Polska stoi przed historycznym wyzwaniem – realizujemy transformację systemu energetycznego. Wielkie inwestycje wymagają potężnych sił wykonawczych. Czy będzie tu miejsce dla polskich firm?
- W lądowym sektorze wiatrowym mamy już spore doświadczenie. Niektóre projekty są już nawet pełnoletnie i udział polskich firm w tym segmencie rynku sięga już 50 proc. W przypadku innych segmentów jesteśmy dopiero na początku drogi i mówimy o local contencie na poziomie 10 proc. – mówił podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego Szymon Kowalski, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Jego zdaniem trzeba celować znacznie wyżej i polskie firmy powinny odpowiadać za co najmniej 70-80 proc. rynku wykonawczego w sektorze odnawialnych źródeł energii.
- Mówimy przy tym już nie tylko o fazie rozwoju tego typu źródeł, ale także o ich późniejszej eksploatacji. W przypadku sektora wiatrowego na lądzie potencjał polskich firm jest gigantyczny, na morzu mamy jeszcze dużo do zrobienia, choć i tu już działamy. Są polskie firmy, które dostarczają komponenty do produkcji turbin, mamy spółkę Skarbu Państwa, która produkuje wieże, do tego dochodzą te mniej widoczne elementy, jak konstrukcje stalowe, przekładnie, elementy gondoli. Polskie firmy serwisują już też wiatraki na całym świecie – wyliczał Szymon Kowalski.
Tak samo polskie firmy będą walczyć o udział przy realizacji miliardowych inwestycji w atom. Rząd - przypomnijmy - planuje budowę trzech elektrowni jądrowych.
- Local content dla pierwszego bloku jądrowego zakładany jest mniej więcej na 40 proc., jednak z czasem ma on wzrosnąć nawet do ok. 70 proc. udziału polskich firm. Oczywiście nie wyprodukujemy kluczowych elementów reaktora, bo zajmuje się tym zaledwie kilka firm na świecie, ale mamy już w Polsce takie firmy, które realizują prace na placach budów elektrowni jądrowych na całym świecie. Dlatego nieprawdziwe są złośliwe pogłoski, że na budowach polskich elektrowni jądrowych wozić będziemy tylko pizzę i lać beton. Zdecydowanie tak nie będzie – mówił Paweł Gajda, ekspert z zakresu energetyki jądrowej w Akademii Górniczo-Hutniczej, członek zarządu European Nuclear Society.
Jego zdaniem jednak proces wdrożenia polskich firm w tym segmencie rynku energetycznego będzie o wiele bardziej skomplikowany niż chociażby w przypadku OZE ze względu na specyfikę branży jądrowej. Dlatego potrzebne tu jest wsparcie instytucjonalne ze strony państwa. Bardzo ważną rolę tutaj będzie odgrywał zarówno Urząd Dozoru Technicznego, jak i Państwowa Agencja Atomistyki.
Pewnego rodzaju przestrogą dla polskich firm aspirujących do kontraktów przy planowanych inwestycjach w offshore czy atom powinny być doświadczenia z okresu boomu łupkowego w Polsce. Po obiecujące złoża sięgnąć chciało wówczas kilkudziesięciu inwestorów zagranicznych.
- Najważniejsza wówczas była dostępność usług i liczył się czas. Dlatego przy specjalistycznych usługach na placach wiertniczych widać było zdecydowaną większość podmiotów zagranicznych. Polscy pracownicy realizowali proste prace - mówiła Dominika Taranko, dyrektor Forum Energii i Klimatu Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Jak wskazała, nie było wówczas świadomości potrzeby budowania local contentu. Inwestorzy nie animowali lokalnego łańcucha podwykonawców. Teraz, w przypadku morskiej energetyki wiatrowej, to się zmienia.
- Sugerowałabym zarówno polskim przedsiębiorcom, którzy interesują się nowymi inwestycjami w energetyce, szczególnie sektorowi budowlanemu, który ma teraz słabszy okres, by szukali poszerzenia swojego biznesu, zagranicznych partnerów technologicznych, którzy pomogą w zdobyciu niezbędnych kompetencji. Takie partnerstwo dwustronne ma szansę zadziałać w szybszym tempie – dodała Dominika Taranko.
Wiceprezes zarządu Taurona ds. strategii i rozwoju Patryk Demski wskazał, że starając się o zapewnienie jak największego udziału polskich firm w planowanych inwestycjach w energetyce, powinniśmy brać przykład z Koreańczyków, którzy obecni są dziś na największych placach budów, także w Polsce. Wymienić wystarczy takie inwestycje jak Polimery Police czy CPK, a być może będą także uczestniczyć w budowie polskiego atomu.
Zobacz retransmisję debaty "Local content w energetyce":
- Ten wielki sukces budowali przez wiele lat, najpierw obserwując, potem doszkalając się, by wreszcie stanąć na własne nogi i eksportować technologie na cały świat. To jest wzór dla takiej gospodarki jak polska, która odbudowuje się latach zamrożenia i korzysta z zastrzyku kapitału i technologii, które zostały importowane do Polski. Równolegle budujemy ekosystem firm, które dopiero wzrastają, ale mają szansę budować local content w wielkich inwestycjach energetycznych – mówił Patryk Demski.
Jego zdaniem powinniśmy wzorem Koreańczyków budować firmy będące międzynarodowymi czempionami wykonawczymi, które będą w stanie uzupełnić portfolio wykonawców planowanych inwestycji w morskiej energetyce wiatrowej czy atomie.
- To jest przykład dla nas, że można z gospodarki, która była w cieniu swojego azjatyckiego rywala - Japonii, korzystając z technologicznego wsparcia takiego partnera jak USA, zbudować własną pozycję na międzynarodowym rynku – mówił wiceprezes.
W Polsce mamy jednak różnego rodzaju bariery, przez które budowa tego typu międzynarodowych czempionów wykonawczych może być trudna. Jednym z nich jest prawo.
- Istotą ustawy Prawo zamówień publicznych jest równe traktowanie oferentów. Tutaj jedyne preferencje ze względu na kraj producenta, jakie są dopuszczalne, to preferencje dla podmiotów z Unii Europejskiej – mówił Grzegorz Mośka, dyrektor departamentu inwestycji OZE w PGE Energia Odnawialna.
Dlatego trudno mówić o zmianach w tym prawie, które gwarantowałyby pierwszeństwo polskim podmiotom. – Jakiekolwiek przepisy wykluczające podmioty z Unii Europejskiej przekreślałyby szanse danego projektu na wsparcie finansowe z UE – zaznaczył Mośka.
Zdaniem Dominiki Taranko o wiele lepszym rozwiązaniem, niż zmiany w Prawie zamówień publicznych, byłoby wprowadzenie odpowiednich systemów wsparcia po to, by polskie firmy, często z sektora MŚP, miały równe szanse, chociażby w zakresie zabezpieczenia finansowania, w porównaniu z zagranicznymi, często o wiele większymi konkurentami.
Inną barierą jest także pewna specyfika polskich firm, które nie potrafią łączyć sił w walce o naprawdę duże kontrakty.
- Budowanie konsorcjów w Polsce jest bardzo trudne. Tymczasem to najlepszy sposób na zdobywanie referencji – mówił Grzegorz Mośka z PGE Energia Odnawialna.
Po części to kwestia mentalności polskich przedsiębiorców, którzy są zaradni, ale zazwyczaj działają na własny rachunek i skupiają się na indywidualnym konkurowaniu, a nie na współpracy. Przyczyny braku umiejętności współdziałania są jednak także bardziej strukturalne.
- Łatwiej jest być podwykonawcą niż konsorcjantem – ocenił Marek Mazurek, prezes i dyrektor generalny Izostalu. – Podwykonawców chroni prawo, mają pewne pieniądze, dlatego małe i średnie firmy wolą występować w tej roli. Rola konsorcjantem jest o wiele bardziej skomplikowana. Dlatego konsorcja w Polsce nie powstają – dodał prezes.
Jak podkreślił, zdobywanie niezbędnych dla podwykonawców referencji w Polsce jest bardzo trudnym zadaniem.
Dlatego polskie firmy, które planują wielkie inwestycje w odnawialne źródła energii, postanowiły usprawnić dialog z wykonawcami i podwykonawcami. Tak by wśród nich jak najwięcej było krajowych podmiotów.
- Budujemy wielkie centrum kompetencyjne w Rudzie Śląskiej, by zaprosić tam naszych wykonawców i podwykonawców i powiedzieć im, co jest dla nas ważne. Chcemy zbudować z nimi dialog – mówił podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego Patryk Demski, wiceprezes Taurona.
Takie centra kompetencji budują też PGE i Orlen.
- To jest jedyna droga, by zaprosić do inwestycji małe i średnie firmy z Polski – podsumował.
Oglądasz archiwalną wersję strony Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Co możesz zrobić:
Przejdź do strony bieżącej edycji lub Kontynuuj przeglądanie