Wysokie koszty wytwarzania stali w Europie powodują, że coraz częściej producenci sięgają po materiały z Azji.

- Unikajmy atmosfery zbyt dużego komfortu, wynikającego z wysokich wolumenów produkcji i trzymania kosztów w ryzach. Niemcy, będąc na gospodarczym szczycie, zaniedbały poprawę konkurencyjności - i notują odpływ inwestycji - mówi Paweł Adamowicz, dyrektor fabryki suszarek do ubrań BSH.

  • - Koncerny myślą o inwestycjach z perspektywy warunków wsparcia przez państwa. W Azji wsparcie rządowe sięga do 50 proc. wartości inwestycji - z taką pomocą trudno konkurować - mówi Paweł Adamowicz, dyrektor fabryki suszarek do ubrań BSH.
  • - Dla firm zachodnich sytuacja rynkowa ostatnich lat była sygnałem do ograniczenia produkcji. Azjatyccy producenci rozszerzyli rynki zbytu i w Unii zwiększyła się podaż chińskich produktów - przypomina nasz rozmówca.
  • - Europa się starzeje, czego nie jesteśmy w stanie wypełnić szybko i we własnym zakresie. Zagrożenia demograficzne trzeba kompensować otwieraniem rynku pracy dla obcokrajowców - podkreśla Paweł Adamowicz.
  • Rozmowę z Pawłem Adamowiczem przeprowadziliśmy na potrzeby przygotowywanego przez ING Bank Śląski i Europejski Kongres Gospodarczy (EEC) raportu "Motory polskiego wzrostu gospodarczego. Obawy i postulaty biznesu". Jego premiera odbędzie się podczas XVII Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach (23-25 kwietnia 2025 r.). 

Jakie z dotychczasowych atutów polskiej gospodarki słabną, a jakie utrzymują swe pozytywne oddziaływanie?

- Polska jest atrakcyjnym miejscem dla inwestycji. Widać to także po naszych operacjach. Nowe wolumeny produkcyjne są chętnie lokowane w Polsce.

Trzeba jednak przyznać, że niektóre elementy wpływające na naszą konkurencyjność, zapewniające nam wcześniej atrakcyjność, niestety ulegają erozji.

Paweł Adamowicz, dyrektor fabryki suszarek do ubrań BSH w Łodzi. Fot. mat. pras. BSH Paweł Adamowicz, dyrektor fabryki suszarek do ubrań BSH w Łodzi. Fot. mat. pras. BSH

Naszą przewagą są zasoby ludzkie - z perspektywy wiedzy, kompetencji. Mamy ekspertów, z którymi można budować przyszłość. Mam na myśli nie tylko przeniesienie produkcji i jej odtworzenie, ale również jej rozwijanie.

Wciąż na naszą korzyść działa lokalizacja i coraz lepiej rozwinięta infrastruktura logistyczna. Ryzykiem są natomiast "aspekty kosztowe", które z roku na rok się pogarszają.

Wynagrodzenia rosną szybciej niż produktywność naszego przemysłu

Problemem jest nie to, że wynagrodzenia rosną, ale że rosną szybciej niż produktywność naszego przemysłu. Produktywność powinna być w centrum naszego zainteresowania, gdyż ten wskaźnik pozwala łagodzić efekty wzrostu wynagrodzeń.

Odczuwamy konsekwencje wzrostu kosztów energii. Biorąc pod uwagę tylko ten aspekt, są państwa europejskie, które oferują korzystniejsze warunki. Ceny energii pośrednio wpływają na wszystko - koszty materiałów, transportu, usług i naturalnie koszty naszych operacji.

Atrakcyjne ceny stali z Indii i Chin, nawet pomimo cła, oraz jednocześnie bardzo wysokie koszty wytworzenia stali w Europie powodują, że coraz częściej producenci sięgają właśnie po materiały i surowce z Azji.

Szukacie stali w Azji dlatego, że w Europie jest jej za mało czy jest za droga?

- Odpowiedź zależy od rodzaju stali. Jeżeli chodzi o tę nierdzewną, to szukamy materiału w Chinach, ponieważ w Europie nie znajdujemy wystarczających ilości.

Jak - w pana ocenie - kształtuje się polska konkurencyjność na rynkach międzynarodowych?

- Europa ma duży potencjał, lecz problemem jest to, że kontynent się starzeje. Aspekt demograficzny powinniśmy bardzo poważnie brać pod uwagę, ponieważ jest to luka, której nie jesteśmy w stanie wypełnić szybko i we własnym zakresie. Zagrożenia demograficzne trzeba kompensować również pewnymi zmianami legislacyjnymi, np. otwieraniem rynku pracy dla obcokrajowców.

Uważam, że zamknięcie Polski jako rynku pracy miałoby bardzo negatywne następstwa dla dalszego rozwoju.

Czy - biorąc pod uwagę, że macie fabryki w różnych krajach i to, że rozmawia pan ze swoimi kolegami-menedżerami - ma pan porównanie polskiej polityki w kwestii pracowników zagranicznych (na tle regulacji w innych krajach)?

- Polskie ramy prawne i procedury nie są być może najprostsze, niemniej możemy w ich ramach działać. Od ponad 10 lat współpracujemy z pracownikami z Ukrainy. Tyle że polski rynek pracy musi być gotowy na zmiany w strukturze zatrudnionych - chociażby ze względu na zakończenie wojny.

Dlatego musimy szukać nowych źródeł, otworzyć się na pracowników anglojęzycznych, ale i tych nieoperujących ani językiem polskim, ani angielskim.

Warto przyglądać się doświadczeniom innych krajów zachodnich - i wyciągać wnioski z sukcesów oraz błędów ich polityki migracyjnej. Patrząc na doniesienia medialne o sytuacji w Niemczech, można odnieść wrażenie, że w kwestii asymilacji kulturowej obcokrajowców konieczna jest istotna korekta tych działań.  

Trzeba stworzyć system wspierania integracji obcokrajowców

Niemniej jednak sam proces integracji obcokrajowców ze społeczeństwem, choćby z perspektywy nauki języka, jest zorganizowany w Niemczech systemowo. Pracodawcy mogą liczyć na działania rządowe w tej mierze - np. poprzez organizację nauki języka oraz egzaminów otwierających dostęp do rynku pracy. Powinniśmy skorzystać z tych gotowych wzorców. W Polsce w praktyce integracją pracownika zajmuje się pracodawca.

Co dla BSH było motorem, który pozwolił szybciej się rozwijać w ostatnich latach?

- Historia BSH w Polsce sięga ponad 30 lat. W tym czasie, dzięki kompetencjom, zaangażowaniu oraz przedsiębiorczości, staliśmy się ważnym punktem na globalnej mapie spółki.

Nasze produkty cieszą się bardzo dobrą jakością (przy zachowaniu najlepszych kosztów wytworzenia). Dodatkowo nasz atut stanowią lokalizacja, dobrze rozwinięta logistyka, silna baza krajowych dostawców oraz wykwalifikowana kadra

Mówię tu nie tylko o lokowaniu wolumenów produkcyjnych, rozbudowywaniu fabryk, zwiększaniu ich mocy produkcyjnych, ale także o rozbudowywaniu kompetencji, również w dziedzinie R&D.

Nasze propozycje wsparcia nie są tak atrakcyjne, jak np. w Indiach

Mamy w Łodzi - oprócz trzech fabryk - również Centrum Badań i Rozwoju Pralnictwa, które obejmuje R&D oraz jakość. Oprócz polskich inżynierów pracują tu eksperci z wielu innych krajów, wspólnie wypracowując globalne rozwiązania dla naszych suszarek do ubrań.

Ten proces rozwijał się intensywnie przez ostatnie lata. Kwalifikacje naszej kadry technicznej oraz obecne wyniki potwierdzają dobrą decyzję nie tylko w kategorii made in Poland, ale również designed in Poland.

Czy dla utrzymania dynamiki polskiego wzrostu gospodarczego i konkurencyjności widzi pan pilną i narastającą potrzebę zmian naszego modelu gospodarczego, zmierzających do oparcia go na sektorach o wyższej wartości dodanej, na innowacjach, na wyższej produktywności?

- Zdecydowanie tak! Przy czym oceniam to nie z perspektywy porównania z operacjami w Niemczech, ale z innymi krajami w fazie intensywnego rozwoju gospodarki. Nasze propozycje rządowe (specjalnych stref ekonomicznych, subsydiów, inwestycji w branże innowacyjne) nie są już tak atrakcyjne, jak choćby w Indiach.

Koncerny zdecydowanie myślą o inwestycjach z perspektywy warunków wsparcia przez państwa. Słyszałem o projektach, gdzie pomoc rządowa sięgała do 50 proc. wartości inwestycji. Z taką pomocą trudno konkurować.

10-20 lat temu nasza aktywność w ściąganiu inwestorów do Polski była chyba bardziej dynamiczna. Trudno mi ocenić, w jakim stopniu te obecne ograniczenia wynikają z regulacji europejskich, a w jakim ze słabości naszych krajowych regulacji, niemniej pozostajemy w tyle.

Z niepokojem obserwuję niektóre zmiany w legislacjach europejskich w kwestii na przykład wspomnianej przeze mnie energii i szeroko pojętej konkurencyjności. Mogą one wyrządzić kolejne szkody sektorowi gospodarczemu.

Czy sytuacja na rynku pracy jest czy też będzie w najbliższym czasie ograniczeniem dla rozwoju gospodarczego?

- Maleje liczba dostępnych rąk do pracy. Widać powiększającą się lukę między rosnącym zapotrzebowaniem wynikającym z nowych inwestycji czy zwiększania aktywności istniejących już zakładów a wynikającym z demografii zmniejszeniem liczby nowych pracowników, wchodzących na rynek pracy.

Problemy mają szczególnie branże, które charakteryzują się sezonowością produkcji i związaną z nią pewną fluktuacją liczebności części zespołów. Tym firmom jest znacznie trudniej niż 5 lat temu budować zespoły w tak zwanym sezonie wysokim.

Zakazy pracy na umowy tymczasowe będą uderzały w konkurencyjność

My również mamy tego typu sezonowe potrzeby zmian w wielkości zatrudnienia i musimy z nimi bardzo ostrożnie postępować. Pracownicy "wypuszczeni na rynek" w niskim sezonie już nie wracają do nas w sezonie wysokim.

Z perspektywy pracownika to korzystne, jako pracodawcy musimy natomiast działać ostrożnie i szukać bardziej atrakcyjnych sposobów pozyskania nowych osób. Istniejące w Polsce przepisy pozwalają nam elastycznie działać - dzięki korzystaniu z agencji pracy tymczasowej.

Obawiamy się, że potencjalne zakazy pracy na umowy tymczasowe będą uderzały w naszą konkurencyjność i możliwość sezonowej reakcji na zmianę popytu, a tym samym - potrzebnych mocy produkcyjnych.

Czy presja konkurencyjna na świecie jest dużo wyższa niż dekadę temu, patrząc na przykład przez pryzmat polityki Chin czy USA, czy choćby wspomnianych przez pana Indii, które również są bardzo prężnie rozwijającym się krajem?

- Krajobraz w branży AGD dynamicznie się zmienia na skutek redukcji po pandemicznych rekordach. Niektórych konkurentów przejęły inne większe firmy, a nowi gracze to przeważnie producenci z Chin.

Dla firm zachodnich sytuacja rynkowa ostatnich lat była sygnałem do ograniczenia produkcji, mocy produkcyjnych i zmniejszenia poziomu zatrudnienia. Azjatyccy producenci zdecydowali się na inny manewr - rozszerzenie rynków zbytu gotowych wyrobów pochodzących z ich fabryk na Dalekim Wschodzie. W efekcie na unijnych rynkach zbytu zwiększyła się podaż chińskich produktów.

Konkurencyjność kosztowa chińskich firm pozwala im strategicznie przejmować udziały w rynkach europejskich. I chociaż BSH radzi sobie dobrze, to dostrzegamy ich ekspansję w każdym segmencie cenowym rynku.

To samo można zobaczyć w motoryzacji. W ostatnich dwóch latach liczba dealerów oferujących chińskie marki dynamicznie rośnie.

Stagnacja w Niemczech bardzo mocno w nas bije? I czy można zrezygnować ze współpracy z Niemcami i skierować się na jakieś inne rynki?

- Oczywiście, zależymy od siły nabywców w Niemczech. Im mniej produktów się sprzedaje u naszych sąsiadów, tym mniej wytwarzają polskie fabryki.

Dla naszej firmy rynek niemiecki był niegdyś rynkiem numer jeden i nadal pozostaje bardzo ważny. Dlatego sytuacja ekonomiczna na tym rynku, mniejsza siła nabywcza, mniejszy optymizm konsumentów wpływają na nas negatywnie.

Dzięki międzynarodowej ekspansji BSH w ostatnich dziesięcioleciach mamy także inne atrakcyjne rynki, które kompensują stagnację w Niemczech. Wiele zależy oczywiście od segmentu, od produktu. Przykładowo: w przypadku suszarek do ubrań wzrost z roku na rok wyniósł 13 proc. Mamy jednak takie kraje jak Turcja, gdzie wzrosty sprzedaży na rynku całym wynoszą ponad 50 proc.

Jaki wpływ mają rząd i administracja Unii Europejskiej na konkurencyjność gospodarki?

- Bardzo duży, czego Bruksela zdaje się czasami nie zauważać. Dla Polski - jako największego z producentów AGD w Unii Europejskiej - krytyczne stają się koszty energii. Musimy bardzo głośno mówić o konkurencyjności kosztowej pod względem wydatków wynikających z zakupu energii.

Unia Europejska prezentuje różne pomysły legislacyjne, na przykład rozwijania specjalnych, dodatkowych opłat emisyjnych czy wprowadzania regulacji takich jak CBAM. One są jednak zagrożeniem dla unijnych wytwórców, bo nakładają dodatkowe opłaty na materiały i komponenty pochodzące z krajów pozaunijnych. To podnosi nasze koszty produkcji. A na importowane gotowe urządzenia, które sprowadzane są na rynek europejski, tych dodatkowych opłat po prostu nie ma.

Chcąc dbać o ślad węglowy, musimy uwzględnić importowane wyroby gotowe

To pewien brak konsekwencji. Obecnie nie chronimy rynku europejskiego tak, jak powinniśmy. Brakuje holistycznego podejścia. Jeżeli chcemy dbać o ślad węglowy i redukcję emisji CO2, to musimy uwzględnić również aspekt wyrobów gotowych, produkowanych w krajach poza UE z dużo wyższym śladem węglowym niż w Polsce.

Uszczelnienie tego systemu jest potrzebne z perspektywy wszystkich wytwórców w Europie.

Czy "zielona polityka", którą prowadzimy, powinna zostać poddana pewnej rewizji, przesunięciu w czasie?

- Uważam, że tak. Powinniśmy wspierać i kontynuować inicjatywy redukujące zużycie energii, zwiększenie udziału odnawialnych źródeł w energetycznym miksie. Potrzebne jest jednakże, co powtarzam, holistyczne podejście.

Musimy chronić rynek przed wejściem produktów produkowanych bez żadnych ograniczeń klimatycznych. Tak naprawdę nakręcają one światową spiralę emisji, ponieważ ich producenci zarabiają więcej i mogą lokować swoje zyski w dalszy rozwój, który często nie jest zrównoważony. Jeżeli tego nie zmienimy, będziemy mieli regres w gospodarce i wygaszanie produkcji w Europie.

Jak zintensyfikować w naszym kraju wzrost produktywności? Czy można to zrobić poprzez cyfryzację, automatyzację, robotyzację czy sztuczną inteligencję? Co stanowi bariery takiego rozwoju?

- Aspekty cyfryzacji i robotyzacji procesów pomogą nam przede wszystkim z perspektywy wzrostu kosztów personalnych. Musimy jednak znaleźć sposób na to, żeby móc kompensować produktywnością postępujący wzrost wynagrodzeń.

Podstawą pozostaje narzędzie, po które sięgnęliśmy już wiele lat temu, czyli Lean Manufacturing. Musimy je wzmacniać - poprzez automatyzację i digitalizację. Przy czym wymaga to przemyślanych, celowanych rozwiązań, bo wydatki na automatyzację muszą się zwracać, a ograniczona dostępność środków może być hamulcem takiego rozwoju.

W naszym przypadku niemal pełna automatyzacja produkcji nie jest na razie możliwa. Produkcja urządzeń wymaga dużego wkładu pracy manualnej. Niemal całkowicie jest już natomiast zautomatyzowana produkcja wstępna, w której wytwarzamy elementy metalowe naszych urządzeń.

Coboty pracują zbyt wolno jak na potrzeby linii montażu BSH

W przypadku samego montażu także jednak znajdujemy możliwości automatyzacji pewnych procesów. Wkręcanie wkrętów do ścianki tylnej jest świetnym przykładem - otwory są standardowe, a czynność - powtarzana; można wykorzystać głowice skręcające z automatycznym podajnikiem wkrętów.

Powoli od procesu manualnego przechodzimy do linii, na której człowiek pracuje obok robota. W naszym wypadku coboty pracują zbyt wolno. Zamiast nich stosujemy więc roboty, ustawione w bezpiecznie wyizolowanych strefach, będących częścią linii montażu.

Co może w Polsce przyspieszyć i powiększyć prywatne inwestycje, w tym te w najbardziej nowoczesne technologie?

- Przede wszystkim trzeba mieć na uwadze opłacalność. To często oznacza potrzebę poświęcenia dłuższego czasu na trafne zdiagnozowanie potrzeb i dobranie odpowiednich technologii.

Oprócz 3 fabryk BSH ma w Łodzi również Centrum Badań i Rozwoju Pralnictwa. Fot. mat. pras. BSH Oprócz 3 fabryk BSH ma w Łodzi również Centrum Badań i Rozwoju Pralnictwa. Fot. mat. pras. BSH

Początkowo zachłysnęliśmy się możliwościami Przemysłu 4.0, zapominając, że każda inwestycja musi się spłacić, wygenerować zysk. Rządowe czy unijne programy wsparcia, wymagające szybkich decyzji na początku, spowodowały, że często inwestycje robiono dlatego, że było wsparcie, a nie dlatego, że mogły rzeczywiście dokonać zmiany.

Nie oczekiwałbym, że to rząd albo środki unijne wniosą wszystkie inwestycje w technologie. Biznes nie potrzebuje prowadzenia za rękę. Opłacalne inwestycje obronią się same.

Dobrze wykształcona kadra pomaga wejść na wyższy poziom produktywności

Co może pomóc? Dobre zorganizowanie i rozwijanie współpracy biznesu oraz ośrodków uniwersyteckich. Tu mamy dwie kwestie. Rządowe wsparcie innowacji powinno dotyczyć nie tylko przemysłu, ale także ośrodków badawczych, które są w stanie tworzyć nowe technologie. Z tego samego powodu ważne pozostaje wsparcie startupów. 

Z drugiej strony trzeba także wspierać podnoszenie poziomu kształcenia. Wykształcony inżynier, który będzie dobrze zaznajomiony z najnowocześniejszymi technologiami, jako pracownik pomoże nam wchodzić na wyższy poziom produktywności. Nauka od podstaw, edukacja i wsparcie nowoczesnych technologii właśnie w szkołach branżowych i uczelniach - oto coś, co mogłoby nam pomóc jeszcze bardziej.

Czy dostęp do zewnętrznego finansowania poprzez banki, giełdy czy instytucje finansowe jest wystarczający i wystarczająco wspiera ekspansję gospodarczą?

- Koszty kredytowe pozyskania środków finansowych z sektora bankowego w Polsce są jednymi z największych w Europie. To przedsiębiorcom nie pomaga.

Ten temat ostatnio pojawił się w mediach, więc mam nadzieję, że zainteresowanie opinii publicznej wspomnianą sprawą może wpłynąć pozytywnie na zmiany.

Czego spodziewa się pan w swojej branży w ciągu najbliższych kilku lat, w jaką stronę ona się będzie rozwijać? Czy to będzie rozwój czy stagnacja?

- Na światowym rynku AGD od kilku lat obserwujemy spadki sprzedaży ilościowej. Myślę, że 2025 będzie rokiem stabilnym, ale nie przełomowym. Liczymy, że w przyszłym roku zaczniemy powoli wracać do tendencji wzrostowej.

W niektórych kategoriach produktowych, gdzie były największe, najgłębsze spadki, w tej chwili już obserwujemy wzrosty. W naszej fabryce suszarek w porównaniu z zeszłym rokiem widzimy kilkunastoprocentowy wzrost produkcji. Mam nadzieję, że w przyszłym roku ten trend będzie widoczny również w innych kategoriach produktowych.

Wiele zależy oczywiście od rozwoju sytuacji na Ukrainie. Trwający tam konflikt powoduje, że cały region jest postrzegany jako strefa niepewności. Kupno nowej pralki, lodówki czy piekarnika nie jest tam pierwszą potrzebą.

Jak pana firma zamierza utrzymać albo poprawić swoją pozycję?

- Powinniśmy wciąż myśleć i pracować nad poprawą konkurencyjności. Jeden z naszych szefów, odwiedzając nas ostatnio, wspomniał: "Przyjeżdżam do was dzisiaj, bo jesteście preferowanym miejscem inwestycji. Ale dziś interesuje mnie, jaki macie pomysł na to, żebym za pięć czy dziesięć lat nie przyjechał do was z pytaniem, dlaczego dzisiaj już nie jesteście konkurencyjni?".

To jest pytanie, które powinniśmy jako przedsiębiorcy sobie w głowie zaszczepić - i myśleć stale o tym, że to, co robimy teraz, nie jest wystarczające, żeby dzisiejsza konkurencyjność za pięć lat była utrzymana na tym samym poziomie.

Czy wszystko jest w głowach przedsiębiorców? Czy też nienadążające za gospodarką otoczenie regulacyjne może doprowadzić do tego, że za pięć lat przyjedzie ten wasz menedżer i powie: "No, słuchajcie, chłopaki, na tym podwórku wszystko się zwija, idziemy gdzieś indziej"?

- Zacząć trzeba od własnej głowy, bo na to mamy rzeczywisty wpływ, a sukces rozleniwia. Mam wrażenie, że to akurat przypadek Niemiec, które straciły kilka lat, w których - będąc na szczycie unijnych gospodarek - zaniedbały poprawę konkurencyjności i dziś nie zawsze mogą zapobiec odpływowi inwestycji.

Musimy też pracować nad naszym podejściem, żeby wciąż pozostać głodnym, nienasyconym w dążeniu do poprawy. Nie możemy stworzyć sobie atmosfery zbyt dużego komfortu, wynikającego z wysokich wolumenów produkcji i utrzymywania kosztów w ryzach.

To samo dotyczy otoczenia regulacyjnego. Rząd powinien na bieżąco rozmawiać z organizacjami pracodawców, stowarzyszeniami branżowymi, praktykami biznesu i wspólnie z nimi poprawiać regulacje. To przede wszystkim pozwoli na unikanie błędów przy tworzeniu nowych warunków otoczenia biznesu.

Szanowny Użytkowniku!

Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.

Co możesz zrobić:

Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie