Z współzałożycielem i prezesem Nowego Stylu, jednej z największych prywatnych firm w Polsce, rozmawiamy w ramach cyklu "25 na 25 WNP.PL" o wyzwaniach współczesnego świata.

Z jednej strony protekcjonizm, z drugiej Unia z bezbronnym rynkiem. - Nie znam recepty na ten kryzys, to zadanie dla decydentów. Niewątpliwie mają obecnie twardy orzech do zgryzienia, bo toczymy bardzo nierówną grę. Myślę, że powinniśmy mimo wszystko bronić naszych, europejskich wartości, dbając jednak o równą konkurencję - mówi Adam Krzanowski, prezes Nowego Stylu.

  • Polska staje się stosunkowo drogim krajem, przez co pewne decyzje odnośnie lokowania produkcji nie powinny dziwić, bo bardzo dużą rolę odgrywa cena - mówi Adam Krzanowski, prezes Nowego Stylu, polskiego potentata meblarskiego.
  • Jego zdaniem obecnie najpoważniejszym zagrożeniem, to konkurencja z Chin, które są fabryką świata. 
  • Obrany przez Europę kierunek zrównoważonego i zeroemisyjnego rozwoju jest jak najbardziej słuszny. Jednak jeśli te wysiłki będziemy podejmować sami, to przegramy. Transformacja biznesu kosztuje i jeszcze musimy w tym samym czasie konkurować z firmami, które nie mają aż tak wyśrubowanych ambicji i celów - mówi nasz rozmówca. 
  • Z współzałożycielem i prezesem Nowego Stylu, jednej z największych prywatnych firm w Polsce, rozmawiamy w ramach cyklu "25 na 25 WNP.PL" o wyzwaniach współczesnego świata.
  • Portal WNP.PL obchodzi w tym roku 25-lecie. Specjalny, jubileuszowy projekt "25 na 25 WNP.PL" to cykl rozmów z 25 osobami, które w godny uwagi sposób współkształtowały i współkształtują gospodarczy obraz naszego kraju. Finał cyklu planowany jest na Europejskim Kongresie Gospodarczym (23-25 kwietnia 2025 r.).

Finał cyklu planowany jest na Europejskim Kongresie Gospodarczym (23-25 kwietnia 2025 r.). Finał cyklu planowany jest na Europejskim Kongresie Gospodarczym (23-25 kwietnia 2025 r.).

Założył pan Nowy Styl ze swoim bratem w latach 90. ubiegłego wieku. Dziś firma generuje przychody na poziomie ponad 300 mln euro na ponad 70 rynkach, zatrudnia 3,5 tys. pracowników i wypracowała zasłużoną pozycję europejskiego lidera w swojej branży. Niewielu firmom w Polsce udał się sukces na taką skalę. Dlaczego? Co zrobiliście lepiej?

- Pomogło nam z pewnością to, że bardzo szybko po założeniu firmy staliśmy się liderem na lokalnym rynku i chcąc rosnąć dalej, jedyną opcją było wyjście z biznesem poza granice. W Polsce praktycznie nie mieliśmy wówczas żadnej konkurencji, co ułatwiło skalowanie biznesu.

Na zagranicznych rynkach, gdzie konkurencja była już zdecydowanie większa, naszym podstawowym atutem były niskie koszty pracy, które przekładały się na finalną cenę produktu. Na początku la 90. wynagrodzenie w Polsce było dwunastokrotnie niższe niż w Niemczech.

W dzisiejszych czasach własna marka i rynki zbytu są kluczowe

Innym ta sztuka się nie udała. Szukam odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak niewiele mamy polskich firm działających na globalną skalę. Co więcej, dziś już nie mamy takiej przewagi niskich kosztów pracy.

- Ciężko mi oceniać, dlaczego innym nie udało się wspiąć na porównywalny poziom. Natomiast w naszej branży dostrzegam jedną, niepokojącą rzecz, która może zaważyć na rozwoju dzisiejszych firm  – brak własnej marki.

Polska stała się w wielu branżach, nie tylko w meblarskiej, fabryką dla Europy. Wielu przedsiębiorców z powodzeniem zarabia produkując dla zagranicznych firm pod ich globalnymi markami. Obserwując obecne zmiany na rynkach, taka zależność może być dla nich niebezpieczna.

Dlaczego? Przez wspomniane rosnące koszty pracy?

- Tak, Polska może stać się po prostu za droga i zamówienia trafią do fabryk w innych krajach. Własna marka i rynki zbytu są tu kluczowe. Patrząc na branżę meblarską, jesteśmy jedną z naprawdę nielicznych firm, która ma rozpoznawalny brand i nie musi się martwić decyzjami o przenoszeniu produkcji ze względu na rosnące koszty wytwarzania. A w Polsce, przy tak szybko rosnącej w ostatnich latach pensji minimalnej te koszty rosną nieproporcjonalnie.

Ale czy my naprawdę możemy rywalizować tylko tanią siłą roboczą? Czy to nasz jedyny atut?

- Nie jedyny, ale jest to wyzwanie dla firm nastawionych na sprzedaż poza granicami Polski, takich jak nasza. W ubiegłym roku Nowy Styl wygenerował 84 proc. sprzedaży  poza Polską. Wzrost pensji minimalnej rzędu stu kilkudziesięciu procent w kilka lat to potężna presja na wyniki, do tego dochodzi ryzyko związane z umocnieniem złotówki. Polska staje się stosunkowo drogim krajem, przez co pewne decyzje odnośnie lokowania produkcji nie powinny dziwić, bo  bardzo dużą rolę odgrywa cena.  

Pozycjonujemy nasze produkty w klasie premium i wśród naszych klientów mamy największe firmy europejskie. Wyposażamy im biura i sale konferencyjne. Startując w przetargach musimy spełnić określone warunki odnośnie produktu czy sposobu wytwarzania. Duża część  naszej konkurencji, tak samo jak my, spełnia te  wymogi, dlatego o wygranej decydują wtedy cena, serwis itp. 

Adam Krzanowski, to współzałożyciel i prezes Nowego Stylu, polskiego potentata branży meblarskiej (fot. mat. pras. Nowy Styl/Tomasz Gotfryd) Adam Krzanowski, to współzałożyciel i prezes Nowego Stylu, polskiego potentata branży meblarskiej (fot. mat. pras. Nowy Styl/Tomasz Gotfryd)

Wskazał pan koszty pracy, jako najwięcej ważący element w kosztach produkcji. A co z energią. Polska ma jedne z najwyższych cen energii, co również przekłada się na produkcję.

- Na szczęście nasza produkcja nie jest bardzo energochłonna, więc nasza sytuacja jest zupełnie inna niż w biznesach, które zużywają duże ilości energii i w dużej mierze zależą od jej cen.

W naszym wypadku, obok wspomnianych kosztów pracy, ważnym elementem są surowce i komponenty, które wykorzystujemy do produkcji. Tu ceny kształtuje rynek, więc ciężko mówić o możliwości zyskania przewagi konkurencyjnej. Oferując asortyment premium konkurujemy z takimi samymi firmami, jak nasza w Niemczech, we Francji, Holandii i Szwajcarii. Gros kosztów mamy zbliżonych, to co nas różni, to właśnie koszt siły roboczej, poziom serwisu, obsługi klienta.

Natomiast to, co jest moim zdaniem obecnie najpoważniejszym zagrożeniem, to konkurencja z Chin, które rozwijają się w niewyobrażalnym tempie. Podczas niedawnej wizyty zobaczyłem takie zaawansowanie automatyzacji, co w połączeniu z pracowitością Chińczyków sprawia, że koszty wytwarzania są nieporównywalne do europejskich. Dlatego Chiny są fabryką świata.

Czy to oznacza, że nie mamy – jako Europa – już szans w tej nierównej konkurencji z Państwem Środka? Czy to zmierzch przemysłu na Starym Kontynencie i nawet Nowy Styl poszuka tańszych miejsc do lokowania produkcji?

- Obecnie nasze fotele i krzesła produkujemy głównie w Polsce. Mamy też zakłady w Niemczech i w Szwajcarii.

Odpowiadając na pytanie, czy gotów byłbym wyjść z produkcją poza Polskę, przyznam, że nie wyobrażam sobie takiego scenariusza. Być może przyjdzie czas, by poszukać partnerów poza granicami Polski, ale jako poddostawców poszczególnych komponentów.

Myślę, że w przypadku pomyślnego końca wojny na Ukrainie ten kraj mógłby być atrakcyjnym partnerem. W skali całej Europy wciąż dobrym miejscem na produkcję są Bałkany, czyli Bułgaria, Rumunia czy Serbia. Tam rzeczywiście wciąż koszty pracy są  niższe niż u nas.  

Na razie jednak nie podejmujemy żadnych decyzji, tylko przyglądamy się i analizujemy sytuację. Nasza produkcja też ma swoją specyfikę. Staramy się dostosować produkty do wymagań klientów na poszczególnych rynkach. Niektórzy chcą mieć krzesła z zagłówkiem, dla innych ważne jest podparcie lub podłokietniki. Do tego dochodzą tysiące wzorów tapicerek. Tu nie ma miejsca na automatyzację, a przy krótkich terminach realizacji, nie jesteśmy w stanie zlecić całej produkcji czy jej przenieść do odległych zakładów.

Europa w obecnych turbulentnych czasach ma do przemyślenia wiele spraw

Do tego dochodzą zawirowania geopolityczne, które mogą z dnia na dzień zerwać łańcuchy dostaw, co przerobiliśmy w trakcie pandemii czy podczas ataków Huti na kanał Sueski… To także skłania chyba bardziej do decouplingu niż przenoszenia np. do Azji?

- Musimy pamiętać, że od zamówienia w Chinach do dostawy do Europy może minąć  cztery miesięce. Wspomniane ataki Huti spowodowały, że statki musiały zmienić trasy i opływać Afrykę, co wydłużyło transport o kolejne 2 tygodnie.

Ostatnie lata to był czas niespotykanych dotychczas turbulencji. Poradziliśmy sobie w tym trudnym czasie, ale najwyraźniej to nie koniec zmian.

Zastanawia mnie kierunek, który obiera Ameryka pod rządami Donalda Trumpa. Ostatnie kilkadziesiąt lat to czas wolnego handlu i teraz Stany Zjednoczone zmieniają kurs i pojawia się pytanie o reakcje innych gospodarek. Czy Europa też zdecyduje się na wprowadzenie ceł chroniących jej rynek? Już teraz chociażby europejski przemysł motoryzacyjny przegrywa na całej linii z chińską produkcją. Połowę tańsze elektryki BYD są bezkonkurencyjne.

Czyli bez protekcjonizmu nie uratujemy europejskiego przemysłu?

- Sprawa jest o wiele bardziej złożona a Europa ma do przemyślenia wiele spraw. Będąc w Chinach wyraźnie widziałem, jak ten kraj buduje swoje przewagi. Owszem, mają tańsze surowce, utrzymywane na niskim poziomie przez państwo ceny energii. Ale również mają nieprawdopodobnie produktywne społeczeństwo i pełną automatyzację w zakładach produkcyjnych. W dodatku nie ograniczają ich za bardzo  normy i regulacje.

W tym samym czasie Unia sama sobie stawia wyśrubowane cele, które praktycznie pozbawiają ją konkurencyjności w coraz ostrzejszej walce na handlowej mapie świata.

Odpowiadając więc na pani pytanie o przyszłość globalnej gospodarki, to z jednej strony boję się protekcjonizmu, powrotu ceł hamujących wolny handel. Z drugiej strony jednak już widać, że Unia bez ochrony swojego rynku może sobie nie poradzić.

Obrany przez nas kierunek zrównoważonego i zeroemisyjnego rozwoju jest jak najbardziej słuszny. Jednak jeśli te wysiłki będziemy podejmować sami, to przegramy. Transformacja biznesu kosztuje i jeszcze musimy w tym samym czasie konkurować z firmami, które  nie mają aż tak wyśrubowanych  ambicji i celów.  

Czy to oznacza, że Europa powinna zmienić kurs? Mimo całej jego słuszności?

- Nie znam recepty na ten kryzys, to zadanie dla decydentów. Niewątpliwie mają obecnie twardy orzech do zgryzienia, bo toczymy bardzo nierówną grę. Myślę, że powinniśmy mimo wszystko bronić naszych, europejskich wartości, dbając jednak o równą konkurencję. Powinniśmy wymagać od naszych partnerów stosowania europejskich norm i zasad. Ponadto otwierając rynek na towary zza granicy, zadbajmy, by nasza produkcja w danym kraju miała takie same warunki.

Tu też pojawia się pytanie o to, co Europa powinna produkować. W nowych technologiach globalny wyścig już przegrywamy. Nie mamy europejskiego DeepSeeka…

- Tu znów wrócę do mojej ostatniej podróży do Chin, gdzie odwiedziłem fabrykę, w której zainstalowano zautomatyzowaną linię niemieckiego projektu. Okazało się, że w chińskich warunkach nie tylko jej wdrożenie było drogie, ale pojawiały się techniczne problemy. I co zrobili chińscy inżynierowie? Przeprojektowali i zainstalowani linię za 1/4 ceny europejskiej technologii.

Chiny, tak zacofane jeszcze 30 lat temu, dziś z punktu widzenia myśli technicznej, już nas wyprzedzają. Mają tak samo świetne uniwersytety i ogromną determinację do rozwoju. Tam uczniowie spędzają w szkołach 12 godzin, tyle samo trwa dzień pracy.

A w Polsce w tym samym czasie rezygnujemy z zadawania prac domowych…

- Tu tkwi problem. Oczywiście praca czy nauka w takim wymiarze nie jest niczym normalnym i nie jest to model do powielania, ale to pokazuje, z kim tak naprawdę musimy konkurować.

Polska naprawdę nie ma najgorszego prawa w Europie

Wróćmy jednak do biznesu. Ruszyła wielka deregulacyjna akcja rządu, do której premier Tusk zaprosił przedsiębiorców. Czy Pana zdaniem tym razem taka inicjatywa ma szansę na powodzenie?

- Mam nadzieję. Jest naprawdę obecnie wielkie oczekiwanie zmiany i faktycznej deregulacji. Mam tylko obawy, że oczekiwania już teraz przerastają faktyczne możliwości realizacji. Samo zidentyfikowanie problematycznych obszarów jeszcze nie gwarantuje powodzenia. Nie mniej trzymam z całych sił kciuki, by jak najwięcej z postulatów biznesu udało się wdrożyć.

Które zatem obszary Pana zdaniem wymagają najpilniejszego działania?

- Nie pokuszę się o wskazanie najważniejszych obszarów do deregulacji. Jako firma przez wszystkie te lata bardzo mocno koncentrowaliśmy się na rozwoju i akceptowaliśmy prawny stan rzeczy, w którym przyszło nam funkcjonować. W latach 90., gdy zaczynaliśmy, była to zupełna wolno amerykanka, teraz mamy inne otoczenie. W każdym musimy się odnaleźć, tak samo jak dostosowujemy się do przepisów obowiązujących w państwach, w których działamy.

Tak jak powiedziałem, prawie 85 proc. sprzedaży Nowy Styl realizuje poza Polską i tam mamy większość naszych operacji. W każdym kraju jest inne prawo i podstawową umiejętnością się dostosowanie się do tego.

Z perspektywy tego doświadczenia na zagranicznych rynkach muszę dopytać, czy faktycznie to otoczenie regulacyjne w Polsce jest znacznie gorsze czy trudniejsze dla biznesu niż w innych krajach?

- Tak bym tego nie ujął. Po pierwsze w całej Europie Zachodniej, która jest dla nas najważniejszym rynkiem, obowiązuje jednak unijne prawo. Różnice są, ale Polska naprawdę nie ma najgorszego prawa w Europie.

Skoro prawo mamy nie najgorsze, to dlaczego inwestycje coraz częściej omijają Polskę? Z inwestycjami polskich firm też jest krucho…

- Tu znów muszę wskazać na znaczący wzrost kosztów pracy, który jest wyzwaniem zarówno dla krajowych firm, jak zagranicznych inwestorów. Bo faktycznie jako kraj mamy świetną lokalizację, blisko największych rynków Europy Zachodniej, wykształcone kadry, jednak przestajemy być konkurencyjni właśnie w obszarze kosztów pracy.

Geopolityka największym obecnie wyzwaniem dla biznesu

Dlatego teraz musimy się skupić na tym, czym możemy się wyróżnić od innych ościennych krajów. I tu jest rola dla państwa, które powinno zadbać o odpowiednią dla inwestorów infrastrukturę, logistykę. To są elementy, które będą budowały naszą przewagę. Dodatkowo na naszą niekorzyść działa obecna sytuacja geopolityczna, bliskość wojny za naszą granicą z pewnością nie podnosi atrakcyjności inwestycyjnej naszego kraju.

Czyli znów wracamy do punktu wyjścia, że to geopolityka jest największym obecnie wyzwaniem dla biznesu?

- Zdecydowanie tak. Mamy okres pewnego zawieszenia, wiele firm się zastanawia, czy obecnie jest dobry moment, by w ogóle inwestować w cokolwiek. Zwłaszcza tu w Europie.

Przykładem mogą być Niemcy, nasz największy rynek, na którym realizujemy ponad 30 proc. sprzedaży. Tam widać, jak ciężki był ubiegły rok dla gospodarki. Polska poradziła sobie całkiem dobrze w tym czasie, tymczasem nasi zachodni sąsiedzi wciąż pogrążeni są w kryzysie i scenariusze na 2025 r. są nadal pesymistyczne.

Czy ten kryzys jest zagrożeniem dla waszego biznesu? Nowy Styl prognozuje mimo to kilkuprocentowy wzrost przychodów w tym roku. Czy to się uda w tej sytuacji?

- Prawda jest taka, że od 2020 r. tworzenie budżetów obarczone jest dużo większym ryzykiem. Do czasów pandemii plany i prognozy wzrostu projektowaliśmy na podstawie podpisanych umów, obserwacji rynku, znając zamówienia na kolejny rok i zazwyczaj w mniejszym lub większym stopniu trafialiśmy z tymi planami. Dziś otoczenie bardzo dynamicznie się zmienia. Nasz model elastycznego zarządzania w takim sytuacjach tym bardziej się sprawdza. Na bieżąco aktualizujemy nasze plany i wydaje mi się, że chyba nie ma dzisiaj lepszego sposobu kierowania biznesem w tak niepewnym otoczeniu.

Sporo zmieniło się przez te 33 lata Nowego Stylu. Na koniec chciałabym zapytać o taką subiektywną ocenę, czy wówczas, w latach 90. ubiegłego wieku, łatwiej było budować biznes niż dzisiaj?

-  Gdy zaczynaliśmy w latach 90. byliśmy jedną z pierwszych firm, która zaczęła produkować krzesła biurowe w Polsce. Działaliśmy bardzo sprawnie, mieliśmy określone cele i  szybko zdobyliśmy krajowy rynek.

Czy dzisiaj założyłbym firmę w tej samej branży? Zapewne nie, bo konkurencja jest już zbyt duża. Myślę, że dzisiaj największym wyzwaniem jest wymyślenie produktu, którego jeszcze nie ma, albo na który będzie duże zapotrzebowanie. Trzeba znaleźć swoją niszę lub nową technologię, która zmieni zasady gry.

Czyli jednak innowacyjność jest najskuteczniejszym przepisem na biznesowy sukces?

- Innowacyjność i świeże spojrzenie. Niezwykle ważne jest też dobre zrozumienie rynku i konkurencji, po to, by móc wyprzedzać ją z pomysłami.

Szanowny Użytkowniku!

Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.

Co możesz zrobić:

Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie