politycznej. Przyzwyczajeni do stosunkowo tanich surowców ze Wschodu zmniejszyliśmy inwestycje w niektórych obszarach, za co teraz płacimy.

Dlatego obecnie fundamentem działań na rzecz taniej energii powinno być głównie zwiększenie inwestycji, przede wszystkim w OZE. Moim zdaniem nie ma dziś tańszego źródła energii. W pierwszej kolejności powinniśmy stawiać na  farmy fotowoltaiczne zintegrowane z elektrowniami wiatrowymi, uzupełniane przez bateryjne magazyny energii (BESS – Battery Energy Storage System).

Jak w takim razie pobudzić te inwestycje? Wspomniana branża OZE od lat wskazuje szereg barier, które hamują jej rozwój. Patrząc szerzej na całą polską gospodarkę, poziom inwestycji utrzymuje się na katastrofalnie niskim poziomie. Jak zmienić ten stan rzeczy?

- Najważniejszą rolę ma tu do odegrania państwo, które tworzy środowisko dla inwestorów i to zarówno krajowych, jak i zagranicznych. Przy tym kluczowe znaczenie ma stabilne i przewidywalne otoczenie regulacyjne oraz otwartość na biznes.

Niestety, nie ma w naszej mentalności uznania dla czyjegoś sukcesu. Polak jest w stanie wybaczyć wiele drugiemu Polakowi, ale nie wybaczy mu osiągnięć. To moim zdaniem hamuje polską przedsiębiorczość i kreatywność, bo wielu Polaków woli się nie wychylać ponad średnią. Często w „nagrodę” za podejmowanie ryzyka biznesowego, inwestycyjnego, jest szargana opinia.

Nie zbudujemy dobrobytu bez uwolnienia energii jednostki i podsycania chęci do tworzenia i budowania. Bez tego nie będzie w kraju inwestycji.

Oczywiście projekty infrastrukturalne i inne realizowane przez rząd zadania są bardzo ważne i muszą się na nie znaleźć pieniądze, ale przerabialiśmy już model oparty na inwestycjach centralnie planowanych i nie sprawdził się. Dlatego musimy budować i wspierać sektor inwestycji prywatnych. Tu potrzebne są nie tylko zachęty dla inwestorów, ale ogólna zmiana nastawienia do biznesu.

To gdzie popełniamy błąd, że te inwestycje nie rosną?

- Polska w ciągu ostatnich 30 lat osiągnęła fenomenalny sukces i to na skalę światową. Nie ma wielu gospodarek, które w tym okresie zanotowały takie wzrosty. Jestem daleki od narzekania i popadania w marazm, bo Polska nadal niesamowicie się rozwija.

Jednak, by utrzymać to tempo przez kolejne dekady, musimy się zastanowić, co było dotychczas motorem rozwoju. Moim zdaniem był to kapitalizm lat 90., następnie wejście do Unii Europejskiej, co dało nam dostęp do niezbędnych dla rozwoju środków. Jednak przede wszystkim źródłem naszego sukcesu była właśnie energia ludzi i zapał do budowy przedsiębiorczości, bez której nie tylko nie udałoby się wypracować dobrobytu, ale i utrzymywać go przez kolejne dekady.

Często zapominamy, skąd biorą się w naszym państwie pieniądze. Wiele osób jest przekonanych, że biorą się po prostu z banku, tak jak mój pies jest pewny, że jedzenie bierze się z puszki. Tymczasem zamożność społeczeństwa zależy wyłącznie od tego, ile dóbr jesteśmy w stanie wytworzyć w określonym czasie dla naszej gospodarki. Jeśli nie będziemy w stanie zwiększać produkcji i poprawiać jej efektywności poprzez nowe technologie, to po prostu gospodarka nie będzie się rozwijać.

Po stronie biznesu jest ogromna wola zmian

Wspomniał Pan o budowie stabilnego i przewidywalnego otoczenia regulacyjnego dla biznesu. Premier zaprosił przedsiębiorców do współpracy przy szerokiej akcji deregulacyjnej. Co w naszym systemie prawnym wymaga najpilniejszej korekty?

- W tej akcji deregulacyjnej przede wszystkim ogromne brawa należą się Rafałowi Brzosce, który ten temat podjął i wziął na siebie ryzyko bycia jego twarzą. Poza tym to potężny projekt, w który trzeba zaangażować sporo własnego, cennego czasu. 

Jednak polityków zaskoczyło to, jak mocno ten projekt został zaadresowany przez polskich przedsiębiorców. Ta mobilizacja pokazała, że po stronie biznesu jest ogromna wola zmian. Setki polskich przedsiębiorców, w tym i my, naprawdę aktywnie pracuje w ramach różnych zespołów roboczych nad pakietami deregulacyjnymi.

Ale tego typu zrywów na przestrzeni ostatnich lat było co najmniej kilka. Próbował Janusz Palikot w swojej słynnej komisji, próbował Jarosław Gowin. Dlaczego teraz miałoby się to udać?

- To jest dobre pytanie. Chciałbym być optymistą i trzymam kciuki, by tym razem się udało. Moim zdaniem największym problemem w Polsce jest przerost administracji. Pamiętajmy, że każdy etat musi mieć swoje uzasadnienie. Im więcej mamy stołków po stronie administracji, tym więcej będziemy mieli regulacji, które uzasadniają ministerialne etaty. To napędza tzw. maszynkę legislacyjną.

Do tego dochodzi niezwykle krzywdzące podejście do biznesu. W naszym kraju wciąż pokutuje opinia, że każdy przedsiębiorca to złodziej i trzeba prywatną działalność regulować w każdym obszarze.

Przyrost prawa, zwłaszcza podatkowego, w ostatnich latach był tak duży, że nie jesteśmy go w stanie poddać analizie. Nawet jeśli śledzilibyśmy zmiany w prawie 7 dni w tygodniu przez 24 godziny na dobę, nie zdążymy zapoznać się z wszystkimi nowymi regulacjami.

Moim zdaniem system regulacji dla biznesu powinien być tworzony w oparciu o wzajemny szacunek i partnerskie relacje.

ZPUE to największy producent stacji transformatorowych i rozdzielnic w Europie. Firma produkuje również stacje ładowania elektryków (fot. mat. pras. ZPUE) ZPUE to największy producent stacji transformatorowych i rozdzielnic w Europie. Firma produkuje również stacje ładowania elektryków (fot. mat. pras. ZPUE)

Polska nie jest najprzyjaźniejszym krajem dla biznesu

ZPUE jest obecne na wielu zagranicznych rynkach, m.in. na rynku niemieckim, węgierskim, czeskim, słowackim, łotewskim, holenderskim, szwedzkim, francuskim czy szwajcarskim. Chce inwestować także w zagraniczne fabryki. Czy w innych krajach warunki do prowadzenia biznesu są lepsze niż w Polsce?

- Dobrym przykładem może być Wielka Brytania, gdzie relacje między urzędem skarbowym a przedsiębiorcą opierają się zdecydowanie na partnerstwie i zaufaniu. Urzędnicy są po to, by pomagać, a biznes, który działa uczciwie, może liczyć na wsparcie. Podobne obserwacje mamy w Stanach Zjednoczonych, gdzie prawo jest bardziej intuicyjne, co jest generalnie cechą systemu anglosaskiego, opierającego się o precedens.

W Polsce mam wrażenie, że mamy do czynienia z odwrotną sytuacją. Ci uczciwi są najczęściej pod lupą, bo są łatwym celem

W naszym systemie prawnym staramy się przewidzieć każdą możliwą sytuację i wziąć ją w karb regulacyjny, co jest po prostu niemożliwe do wykonania. W dodatku polska administracja jest tu wręcz nadgorliwa. Wystarczy spojrzeć na Niemców, którzy także mają mocno przeregulowany rynek, jednak jest on zdecydowanie bardziej otwarty na przedsiębiorców niż polski. I jeśli miałbym odpowiedzieć na pytanie, gdzie łatwiej prowadzi się biznes, to nie jest to Polska.

Jakieś konkretne przykłady zmian, uproszczeń przepisów, które pomogłyby polskim przedsiębiorcom?

- Prawo pracy. Dzisiaj każdy pracownik ma ściśle określony czas pracy, przerwy pomiędzy zmianami, co uniemożliwia mu jakiekolwiek korekty grafiku. Jeśli chciałby się zamienić z kolegą na zmiany, by iść przykładowo do lekarza, to pracodawca, który mu na to pozwoli, dostanie mandat za nie dochowanie ustawowych godzin przerwy w pracy.

Kolejny przykład, bardzo frustrujący pracowników. Obecnie prawo uniemożliwia pracę w większym wymiarze godzin, przez co pracownik, który chce więcej zarobić i ma chęć do podjęcia dodatkowego wysiłku, nie może wziąć takich nadgodzin. Dotyczy to wszystkich. Nawet ja jako prezes spółki, jeśli chcę pracować 300 godzin, to polskie prawo mi na to nie pozwala.

Jeżeli tę dodatkową pracę wykonam dla innej firmy, to wtedy już wszystko jest zgodne z prawem. Mogę mieć 10 etatów, ale nie u jednego pracodawcy. Tu widać, jak przeregulowanie relacji pracodawca - pracownik doprowadza do kuriozalnych sytuacji.

Jednak nie brakuje na rynku przykładów tzw. januszowych biznesów, które oferują nieprzyzwoite warunki zatrudnienia. Te przepisy powstały, by uniemożliwić nadużycia…

- Oczywiście patologiczne sytuacje się zdarzają, natomiast są to marginalne przypadki. Większość pracodawców chce działać na korzyść pracownika, chce tworzyć dobre środowisko pracy, bo na rynku po prostu nie ma dziś ludzi. Dlatego uważam, że polskie prawo pracy powinno się zmieniać w stronę znacznie większej swobody w relacji pracodawcy i pracownika.

Sporym problemem są dziś decyzje polityczne

W ubiegłorocznym wywiadzie dla WNP.PL zapowiadał Pan inwestycje w nowe, zagraniczne fabryki. Wśród potencjalnych lokalizacji wskazywał Pan Niemcy, Wielką Brytanię, Stany Zjednoczone oraz Turcję. Jak przebiega realizacja tych planów w tak niestabilnej obecnie sytuacji geopolitycznej?

- Aktualna sytuacja geopolityczna sprawia, że kilka projektów, które były bardzo ciekawe, robią się bardzo skomplikowane. W Stanach Zjednoczonych prowadzimy szereg inwestycji finansowych, w Europie mamy kilka zaawansowanych projektów, jeżeli chodzi o bezpośrednie inwestycje w biznesy. Pod tym względem analizujemy też rozwój na rynkach azjatyckich. I faktycznie sporym problemem dzisiaj są zmiany na poziomie politycznym, które wpływają na ostrożność właścicieli biznesów w podejmowaniu decyzji.

Wciąż pokutuje też niezbyt dobra opinia o polskich inwestorach, jako niewiarygodnych partnerach, ale to już jest praca domowa do odrobienia dla nas samych, przedsiębiorców, by zmienić ten stan rzeczy.

Wracając do pytania przyznam, że w ostatnim czasie nie doszło do finalizacji kilku projektów, ale my się łatwo nie poddajemy, taka jest filozofia naszej firmy (śmiech – przyp. red.). Bo nie jest sztuką po prostu kupić; ważne żeby kupić dobrze. Już analizujemy kolejne przedsięwzięcia i mam nadzieję, że 2025 r. będzie dla nas dobry pod względem zagranicznych inwestycji.

Czy może Pan uchylić nieco rąbka tajemnicy, o jakich nowych przedsięwzięciach mówimy?

- Na razie jest zdecydowanie za wcześnie, by mówić o szczegółach, w dodatku obowiązują nas umowy poufności. Mogę natomiast powiedzieć, że kierunki, o których obecnie myślimy to są Niemcy, Chiny, Turcja i Stany Zjednoczone.

Potrzebna promocja polskich przedsiębiorców przez władzę na arenie międzynarodowej

Wspomniał pan o nie do końca dobrej opinii o polskich inwestorach. Zgoda, to lekcja do odrobienia dla samych przedsiębiorców, ale wsparcie ze strony państwa z pewnością też by się przydało. Rządy innych krajów mocno promują lokalny biznes, tymczasem u nas takich działań nie widać. Jak ocenia Pan polską dyplomację ekonomiczną?

- Jestem daleki od krytycznych ocen. Zacząłbym od tego, że pewne rzeczy mają swoje miejsce i mają swój czas. Musimy pamiętać, że realnie liczącym się graczem na arenie międzynarodowej Polska stała się stosunkowo niedawno. Przez skomplikowaną historię mamy 30-40 lat straconych w stosunku do Europy Zachodniej. I musi upłynąć trochę czasu, by zmienić to, że Polska wciąż jest postrzegana jako kraj drugiej kategorii.

Natomiast nie może to być czas stracony. Jeżeli nie podejmiemy pewnych działań, to faktycznie za 30 lat będziemy nadal w takim samym miejscu.

Jakich działań zatem potrzebujemy?

- To, o czym Pani wspomniała: promocja polskich przedsiębiorców przez władzę na arenie międzynarodowej. Gdy z oficjalną wizytą przyjeżdża prezydent Francji, w delegacji towarzyszy mu reprezentacja francuskiego biznesu, która przy tej okazji negocjuje kontrakty i inwestycje.

Takie wsparcie byłoby cenne. Niestety u nas wciąż na relacje na styku biznes - polityka patrzy się podejrzliwie, jak na sytuacje korupcjogenne. Ten brak zaufania społecznego musi się zmienić.

Uważam, że najważniejszym zadaniem jest zbudowanie wizerunku polskiego biznesu jako wiarygodnego i dobrego partnera dla dużych organizacji międzynarodowych. Pomocne tu może być pokazanie naszych tzw. success story. Mamy wiele firm, które są wizytówką Polski na międzynarodowych rynkach.

Przydałaby się też edukacja polskiego biznesu, kadry menedżerskiej, bo tu też mamy sporo do zrobienia. Jako młody przedsiębiorca, wchodząc w świat międzynarodowego biznesu, realnie nie dostałem żadnych narzędzi, które pomogłyby mi zrozumieć, jak się w nim poruszać. Działałem trochę metodą prób i błędów oraz obserwacji bardziej doświadczonych kolegów.

Niestety to także pokłosie tego, że jako gospodarka wciąż jesteśmy na wczesnym etapie rozwoju i musi upłynąć jeszcze trochę czasu, żeby wzmocnić międzynarodową skalę polskiego biznesu. Musimy zbudować soft power Polski. Mamy przy tym bardzo dobry punkt startu dzięki temu, co już udało nam się wypracować.

Najważniejszym motorem rozwoju innowacji jest umiejętność popełniania błędów

Z tym punktem wyjścia do budowy pozycji Polski jednak bywa różnie. Weźmy pod uwagę chociażby tak ważny dziś obszar, jak nowe technologie. Polska w praktycznie żadnym obszarze nie załapała się do grona liderów. W tym wyścigu ewidentnie zaspaliśmy…

- Nie byłbym aż tak krytyczny, w niektórych dziedzinach udało nam się osiągnąć sukces, ale zgadzam się – możliwości i potencjał są znacznie większe.

Moim zdaniem najważniejszym dzisiaj motorem rozwoju innowacji jest umiejętność popełniania błędów. Wystarczy spojrzeć na wiele fantastycznych wynalazków na świecie. Są to historie sukcesu, za którymi stoją tysiące porażek, których my już nie widzimy.

Dlatego uważam, że naszym największym problemem w Polsce jest umiejętność zaakceptowania własnych potknięć. To tkwi w nas kulturowo. Taka jeszcze szlachecka duma, które nie pozwala nie tylko przyznać się do błędu, ale także szukać wsparcia w trudnościach. Myślę, że to jedna z większych przeszkód na drodze do innowacji, bo nie da się ich tworzyć bez pomyłek, prób, porzucania nieudanych projektów i próbowania na nowo.

Innowacje nie biorą się z genialnych pomysłów, tylko właśnie z niezliczonych prób i błędów. Wystarczy spojrzeć na Dolinę Krzemową, gdzie narodziło się wiele gigantycznych biznesów technologicznych. Ich twórcy, zanim osiągnęli globalny sukces, bankrutowali, upadali i podnosili się, by próbować dalej. Ważne tylko, by nie popełniać tych samych błędów.

Upór w dążeniu do celu i umiejętność akceptacji błędu, to moim zdaniem dwa najważniejsze czynniki, które sprawiają, że ktoś jest innowatorem. Dobrzy przedsiębiorcy nie potrzebują dotacji, nie potrzebują zachęt, wystarczy im tylko znieść bariery z drogi.

Co zatem możemy zrobić w Polsce, by zmienić mentalność i stać się bardziej innowacyjnym społeczeństwem?

- Zdecydowanie musimy zacząć od edukacji. Dzisiaj integracja między uczelniami wyższymi a biznesem jest bardzo słaba i sporo tu mamy do poprawy. Wiedza wynoszona ze szkół wyższych jest totalnie nieskorelowana z tzw. ekonomią przyszłości.

W drugiej kolejności konieczne jest to, o czym już rozmawialiśmy, czyli usunięcie barier, blokujących działania przedsiębiorców. Jestem przekonany, że jak pokażemy ludziom, że państwo jest otwarte na przedsiębiorców, to i innowatorów u nas będzie coraz więcej.

Polska giełda nieprzyjazna inwestorom rozczarowuje biznes

Porozmawiajmy zatem o pieniądzach. Na inwestycje i podnoszenie innowacyjności niezbędne są środki i to niemałe. ZPUE w 2022 r. rozstało się z warszawską Giełdą Papierów Wartościowych. Czy to dowód rozczarowania rynkiem kapitałowym?

- Poniekąd tak, bo polska giełda jest rozczarowująca. Brakuje nie tylko infrastruktury technicznej, zachęcającej do inwestowania, ale także odpowiedniego prawa, przez co polska giełda nie jest przyjazna inwestorom. Do tego dochodzi słaba płynność warszawskiego parkietu i wiele innych grzechów, które ma sumieniu polskie środowisko giełdowe. Jednym z nich jest przeregulowanie.

Polska giełda musi przejść gruntowną przebudowę. Być może warto zastanowić się, czy krajowe parkiety mają sens, czy nie warto rozwijać europejskiej giełdy, co nie tylko obniżyłoby koszty prowadzenia rynku, ale także zwiększyło dostępny kapitał.

Jeśli nie giełda, to skąd brać środki na inwestycje?

- Odpowiadając na to pytanie chciałbym rozwiać mit o długu, że jest on obecnie drogi. W porównaniu do kosztów zadłużenia bankowego, z jakimi mieliśmy do czynienia w historii, dziś jest to naprawdę atrakcyjny sposób finansowania inwestycji.

Nasz biznes na szczęście jest w dobrej kondycji i nasze rentowności są na tyle duże, że większość projektów inwestycyjnych jesteśmy w stanie finansować po prostu z nadwyżki.

A propos nadwyżki… Od rozstania z giełdą nie musicie już publikować wyników. Jako dziennikarz ekonomiczny muszę jednak zapytać o kondycję firmy…

- W minionym roku ZPUE ponownie osiągnęło sukces finansowy, zamykając 2024 rok z przychodami na poziomie 1,6 mld zł.

Warto jednak podkreślić, że same przychody nie oddają w pełni skali rozwoju naszego biznesu – łączymy bowiem wiele obszarów działalności, które wspólnie składają się na produkt finalny. Stawiamy na insourcing, co nie jest dziś zbyt popularne, ponieważ – z mojego doświadczenia – firmy częściej koncentrują się na rosnących przychodach niż na rentowności. U nas wygląda to inaczej, czego dowodem jest wysoki poziom osiąganej rentowności – i jesteśmy dopiero na starcie. Już wkrótce pokażemy, jak wiele jeszcze możemy osiągnąć.

Szanowny Użytkowniku!

Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.

Co możesz zrobić:

Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie